Czarne Dzikie Kąty

kzarecka

2007-10-18

kat_160I mamy kolejną nowość wydawnictwa Czarne. To książka zatytułowana "Dziki Kąt" Piotra Śliwińskiego. A gdzie znajduje się ten tajemniczy Dziki Kąt? Sam autor mówi: - Kraków dzieciństwa i młodości. Kraków, którego nie ma, który nie wróci. Dotyk niedotykalnego. Dziki Kąt to ziemski raj posadzony nad brzegiem Wisły i Rudawy. Ta książka to przedziwna proza złamana poezją. Książka napisana przez rodowitego krakowianina.





O książce - Postaci bohaterów łączą w sobie cechy plebejuszowskie z inteligenckimi. Refleksyjność, erudycja i poetyckie przywidzenia (często po czaju) narratora-Świętego nie gryzą się jednak zupełnie z folklorystycznym charakterem opowieści. Trudny, stawiajacy opór język stanowi jest estetycznym eksperymentem doskonale odzwierciedlającym ową dwoistość postaci zawieszonych miedzy światami. Powieść Śliwińskiego to historia mentalnego miejsca, tytułowego Dzikiego Kąta, gdzie wszystko jest jakby spomiędzy, nienależące do nikogo, przekraczające granicę stylów, estetyk, gatunków. W takim świecie niejasnych transgresji żyje dziś każdy - inteligent z Los Menelos. A w tle kawał najnowszej historii Polski z wiernie oddanej, ludowej perspektywy.

Agnieszka Wolny-Hamkało: - Najmocniejszą stroną powieści jest język - mieszanina gwary, archaizmów i osobistych kodów komunikacyjnych bohaterów. Całość brzmi jak rodem z prowincji dawnych lat. Przypomina mi się zdanie, jakie wypowiedział Estwood w jakimś westernie: `Użyj czasem tego słowa, żeby nie zaginęło`. Śliwiński używa takich słów z rozmachem, i nie są to w kółko eksploatowane szlagiery, tylko cała plejada świetnych, z babcinego strychu wyjętych słów. Zaskakujące, interesujące, zabawne, obrazowe.

Fragment
Zasadnicza różnica pomiędzy Świętowitem a Polifemem tkwi w zmyśle wzroku. Postanowiono wystawić mu pomnik i mauzoleum. W każdym mieście winna być wmurowana co najmniej jedna tablica pamiątkowa, co najmniej jedna ulica nazwana jego imieniem. Wiele szkół, przedszkoli i szaletów miejskich wyraziło już chęć obrania go na swego patrona. Z każdym kolejnym dniem przybywa zainteresowanych instytucji. Wkrótce cały kraj pokryje gęsta sieć jego czapek, szabel, butów, złotych myśli. Czas nad wyraz korzystny - zelżały mrozy i nie trzeba już zajmować się kolejnymi ofiarami zimy. Chwała bohaterowi!

W naszym mieście odbył się festiwal, otwarto trzy nowe banki i pięć firm z polsko-zagranicznym kapitałem, dwie sieci supermarketów i burdeli pod pełną eufemizmu nazwą agencji towarzyskich. Niepodległość czai się za każdym rogiem: czci się bohaterskie wyczyny trupów, bo żywi muszą przecież w jakiś sposób usprawiedliwić swe tchórzostwo. Zlikwidowano międzyczasie dziesięć szkół podstawowych, cztery średnie i dwie filialne placówki naukowe wyższych uczelni. Upadły niemal wszystkie instytucje kulturalne, a ostatnie, które jeszcze w jakiś niewiarygodny sposób przetrwały, obsiadła lewacko-postmodernistyczna kamaryla samochwalców. Widmo kolejnego tysiąclecia krąży nad naszym miastem. Oby tylko przy tym wszystkim nie zamknęli elektrowni, zakładów tytoniowych i fabryki papieru!

Jedynym pocieszeniem w całym tym bajzlu jest fakt istnienia, dowód osobisty z meldunkową pieczątką opiewającą na pobyt stały, książeczka wojskowa i dyplom ukończenia świadczą o tym, że się jest. Na inne cuda trzeba jeszcze trochę poczekać.

Mam iść po kolejny, podobno już rozdają w urzędzie, dzięki temu nabędę praw do roszczenia sobie swoich praw.

Będą mnie wreszcie mieć na widelcu.

Nawet za sto lat nie uda się wyjść z tego gnoju. Rzecz jasna, wciąż będzie to winą poprzedniego systemu i wynikiem trwających przemian i nie ma różnicy w tym, że jedni się babrają, a drudzy babrzą. Gówno pozostaje zawsze gównem.

Już jestem zaszeregowany, nabyłem praw do egzekwowania swych praw, co absolutnie nie zmieniło mego położenia. Nadal tkwię w punkcie wyjścia.

Skalista grota i jednocześnie ciepła brzana w miękkim łóżku - rzecz nie do pogodzenia w świetle natury ludzkiej. Nie można być zarazem ascetą i jebaką.

Znowu jest po seansie, znowu zabieramy wszystkie kieszeniowe duperszwance. Trochę ich przybyło od ostatniej wizyty. Papierosy jakby trochę lepsze i trochę droższe, ale obchodzi to wyłącznie palących. Smak gra kluczową rolę, aromat zapuszcza korzenie. Idziemy i ćmimy. Przed nami miasto, za nami miasto - urbanistyczna wiocha, w której prędzej czy później wszyscy się poznają.

Jak to bywa po seansie, jest czas na jeszcze jedno okrążenie żeby wymienić spostrzeżenia. Film był ciekawy, ale nikt nie pamięta tytułu. Mniejsza o to, i tak wszystko dobrze się kończy. Każdy zostaje zbawiony.

Rano budzi nas nadwiślańska trawiata i refleksy słońca grające na flaszkach po buroku.

Za tydzień premiera, pójdziemy wszyscy, one pójdą razem z nami. Już od dziś nerwowo obliczamy, czy wystarczy na pryta i alternatywy.

- Styknie w sam raz, jeszcze na fajury zostanie.
- Bedzie luksior!

Każdy z seansów należy do brudnych i niecnych spraw tego świata. Film jest zasłoną, przykrywką, pod którą kipi paskudztwo. Kieszenie zarasta brud, stać nas już tylko na najtańsze fajury i to bez filtra. Reszta zgubiona albo zhandlowana pokątnie u pasera. Został jeszcze tylko sikor po dziadku, przybył drugi po drugim dziadku. Teraz jest już czym kogo dziabnąć.

Piotr Śliwiński "Dziki Kąt"; Wydawnictwo: Czarne; Format: 125 x 195 mm; Liczba stron: 304; Okłądka: miękka; ISBN: 978-83-7536-010-3

KaHa

Tagi: Piotr Śliwiński, dziki kąt, książka, powieść, autor, wydawnictwo czarne,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany