Seksowna i niezależna. Słowem - wiedźma!

kzarecka

2010-02-11

dobry_z322y_160Seksowne i niezależne łatwo nie mają. Taka na przykład Rachel Morgan. Ładna? Ładna. Niezależna? Niezależna. Nie wszyscy takie lubią. A Rachel jest jeszcze gorsza - ot, usiłuje te stwory, które wszędzie się pałętają, utrzymać w ramach cywilizacji. Morgan kusiła czytelników już w "Przynieście mi głowę wiedźmy" (ależ jej uległo ludzi!!!). Teraz pokazała się w "Dobry, zły i nieumarły". Kim Harrison (autorka, która dzięki Rachel otrzymała nagrodę P.E.A.R.L. w kategorii Najlepszy Nowy Autor 2004) wystawiła bohaterkę na ciężką próbę. Czy podoła? Przecież nie zawsze jest happy end (nawet jeśli seria ma znacznie więcej książek)...


O książce - Czarownica Rachel Morgan, łowczyni nagród, która krąży wśród najgęstszych cieni śródmieścia Cincinnati w poszukiwaniu grasujących nocą przestępców, ma niełatwe życie. Potrafi sobie poradzić z odzianymi w skórę wampirami, a nawet zadaje się z przebiegłymi demonami. Lecz wielokrotny morderca, który żywi się specjalistami od najniebezpieczniejszego rodzaju czarnej magii, wystawia ją na niezwykle ciężką próbę. Konfrontacja z pradawnym, nieprzejednanym złem to nie dziecinna zabawa – a tym razem Rachel będzie miała szczęście, jeśli uda jej się zachować duszę.

Seria o wiedźmie Rachel Morgan, cieszy się na świecie ogromnym powodzeniem i odnosi wiele sukcesów. Powieść przetłumaczono na 11 języków i sprzedano m.in. do: Serbii, Rosji, Holandii, Niemiec, Węgier, Japonii, Włoch, Francji, Hiszpanii, Chin i Polski, a książki o wiedźmie Racheli są na listach bestsellerów większości sieci księgarskich w Stanach. Do dzisiaj w Stanach Zjednoczonych ukazało się 10 tomów, a serię wydano w 15 krajach świata.

Fragment

Wzdłuż rzędu roślin wiszących przed oknem zerknęłam na wolno stojące akwarium za biurkiem. Zgadza się. Kremowe płetwy. Czarna plamka na prawym boku. To ona. Pan Ray hodował koi i pokazywał je na dorocznej wystawie ryb. W sekretariacie zawsze wystawiał zwycięzcę z zeszłego roku, lecz teraz w akwarium pływały dwie ryby, a maskotka Wyjców zaginęła. Pan Ray kibicował Legowisku, drużynie rywalizującej z miejscową drużyną baseballu składającą się wyłącznie z Inderlanderów. Nietrudno było skojarzyć fakty i zabrać skradzioną rybę.

– Więc Mark jest na urlopie? – zapytała pogodna kobieta za biurkiem i wstała, by włożyć papier do podajnika drukarki. – Nic mi nie mówił.

Skinęłam głową, nawet nie patrząc na sekretarkę ubraną w elegancką kremową garsonkę, i przeciągnęłam sprzęt do podlewania kwiatków o następny metr. Mark był na krótkim urlopie na klatce schodowej budynku, w którym pracował przed przejściem do tego. Nieprzytomny dzięki krótko działającemu eliksirowi snu.

– Tak, proszę pani – powiedziałam, podnosząc głos i lekko sepleniąc. – Ale powiedział mi, które kwiatki trzeba podlać. – Ukryłam palce z umalowanymi na czerwono paznokciami, żeby sekretarka ich nie zauważyła. Nie pasowały do wizerunku dziewczyny od podlewania kwiatków. Powinnam byłam pomyśleć o tym wcześniej. – Wszystkie na tym piętrze, a potem arboretum na dachu.

Kobieta uśmiechnęła się, ukazując nienaturalnie duże zęby. Była łakiem, i to dość wysoko postawionym w biurowym stadzie, sądząc po jej ogładzie. A pan Ray nie trzymałby na stanowisku sekretarki psa, skoro było go stać na pensję dla suki. Rozsiewała dość przyjemny, lekki zapach piżma.

– Czy Mark powiedział ci o służbowej windzie na tyłach budynku? – zapytała uprzejmie. – Łatwiej z niej skorzystać niż targać wózek po schodach.

– Nie, proszę pani – odparłam, mocniej naciągając brzydką czapkę ze znaczkiem firmy ogrodniczej. – Chyba utrudnia mi zadanie, żebym nie próbowała przejąć jego terytorium.

Czując, że serce bije mi coraz szybciej, popchnęłam wózek Marka z nożycami do przycinania roślin, granulowanym nawozem i pojemnikiem do podlewania. Wiedziałam o windzie, a także o rozmieszczeniu sześciu wyjść awaryjnych i przycisków włączających alarm przeciwpożarowy oraz to, gdzie personel buira trzyma pączki.

– Ach, ci mężczyźni – powiedziała sekretarka, przewracając oczyma i siadając przed monitorem. – Czy nie zdają sobie sprawy, że mogłybyśmy rządzić światem, gdybyśmy tylko tego chciały?

Kiwnęłam głową i siknęłam odrobiną wody w następny kwiatek. Jakoś mi się wydawało, że już rządzimy tym światem.

Przez szum drukarki i cichy gwar biurowych rozmów przebiło się intensywne brzęczenie. Wydawały je skrzydełka Jenksa, mojego partnera, który przyfrunął z gabinetu szefa znajdującego się na tyłach biura; najwyraźniej był w złym humorze. Jego skrzydełka podobne do skrzydełek ważki poczerwieniały z podniecenia i sypał się z niego czarodziejski pyłek, tworząc kaskady słonecznego blasku.

– Skończyłem sprawdzać kwiatki w gabinecie – oznajmił głośno, lądując na krawędzi doniczki wiszącej przede mną. Wziął się pod boki, co sprawiło, że w swoim niebieskim kombinezonie wyglądał jak Piotruś Pan wyrosły na śmieciarza. Żona uszyła mu nawet pasującą czapeczkę. – Trzeba je tylko podlać. Mam ci tu w czymś pomóc czy mogę wrócić i pospać w samochodzie? – dodał zgryźliwie.

Zdjęłam z ramienia pojemnik z wodą i postawiłam go na podłodze, żeby zdjąć nakrętkę.

– Przydałaby mi się tabletka nawozu – podsunęłam, zastanawiając się, o co mu chodzi.

Jenks podleciał do wózka, mamrocząc pod nosem, i zaczął w nim grzebać. We wszystkie strony zaczęły się sypać zielone druciki mocujące, podpórki i zużyte paski testowe odczynu pH.

– Mam – oznajmił, znalazłszy białą tabletkę nawozu wielkości jego głowy.

Upuścił ją do pojemnika; rozpuściła się z sykiem w wodzie. Nie był to nawóz, lecz substancja natleniająca i wywołująca wydzielanie śluzu. Po co kraść rybę, jeśli ma zdechnąć podczas transportu?

– O Boże, Rachel – szepnął Jenks, lądując na moim ramieniu. – To jest poliester. Mam na sobie poliester!

Kiedy sobie uświadomiłam przyczynę jego złego humoru, opadło ze mnie napięcie.

– Nic ci nie będzie.

– Mam wysypkę! – stwierdził, drapiąc się energicznie pod kołnierzykiem. – Nie mogę nosić poliestru. Pixy mają na niego alergię. Zobacz. Widzisz? – Przechylił głowę tak, że jego blond włosy odsłoniły szyję, ale znajdował się zbyt blisko, żebym mogła wyraźnie zobaczyć. – Wypryski. I śmierdzi. Czuję zapach ropy. Mam na sobie zdechłego dinozaura. Nie mogę się ubierać w martwe zwierzę. To barbarzyństwo, Rache – zakończył błagalnie.

– Jenks? – Zakręciłam pojemnik i znów przewiesiłam go sobie przez ramię, spychając z niego przy okazji Jenksa. – Ja mam na sobie to samo. Wytrzymaj.

– Ale to śmierdzi!

Spojrzałam na unoszącą się przede mną jego sylwetkę.

– Przytnij trochę gałązek – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

Strzepnął w moją stronę rękami i odfrunął do tyłu. Trudno. Poklepałam się po tylnej kieszeni mojego obrzydliwego kombinezonu i znalazłam nożyce. Miss Zawodowa Sekretarka wystukiwała list, a ja rozłożyłam składaną drabinkę i przystąpiłam do obcinania liści z rośliny wiszącej obok jej biurka. Jenks zaczął mi pomagać i po chwili szepnęłam:

– Jesteśmy gotowi?

Kim Harrison "Dobry, zły i nieumarły"; Wydawnictwo: Mag; Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz; Format: 125 x 195 mm; Liczba stron: 640; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7480-158-4

KaHa

Tagi: Przynieście mi głowę wiedźmy, Mag,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany