Targi w Warszawie fundują złote zęby
kzarecka
2007-05-19
Chora, blada, z namiętnie grubym głosem biegałam po Targach i nagle... ryp! Uderzyłam o coś, ale dzięki niezwykłej sprawności fizycznej wyszłam ze zderzenie bez uszczerbku. Człowiek? Nie. Coś na ziemi. Nazwijmy to platformą. Za kilkanaście minut Pan G. idzie szybkim tempem i... ryp! Trzy długie kroki, zdziwienie. Człowiek? Nie. Ponownie platforma. I już śpieszę z wyjaśnieniem. Honorowym gościem Targów jest Ukraina. Państwo zaprezentowało się rewelacyjnie. Pod tym względem nie można im nic zarzucić. Punkt informacyjny mają ustawiony na platformie, która odstaje kilka centymetrów od ziemi. Ich wina? Tak myślałam ja, Pan G. i ludzie, którzy podzielili nasz los. Okazało się jednak, że to nie wina Ukrainy a organizatorów (tak przynajmniej powiedziala po rosyjsku pani z punktu informacyjnego: - Od rana prosimy, żeby to jakoś oznaczyć.). Od rana prosiły i się nie doprosiły. A rój przelewał się przez salę, potykał lub padał (niczym Kasia Kolenda-Zaleska w Sejmie RP).
Wiele, wiele lat temu jechałam na rowerze. Chciałam mknąć szybciej, więc przybrałam „kolarską pozycję”, schyliłam głowę i pedałowałam. Skończyło się na tym, że... dogoniłam groszkowe Audi. Wyleciałam do przodu, wybiłam tylną szybę, spadłam na bagażnik, na asfalt, zerwałam się na równe nogi i w kółko powtarzałam: - Ja Panu oddam za szybę! W rezultacie rowerowego szosowania Audi nie miało szyby, a ja zęba jedynki. Niedawno na odnowę zębiska wydałam majątek. A teraz tak sobie myślę, że gdybym po warszawskim ryp! wyrżnęła, wyłamała jedynkę, to mogłabym organizatorów zaskarżyć i może miałabym nowego zęba. Złote już niepopularne, ale może jakiś piękny implancik?
KaHa