Wizualizacja poszła w otchłań krzemowej ziemi niczyjej

kzarecka

2007-06-20

jaNie znam się na komputerach. Dziwne, gdy spojrzy się na to, że kiedyś tam w życiu miałam epizod (dość długi jak na epizod, bo trwający aż cztery lata) polegający na uczęszczaniu do liceum i klasy biologiczno-informatycznej (i też wiem – dziwny był to profil; jeszcze dziwniejsze to, że nie zostałam ani biologiem, ani informatykiem). Nie znam się na komputerach jak typowa baba na samochodach (bez plucia mi w twarz kobiety! też jestem kierowcą). Typowa baba siada do auta i ma jechać. Typowa baba ma usiąść przed ekranem komputera i wszystko ma działać.


Nie znam się na komputerach i jakoś nie bardzo mam ciąg do zgłębiania tej wiedzy (podczas wspomnianego epizodu dłuższego był epizod krótszy – należało zrobić niezwykłą rzecz w okrutnie niezrozumiałym programie; kolega stworzył mi to COŚ za... paczkę papierosów; czy już wtedy były napisy typu "Palenie zabija", nie pamiętam). Nie znam się na komputerach, ale nie wyobrażam sobie życia bez tego ustrojstwa. A dokładniej rzecz ujmując – bez Internetu. Takam grzeczna zawsze była! Takam posłuszna! Takam bojaźliwa! Nie piłam, nie ćpałam, nie paliłam, a i tak się uzależniłam. Od kawy i od Internetu. Kawa bez komputera ma prawo bytu, Internet bez maszynerii nie pociągnie. A ta lubi płatać figle, czy sprawiać, jak to mawia Joanna Chmielewska, że szlag jasny mnie na miejscu trafia. Ciemna strona mocy mnie wtedy połyka. Mam ochotę kląć i rzucać sprzętem. W totalną nerwicę nie popadam, ale może jakaś neurostenia? Bo jak tu się nie załamywać, gdy człowiek stuka, stuka, stuka, a później tego nie ma? Bo jak tu włosów z głowy nie rwać, gdy człowiek czeka, czeka, czeka na połączenie z siecią, a tu pojawia się informacja, że czekanie i tak nie ma sensu? Bo jak tu nie okrywać twarzy purpurą wściekłości, gdy człowiek patrzy, patrzy, patrzy i oczom nie wierzy, że było, a nie ma?

Komputer i sieć to cudowna rzecz. Siedzę tu, piszę tam. Stukam tu, przekopiuję i wgram później tam, wyślę tam tam hen! Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami... Jak w prawie każdej bajce z dzieciństwa. W oka mgnieniu można mieć coś, na co trzeba by było czekać znacznie dłużej, gdyby sprawa toczyła się starymi torami. Przykład? Pewien pisarz X, wysyła mi swój pachnący świeżością tekst Y. Wysyła mejlowo. Robi pstryk, klik, ja klik, pstryk i czytam. To, że należę do grona lubiących szelest kartek i mimo szybkości, spowalniam sobie życie, to już mój osobisty problem. Nie trauma dzięki Bogu. W każdym razie biorę tekst Y pisarza X, drukuję i czytam na kartkach. Mimo wszystko pstryki i kliki bardziej koją moje nerwy niż ćwiczenie cierpliwości.

Nie znam się na komputerach, programach i innych paskudztwach. Chcę usiąść i chcę wiedzieć, że wszystko działa. Że odpalam i jadę (niestety z bywającego "czekam, czekam, czekam na połączenie z siecią" wlokę się, a nie śmigam). Kiedy zatem siadam, jadę, no dobrze – wlokę się, zakręcam raz, drugi, trzeci, już prawie finiszuję (pcha mi się tu jeszcze jedno słowo...; o tym może innym razem) i... szlag jasny mnie na miejscu trafia! Załamuję się, rwę włosy z głowy, rąk i nóg (z tych ostatnich byłoby trudno, bo są braki w magazynie; z tych drugich byłyby bardziej obfite łowy; a z tej trzeciej pozycji to już włochate szaleństwo). Okrywam twarz purpurą wściekłości, że nie ma, że nie idzie, że brak u mnie pociągu do zgłębiania wiedzy. A wszystko przez "coś". Co? Nie wiem, bo NIE ZNAM SIĘ NA KOMPUTERACH. Zatem wizualizacje, obrazki, fotografie idą sobie w otchłań krzemowej ziemi niczyjej.

KaHa

P.S. Pan G. w przeciwieństwie do mnie na ustrojstwach się zna. Jak tylko wróci do świata cybernetycznego, "coś" zrobi”. I światło nastanie. I radość nastanie. I obrazki nastaną. I włosy odrosną.

Tagi: wizualizacja, baba, profil, komputery, samochody, epizod, fotografie, Katarzyna Zarecka, felieton, świat cybernetyczny,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany