C jak cymbałki
kzarecka
2007-10-01
Wracając do tematu – rwałam włosy, pobudzałam do życia szare komórki, dostawałam dreszczy, miałam rozstrój żołądka, a wyjątkowego prezentu jak nie było, tak nie było. Wreszcie w akcie desperacji zdecydowałam – będzie standardowo. Odetchnęłam z ulgą. Cebulki włosów z radością się zakorzeniały. Szare komórki w letargu odpywały. Ciało przestawało drżeć, a żołądek falować. Cisza, spokój, wytchnienie. Zdecydowałam się na książkę. Najlepiej taką, która solenizantce w chwilach ciszy i spokoju mogłaby przynieść wytchnienie. Zatem nic ciężkiego. Ma być miło, lekko i przyjemnie. Wybór padł na Clarke'a i jego "Merde! Rok w Paryżu" (wybór doskonały, zwłaszcza jeśli książka się spodoba – przy kolejnej okazji można kupić... drugą część, czyli "Merde! W rzeczy samej").
Wraz z S. wybrałam się na zakupy. Przed wejściem do maleńskiej księgarni (księgarni – to brzmi dumnie; bardziej przypominało to stoisko na pasażu niż księgarnię z krwi i kości; na cześć tego, kto wpadł jednak na to, aby w tego typu miejscu postawić kramik z książkami, należą się famfary!), spojrzał na mnie, powiedział: - Wejdziesz sama? Ty się na tym lepiej znasz., usiadł na fotelu i zagłębił się w lekturze gazety. Weszłam. Podchodzi uśmiechnięta pani i pyta: - W czymś pomóc? Ja: - Macie dwie części książek Clarke'a? (dodam, że na witrynie prezentowano tylko drugą). Pani: - Ależ oczywiście! I zaczyna szukać. Niestety nie tam, gdzie książkę widziałam ja. Postanawiam pomóc. Przepraszam, ale chyba tu są. Pani: - Nie, nie. Zdziwiłam się, przyznaję szczerze. Po chwili szperania po półkach pani spogląda na mnie i pyta: - To gdzie pani wdziała? Ja wskazując gablotkę: - Tutaj. Z tyłu. Pani: - Tytaj? Ja: - Tak, tutaj. Pani szuka, szuka, szuka i wreszcie raz jeszcze się obraca i ponawia pytanie: - Tutaj? Ja: - Tak, tutaj. Z tyłu. Clarke. Jest "Merde! W rzeczy samej". Mnie interesuje pierwsza część. Pani: - A Clarke! A ja myślałam, że pani chodzi o Clarksona, tylko się pani nie zna.
Hm... Znam i Stephena Clarka, i Jeremy'ego Clarksona (tego drugiego zarówno z książek, jak i motoryzacyjnego "Top Geara"). Zatem chyba troszeczkę się znam?
W każdym razie zbliża się kolejna biesiada, kolejne "Sto lat" i kolejna bieganina za prezentem. Postanowiłam nie kupować ani Clarke'a, ani Clarksona, ani innej książki kogoś na C. Kupię coś wyjątkowego. Wyjątkowego, nie standardowego. Jest przecież wiele innych rzeczy na C. I nie tylko, prawda? Bim, bam, bom! Bim, bam, bom, bom, bom...
KaHa