Socjopata w Londynie – Daniel Koziarski

kzarecka

2007-10-16

socjopata_160W telewizji optymistyczne wieści, że spadło bezrobocie. Wspaniale, nieprawdaż? Tyle tylko, że spadło w dużej mierze dzięki temu, że młodzi szturmem przekroczyli granice (osobiste pozdrowienia przy okazji przesyłam na Cypr i do Anglii). Wśród Polaków, którzy wyruszyli po przygody lub słynnym "za chlebem" jest Tomasz Płachta – bohater powieści Daniela Koziarskiego. Poznaliśmy go w debiutanckiej powieści "Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty", a jego dalsze losy przedstawił nam autor w "Socjopacie w Londynie".

"Socjopata w Londynie"... Przyznam, że na początku książka mnie nudziła. Ot, krótkie historyjki o facecie, który na czole ma wypisane "Kłopoty to ja". Po paru stronach można było zgadywać, jak się zakończy kolejny epizod. Nuda. Powtórka z rozrywki. To jednak początek. Później zaczyna się w książkę wsiąkać. Zaczyna się ją czuć. Płachta zaczyna bawić, ale i zmuszać do myślenia.

Nad Tamizą wszystko jest tak poprawne, że aż odrzucające. Choćby sytuacja z lalką. Płachta "doprowadził" do zniszczenia przez dziewczynkę zabawki. Matka – sąsiadka kazała mu odkupić lalkę i tym samym zetrzeć z twarzy córki łzy. Polak to robi. Okazuje się, że popełnia kardynalny błąd – lalka jest biała, a nie... czarna. Musi wymienić. Wtedy okazuje się, że dostaje kolejną niespełniającą warunków – rysy azjatyckie. Oszaleć można! A Płachta podobnych wpadek ma znacznie więcej – a to utyka, przy niepełnosprawnym chłopcu, a to mówi "Do widzenia" niewidomemu, a to rozciąga powieki w chińskiej restauracji, a to bierze za mężczyznę jedną z kobiet ze związku lesbijskiego, a to, a tamto. Jego problemy rozbawiają, ale i uzmysławiają czasami zbyt daleko idącą poprawność. Większość obrażonych ludzi, nie chce wysłuchać jego tłumaczeń. Dlaczego? Gdzie leży powód? Czy inność, że tak to sobie określę, tak długo była inna, że teraz drażni, gdy ktoś w jej zwyczajności inność widzi? A może inność tak się przyzwyczaiła do tego, że jest inna, że zwyczajności, choć ją ma, nie przyjmuje i nadal w inności swej się kąpie, walcząc z każdym, kto ją zauważa? Zagmatwane to, ale właśnie taka jest ta książka. Nie jest łatwa, lekka i przyjemna. Owszem, z wierzchu tak. Nie można jednak patrzeć tylko powierzchownie. W środku ona pyta. A pytań jest wiele: Czy warto wyjeżdżać i robić coś, czego na miejscu nigdy by się nie dotknęło? Czy warto oszukiwać siebie i innych? Ile się płaci za "biznesowe marzenia w niedalekiej przyszłości"? Czy można żyć tylko wspomnieniami? Kto właściwie ma największe zasługi w budowaniu Polski? I jak Polacy sobie wzajemnie pomagają (z niezbyt przyjemnym przykładem – Jeszcze przed przystąpieniem Polski do Unii urzędnik z Home Office twierdził, że lokalizowanie i wyłapywanie nielegalnych imigrantów z Polski nie jest szczególnie trudne, biorąc pod uwagę informacje, jakie władze posiadają dzięki licznym i oczywiście uprzejmym donosom "praworządnych" Polaków na Polaków niepraworządnych)?

Koziarski stworzył bohatera, który wydaje się wręcz nieerealny. Czy można na każdym kroku napotykać kłopoty? Z drugiej strony jego realność jest porażająca. Mężczyzna, który walczy o swoje marzenia, który idzie pod prąd, który śmiało wyraża poglądy, który klnie, ironizuje, kocha i tęskni. Mężczyzna, który jest wyczerpany i który wreszcie się poddaje, postanawia odpuścić. Czy to zrobi? Odpowiedź raczej oczywista (na końcu nie ma zaskoczenia). Można by rzec, że Płachta to zagubiony facet, który chciałby "normalnego, nieskomplikowanego świata".

Stanę też w obranie bohatera, którego często określa się aspołecznikiem. Nie będę tłumaczyć, że pracował w sklepie charytatywnym, ponieważ ktoś zaraz zripostuje, że Płachtę z niego... wyrzucono, a był tam tylko po wpis do CV. Stanę w obronie, ponieważ Tomasza Płachtę interesuje nie tylko jego osoba. Chce choćby pomóc bezdomnym i głodnym, choć oczywiście i to mu nie wychodzi. Przykładem jest historia z bezdomnym, który nie chciał od niego kanapki z tuńczykiem, gdyż owego rybnego dodatku nie lubi (sama przeżyłam coś podobnego, z tą tylko różnicą, że chciałam się podzielić bułką z pasztetem). Płachta nie jest idealny. Bywa arogancki. Bywa bezwzględny (na jego zaproszenie przyjeżdża do Anglii dziewczyna, którą zna z wirtualnej rzeczywistości; gdy z daleka widzi jej prawdziwy obraz, nie podchodzi, zostawia ją na pastwę losu). Można mu wiele zarzucić, ale nie całkowitą aspołeczność.

"Socjopatę w Londynie" z pewnością warto przeczytać. Już wszyscy wiemy, że życie na obczyźnie to nie zawsze egzystencja w krainie mlekiem i miodem płynącej – tu nic nowego książka nie wniesie. Sporo jednak opowie o warstwie zdecydowanie bardziej interesującej – o relacjach międzyludzkich w dzisiejszych czasach. A zrobi to w bardzo zabawny sposób. Mimo wszystko Koziarski pod płaszczykiem lekkości mówi o naprawdę ważnych sprawach. Trzeba tylko ten płaszcz dostrzec.

Daniel Koziarski "Socjopata w Londynie"; Wydawnictwo: Prószyński i S-KA; Format: 142 x 202 mm; Liczba stron: 288; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7469-553-4

Katarzyna Zarecka

Tagi: socjopata w londynie, daniel koziarski, książka, recenzja, kroniki socjopaty,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany