Czarne Dzikie Kąty
kzarecka
2007-10-18
W naszym mieście odbył się festiwal, otwarto trzy nowe banki i pięć firm z polsko-zagranicznym kapitałem, dwie sieci supermarketów i burdeli pod pełną eufemizmu nazwą agencji towarzyskich. Niepodległość czai się za każdym rogiem: czci się bohaterskie wyczyny trupów, bo żywi muszą przecież w jakiś sposób usprawiedliwić swe tchórzostwo. Zlikwidowano międzyczasie dziesięć szkół podstawowych, cztery średnie i dwie filialne placówki naukowe wyższych uczelni. Upadły niemal wszystkie instytucje kulturalne, a ostatnie, które jeszcze w jakiś niewiarygodny sposób przetrwały, obsiadła lewacko-postmodernistyczna kamaryla samochwalców. Widmo kolejnego tysiąclecia krąży nad naszym miastem. Oby tylko przy tym wszystkim nie zamknęli elektrowni, zakładów tytoniowych i fabryki papieru!
Jedynym pocieszeniem w całym tym bajzlu jest fakt istnienia, dowód osobisty z meldunkową pieczątką opiewającą na pobyt stały, książeczka wojskowa i dyplom ukończenia świadczą o tym, że się jest. Na inne cuda trzeba jeszcze trochę poczekać.
Mam iść po kolejny, podobno już rozdają w urzędzie, dzięki temu nabędę praw do roszczenia sobie swoich praw.
Będą mnie wreszcie mieć na widelcu.
Nawet za sto lat nie uda się wyjść z tego gnoju. Rzecz jasna, wciąż będzie to winą poprzedniego systemu i wynikiem trwających przemian i nie ma różnicy w tym, że jedni się babrają, a drudzy babrzą. Gówno pozostaje zawsze gównem.
Już jestem zaszeregowany, nabyłem praw do egzekwowania swych praw, co absolutnie nie zmieniło mego położenia. Nadal tkwię w punkcie wyjścia.
Skalista grota i jednocześnie ciepła brzana w miękkim łóżku - rzecz nie do pogodzenia w świetle natury ludzkiej. Nie można być zarazem ascetą i jebaką.
Znowu jest po seansie, znowu zabieramy wszystkie kieszeniowe duperszwance. Trochę ich przybyło od ostatniej wizyty. Papierosy jakby trochę lepsze i trochę droższe, ale obchodzi to wyłącznie palących. Smak gra kluczową rolę, aromat zapuszcza korzenie. Idziemy i ćmimy. Przed nami miasto, za nami miasto - urbanistyczna wiocha, w której prędzej czy później wszyscy się poznają.
Jak to bywa po seansie, jest czas na jeszcze jedno okrążenie żeby wymienić spostrzeżenia. Film był ciekawy, ale nikt nie pamięta tytułu. Mniejsza o to, i tak wszystko dobrze się kończy. Każdy zostaje zbawiony.
Rano budzi nas nadwiślańska trawiata i refleksy słońca grające na flaszkach po buroku.
Za tydzień premiera, pójdziemy wszyscy, one pójdą razem z nami. Już od dziś nerwowo obliczamy, czy wystarczy na pryta i alternatywy.
- Styknie w sam raz, jeszcze na fajury zostanie.
- Bedzie luksior!
Każdy z seansów należy do brudnych i niecnych spraw tego świata. Film jest zasłoną, przykrywką, pod którą kipi paskudztwo. Kieszenie zarasta brud, stać nas już tylko na najtańsze fajury i to bez filtra. Reszta zgubiona albo zhandlowana pokątnie u pasera. Został jeszcze tylko sikor po dziadku, przybył drugi po drugim dziadku. Teraz jest już czym kogo dziabnąć.