Haramai, haramai, przeczytaj fragment

kzarecka

2007-10-25

jezdziec_160Haramai, haramai (chodź tutaj, chodź tutaj)! Przeczytaj fragment niesamowitej historii. Choć może wcześniej... Tak, na początek jeszcze hongi - tradycyjne powitanie maoryskie, czyli pocieranie się nosami. I możesz zaczynać lekturę. Poniżej "Jeździec na wielorybie" Witi Ihimaera i kilka akapitów, które mogą przekonać każdego, że warto udać się na poszukiwanie tej ksiązki w księgarniach.




Kahu, oczywiście, też tego nie wiedziała i jej miłość nie słabła. Na widok pradziadka śliniła się ile wlezie, żeby przyciągnąć jego uwagę. "Ten dzieciak jest głodny" — mawiał wtedy Koro Apirana. "A jakże — sarkała w odpowiedzi Nanny Flowers i zwracając się do nas setny raz powtarzała: — Jest głodna jego, tego starego paka. Jest głodna jego miłości. I wiecie, co? Myślę, że w końcu się rozwiodę i znajdę sobie młodszego męża". — I ona, i my wszyscy staraliśmy się zdobyć serce Kahu, ale obiektem najgorętszych uczuć dziewczynki pozostał łysy facet bez zębów.

W tym czasie jeszcze nie dostrzegaliśmy w Kahu niczego, co można by uznać za niezwykłe. Niedługo potem jednak miały miejsce dwa zdarzenia. Najpierw odkryliśmy, że Kahu uwielbia maoryskie jedzenie. Nanny dała jej do spróbowania łyżeczkę sfermentowanej kukurydzy, a Kahu zjadła cały talerz.
— Ten dzieciak jest niedzisiejszy — zauważyła Nanny Flowers. — Nie lubi mleka ani ciepłych napojów, tylko zimną wodę. Nie lubi słodyczy, tylko jedzenie Maorysów.

Drugie zdarzenie miało miejsce tego wieczora, kiedy Koro Apirana zwołał naradę plemienną w swoim domu. Zaprosił wszystkich mężczyzn, w tym mnie i resztę chłopaków. Stłoczyliśmy się w saloniku. Po modlitwie, dziadek przystąpił do rzeczy. Oznajmił, że zamierza rozpocząć regularne nauki dla mężczyzn, żebyśmy poznali naszą historię i zwyczaje. Tylko dla mężczyzn, podkreślił, ponieważ mężczyźni są święci. Oczywiście, nauki nie miały być tak szczegółowe, jak to kiedyś bywało, ale cel był taki sam: chodziło o pielęgnowanie języka maoryskiego i konsolidację plemienia. Koro Apirana stwierdził, że to bardzo ważne, abyśmy się tego wszystkiego nauczyli. Lekcje miały się odbywać w domu zebrań i rozpocząć już od następnego tygodnia.

Oczywiście, wszyscy się zgodziliśmy. Potem, w swobodniejszej atmosferze, która zawsze panuje po poważnych naradach, Koro Apirana opowiedział nam o tym, jak przed laty sam pobierał takie nauki pod kierunkiem kapłana. Snuł opowieść za opowieścią, a my słuchaliśmy jak zaczarowani, ponieważ nauki przeważnie miały postać sprawdzianów i prób, które trzeba było przejść. Był więc sprawdzian pamięci, na przykład z zapamiętywania długich linii genealogicznych, sprawdziany zręczności, wiedzy oraz sprawności fizycznej i psychicznej. W ramach tych ostatnich — nurkowanie w głębinie po rzeźbiony kamień rzucony tam przez kapłana.
— Było wiele prób — ciągnął Koro Apirana — i niektórych w ogóle nie rozumiałem. Wiem jednak, że stary kapłan miał moc, która pozwalała mu rozmawiać ze zwierzętami i stworzeniami żyjącymi w morzu. Niestety, teraz zatraciliśmy tę moc. Wreszcie, to było już pod koniec nauk, zabrał mnie do swojej chaty. Wystawił nogę i pokazując na paluch, polecił: "Ugryź". To była część rytuału przekazywania mocy. Tak więc, zrobiłem, co mi kazał i...

Nagle Koro Apirana zamilkł. Na jego twarzy pojawił się grymas niedowierzania. Roztrzęsiony zajrzał pod stół, my również. Pod stołem siedziała Kahu. Palce Kora Apirany musiały wyglądać bardzo smakowicie, ponieważ Kahu gryzła paluch pradziadka, wydając przy tym ciche, warkotliwe odgłosy, jak szczeniak bawiący się kością. Potem spojrzała na pradziadka, a jej wzrok zdawał się mówić: "Nie licz, że uda ci się mnie z tego wyłączyć".

Kiedy opowiadaliśmy o tym Nanny Flowers, wszyscy pękaliśmy ze śmiechu.
— Nie wiem, co w tym śmiesznego — prychnęła Nanny. — Przecież Kahu mogła się zatruć. Z drugiej strony, dobrze, że ugryzła tego starego paka.

Korowi Apiranie też nie było do śmiechu i teraz rozumiem, dlaczego.

"Jeśli wieloryb przeżyje i my przeżyjemy". Już tylko o tym myślała. Woda była lodowata, ale do wytrzymania. Fale były olbrzymie, ale czuła, że da radę. Deszcz siekł jak miniaturowe włócznie, ale była pewna, że da radę.

Od czasu do czasu musiała nabrać więcej powietrza, bo niektóre fale pędziły jak ciężarówki, wgniatając ją w piaszczyste dno, ale zawsze jakoś wypływała na powierzchnię, jakby była z korka. Oślepiały ją światła reflektorów i z trudem odnajdywała właściwy kierunek. Od ciągłego zadzierania głowy bolała ją szyja, ale teraz wreszcie go zobaczyła. To był on: wieloryb ze świętym tatuażem. Popłynęła pieskiem w jego stronę. Po zderzeniu z kolejną falą opiła się słonej wody. Zaczęła kaszleć i młócić wodę, ale zaraz się uspokoiła, a na jej twarzy znów odmalowała się determinacja. Zbliżając się do wieloryba, przypomniała sobie, co powinna zrobić.

"Głupi bachor!" — zakląłem w duchu, rzucając się w morze. Po pierwsze, nie byłem bohaterem, a po drugie, zawsze balem się dużych fal. Jeśli już musiałem się moczyć, to najchętniej robiłem to w wannie, w gorącej wodzie. A woda w morzu była lodowata. Coś o tym wiedziałem, bo dopiero co z niej wyszedłem.

A jednak czułem podziw dla Kahu, zawsze była nieustraszona. Widziałem, że podpływa do wieloryba i zastanawiałem się, co teraz zrobi. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że Porourangi biegnie za Korem i Nanny, żeby ich zawrócić. I wtedy stało się najdziwniejsze. Usłyszałem, że Kahu woła coś tym swoim piskliwym dyszkantem, a potem dotarło do mnie, że ona śpiewa. Śpiewała wielorybowi, prosząc, żeby na nią spojrzał.

Witi Ihimaera "Jeździec na wielorybie"; Wydawnictwo: Replika; Format: 135 x 205 mm; Liczba stron: 136; Okładka: miękka; ISBN: 83-60383-04-9

Tagi: jeżdziec na wielorybie, witi ihimaera, książka, fragment, kahu, maorysi,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany