Atrament - Hal Duncan

gwkamiński

2007-10-24

atrament_160Wraz z "Welinem", niezwykle błyskotliwym debiutem, Hal Duncan wprowadził zupełnie nową jakość nie tylko do konwencji science-fiction, czy fantasy, ale do literatury pięknej w ogóle. Wyśmienicie opracowana "trójwymiarowość" czasu pozwoliła Duncanowi zastosować rozbijający umysł czytelnika na atomy sposób przedstawiania fabuły na poziomie kilku płaszczyzn, nie tylko w obrębie czasu, ale i przestrzeni dzieła. W "Welinie" byliśmy świadkami jednoczesnego przebiegu wydarzeń w sumeryjskich legendach, zupełnie wykręconym, pełnym gnomów, sylfów świecie rodem ze "Snu Nocy Letniej" Szekspira, czasach II Wojny Światowej i wreszcie w sfuturyzowanej, noszącej znamiona stotalitaryzowanego świata, bliższej przyszłości.

Jednakże czas to nie wszystko, gdyż Duncan postanowił wstrzyknąć nieco mieszanki "Głupiego Jasia" i LSD także w narrację. Prawdziwa kaskada myśli głównych bohaterów "Welinu" przepływa w ogromnym i niezwykle skomplikowanym krwioobiegu starożytnych legend, naocznych relacji, wypisów z dziennika, fragmentów tekstów źródłowych, czy dzieł teoretycznych. Na jednej stronie akcja zatrzymuje się, by wtłoczyć w czytelnika nieco złotych myśli, na następnej wystrzeliwuje z prędkością światła i opisami scen walki rodem z Matrixa. Wszystkie te zabiegi służyły pokazaniu powtarzalności pewnych wątków w historii (wszech?)świata, skłonności człowieka do szukania konfliktów, ciągłej walki i swego rodzaju fatum, ciążącego nad ludzkością, sprawiającego, iż nieobce jest jej cierpienie.

Wydawałoby się, że chaos, którego zaczątki odnaleźć można było w "Welinie" jest szczytem możliwości autora. Bóg umarł, jego duchowe narzędzia zaś, archaniołowie, aniołowie i Enkin, istoty zdolne zmieniać porządek wszechświata wypisanego ich własną krwią na Welinie, rozpoczęły wojnę. Stawka jest niewyobrażalna, gdyż posiadanie Księgi Wszystkich Godzin oznacza stuprocentową władzę nad czasem i przestrzenią nie tylko znanego nam świata, ale także alternatyw rzeczywistości, czy legend, z których każde żyje własnym życiem. W "Atramencie" jednak słupek rtęci chaosu podnosi się, jego czubek zaś pęka, zalewając rzeczywistość żywym srebrem. W wyniku rozbicia anielskiego Przymierza Księga trafia w ręce siódemki śmiertelników, którzy niczym mityczne postacie, jak Prometeusz, skazani są na ciągłe powtarzanie tych samych błędów, podejmowanie tych samych decyzji. Każde z nich, będąc jednocześnie odwołaniem do konkretnych postaci z mitów, legend, a także historii świata, reprezentuje osobny archetyp, sposób myślenia i model postępowania. Teraz zaś znajdują się w posiadaniu artefaktu zdolnego zmienić ich historię, zakończyć nieskończony łańcuch bohaterstwa i walki, ale także goryczy porażki i cierpienia. Stali się oni, bowiem Enkin, jednymi z istot zdolnych wywierać wpływ na przepływ informacji, potok wydarzeń, nieskończone morze możliwości i alternatyw. Nietrudno, więc domyślić się, że lektura "Atramentu" będzie jeszcze cięższym i jeszcze bardziej szokującym doświadczeniem dla spragnionego dobrej literatury czytelnika.

Osobiście, zadziwia mnie niespotykane oczytanie Duncana, jego kompetencja w momencie, w którym wplata w akcję swej powieści wątki zaczerpnięte praktycznie ze wszystkich dziedzin nauki. W "Atramencie" odnajdziemy m. in. ukryte w tekście spory teoretyczne fizyków z okresu, w którym owa gałąź nauki przeżywała swój burzliwy rozwój, zbrodnie mające swoje prawie bezpośrednie odniesienie w autentycznych wydarzeniach, jakie miały miejsce całkiem niedawno (skandal wokół zabójstwa homoseksualnego studenta z Wyoming, Matta Sheparda w 1998). Duncan czerpie również swobodnie z dorobków innych geniuszy pióra. Jego światy i postacie noszą (dostrzegalne, zakładając, że czytelnik jest osobą oczytaną) w sobie elementy cech pisarstwa Stephena Kinga, H. P. Lovecrafta w połączeniu z tym niezwykłym sposobem przedstawiania rzeczywistości, który wcześniej odnaleźć można było jedynie u Dylana Thomasa. Z wywiadu z Duncanem dowiedziałem się, iż na początku "Welin" i "Atrament" były luźnymi, często niedopracowanymi opowiadaniami pisanymi ot tak, pod wpływem niesprecyzowanej inspiracji, czy pomysłu. Dopiero później większość z nich autor pozszywał w jedną (czy spójną? a jakże!!) całość. Przeraża mnie skrupulatność i niesamowita dbałość o detale Duncana, któremu przy takim ogromie wydarzeń, postaci, światów, porządków politycznych, wątków filozoficznych i odnośników do tekstów kultury udało się sklecić z nich jedną, w pełni zrozumiałą, lecz nie prostą i nieskomplikowaną całość.

Zarówno "Welin", jak i "Atrament", polecam każdemu, ostrzegając przy tym jednak, iż nie jest to lektura prosta, w żadnej z książek nie ma przypisów, odnoszących do obszernych i wyczerpujących wyjaśnień na temat użytych w tekście wyrażeń, czy nawiązań do konkretnych tekstów kultury, czy wydarzeń historycznych. Im większa inteligencja i oczytanie, tym większa radość z lektury, gdyż z każdym kolejnym otwarciem powieści Duncana, rzeczywistość w niej nabiera zupełnie innych barw, zupełnie tak, jak opisywana w niej, wiecznie ewoluująca Księga Wszystkich Godzin.

Hal Duncan "Atrament"; Wydawnictwo: Mag; Format: 135 x 205 mm; Liczba stron: 528; Okładka: twarda; ISBN: 978-83-7480-059-4

Gabriel Wiktor Kamiński

Tagi: Hal Duncan, atrament, welin, recenzja, książka, książki, debiut, fantasy, scene fiction, stephen king, księga wszystkich godzin,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany