O dziewczynach z piekła rodem

kzarecka

2007-11-05

sawicka_160No i proszę, Monika Sawicka postanowiła pomęczyć trochę czytelników. Dokładniej rzecz ujmując - ja postanowiłam, a autorka się zgodziła. Ot, taka perfidność. Jeśli poniedziałek wydaje wam się przez to gorszy, wybaczcie. A "męczenie" ma polegać na tym, że dostajecie w prezencie fragment "Demi-sec". Myślicie, że to nie jest męczarnia, a wręcz przeciwnie - przyjemność? Niestety się mylicie. Po prostu jeśli przeczytacie ten fragment, będziecie chcieli przeczytać więcej. A jeśli książki jeszcze nie macie, będziecie musieli po nią biec. I na tym polega owe męczenie, "na szczuciu".



Z zapisków Dominiki

W południe zadzwoniłam mocno spięta i zdezorientowana do Agaty, żeby powiedzieć co jej córeczki, chwilowo leasingowane przeze mnie, zmalowały.
Ania i Hania przyszły dziś z kościoła skłócone. Ładne rzeczy - modlić się najpierw godzinę, a później niemal sobie oczy wydrapać. Zupełnie zapomniałam, że moja zboczona siostra od czasu do czasu chadza do kościoła. Dziewczynki budzą mnie o wpół do szóstej, bo w zamian za codzienne uczestnictwo w porannych roratach można łatwo zarobić po szóstce w szkole.
Wróciły, więc zupełnie skłócone, muchy z nosa im wylatywały jedna za drugą.
- Dobra, panienki. O co chodzi? — pytam
rzeczowo.
- Mamo, bo Ania wylosowała Jezusa - pociągnęła noskiem Hania.
Dobra. Nie wpadam w panikę.
- Aniu, możesz wyjaśnić o co chodzi z tym Jezusem?
- Codziennie losujemy po roratach. Ostatnio Ewa wylosowała Jezusa, a dzisiaj ja. I trzeba po niego jechać o osiemnastej trzydzieści.. Mamo! – wydarła się — Mamo! Bierzemy Jezusa do domu.!!!
- A pod jaką postacią będzie Jezus? – drążyłam temat, mając nadzieję, że może pod postacią chleba albo, co byłoby najlepsze - wina. Istniała jeszcze opcja, że będzie z krwi i ciała, ale jakoś nie brałam tego pod uwagę. Gdyby jednak Jezus odwiedził nasz dom, pod postacią człowieka, plan mój i Agaty ległby w gruzach. Mogę oszukiwać dzieci i mężo-szwagra, ale nie wolno mi ściemniać Jezusowi.
- To jest figurka. I przenocuje u nas. Dobrze? — spytała Ania i spojrzała na mnie jak szczeniaczek, który właśnie zrobił siku na dywan z wielbłądziej wełny..
Kurcze pieczone - myślę sobie. Przecież nie wyrzucę Jezusa na ulicę w taki ziąb.
- Jasne, kochanie.
O której mogę się spodziewać Syna Najwyższego?
- Powiedziałam ci przecież, że musimy po niego jechać w wpół do siódmej - rzekła Ania i udała się do pokoju, zapewne przygotowywać się na godne powitanie gościa.
- Dziewczynki, tylko proszę pamiętać - żadnych balonów ani serpentyn.
- Dlaczego?
- No jak to, dlaczego. Przecież to Pan Jezus a nie Kaczor Donald.
- Mamo, to ty chyba nigdy Biblii nie czytałaś. Co ty myślisz, że Pan Jezus to nie lubił się bawić?
- A lubił? Może mi jeszcze powiecie, że chadzał na disco w każdą sobotę?
W rezultacie po Jezuska dziewczynki poszły razem. Ania radośnie piszcząc wbiegła do pokoju z reklamówką w ręku. Usiadła na kanapie i zaczęła z tej torby cos wyjmować. Oczy mi się zrobiły jak po mocnym liftingu - nieudanym, zbyt silnym naciągnięciu zmarszczek. Zwyczajnie wylazły mi z orbit.
- Córeczko - zaczęłam spokojnie. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że przyniosłaś Pana Jezusa w reklamówce z Tesco?
Niestety, kochana córeczka zaaferowana rozpakowywaniem Gościa nie odpowiadała, a ja z coraz większym zaniepokojeniem przyglądałam się dalszym czynnościom mającym na celu, jak się domyślałam wydobycie Jezuska.
Nagle moim oczom ukazało się uwolnione z reklamówki pudełko po butach.
- Aniu! - rozdarłam się okropnie — nie chcesz mi powiedzieć, że Pan Jezus jest w pudełku po butach!!!


Z zapisków Agaty

I co, siostrzyczko, myślisz może, że mnie zaskoczyłaś? To posłuchaj tego.
Poszłam z moimi i, a chwilowo, twoimi córkami na poranną mszę, zimno było, bo to zima, wiesz, Hania w tym chaosie i ciemnościach chwyciła pierwszą z brzegu czapkę, wsadziła ją na głowę i myk do samochodu. Ania zapomniała czapki. Bogu dzięki. Dopiero w kościele, przy pełnym świetle zobaczyłam, co moja córka ma na głowie. A miała, ni mniej ni więcej, czarne rogi. Założyła bowiem czerwoną czapkę z rogami. Toż to świętokradztwo! Ale nic tam. Stoję i udaję, że oślepłam nagle i niespodziewanie. Ale paniusia, w hitowym moherowym berecie, która stała za nami nie oślepła. I wiesz, ta z sokolim wzrokiem, co to nagle jej się przerodził w bazyliszkowy, złapała Anię za kołnierz, zupełnie jakbym ja była powietrzem, i wysyczała: "Dziewczyno! Natychmiast zdejmuj czapkę! Czy ty wiesz gdzie jesteś? W kościele jesteś! W Domu Bożym! A co ty masz na głowie? ( mówię ci, myślałam, że się udusi własną śliną ) Rogi masz na głowie! A to symbol Szatana!" (przed słowem Szatan zrobiła dramatyczną pausę i wykonała gest krzyża). Krótko otaksowałam ją wzrokiem, próbując oszacować moje szanse w starciu bezpośrednim. Już ją miałam wyciągnąć za kudły na dziedziniec z udowodnić, że Szatan czasem przybiera postać wiotkiej, uroczej (to o mnie, rzecz jasna) niewiasty, gdy usłyszałam moją córkę: "Wydaje mi się, że niezbyt dokładnie słuchała Pani dzisiejszej Ewangelii. To rogi byka, a byk jest stworzeniem bożym, a Pan Bóg kocha wszystkich. Szatana natomiast nikt nie widział, jego postać znamy jedynie z ilustracji, skąd więc pewność, że ma rogi?"
I w jednej chwili Hania została moim Bogiem, zbudowałam jej ołtarzyk i modlę się do niej codziennie.


Posłuchaj fragmentów powieści

Monika Sawicka "Demi sec"; Wydawnictwo: Magia Słów; Format: 145 x 205 mm; Liczba stron: 256; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-923909-4-7

Tagi: monika sawicka, demi-sec, książka, fragment, autorka, Jezus, szatan,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany