Fascynująca Fiorina - przeczytaj o wzlotach i upadkach

kzarecka

2007-11-27

fiorina_160Dziś fragment wspomnień Carly Fioriny "Nie żałuję niczego". Magazyn "Fortune" uznał ją kiedyś za "Najpotężniejszą kobietę w biznesie". Jednak i ci najwięksi, i najpotężniejsi mają wzloty i upadki. Ta książka to nie tylko opis kariery Carly, ale także wiele wątków z jej życia osobistego, dlatego przedstawiamy dwa, zupełnie odmienne, fragmenty: prolog (z opisem wydarzeń związanych z jej dymisją - Spotkanie trwalo mniej niż trzy minuty...) i rozdział zatytułowany "Wybór serca" o śmiechu, płaczy, strachu, samotności i wreszcie drugiej, prawdziwej miłości.



PROLOG
Zarząd nie miał odwagi spotkać się ze mną. Nie podziękowali mi, nie powiedzieli "do widzenia". Nie wyjaśnili ani swojej decyzji, ani jej powodów. Nie interesował ich mój punkt widzenia, a tym bardziej udział w procesie przekształcania firmy. Zaprosili mnie na spotkanie w Chicago i przez ponad trzy godziny kazali czekać w pokoju hotelowym. Wiedziałam, że nadchodzi punkt zwrotny. W końcu zadzwonili. Jechałam windą przez dwadzieścia cztery piętra i myślałam o każdym z członków zarządu. Nie wiedziałam dokładnie, czego się spodziewać, ale przypuszczałam, że dojdzie do konfrontacji. Na pustą salę konferencyjną nie byłam przygotowana. Siedziało tam tylko dwoje wyznaczonych posłańców i prawnik. Przewodniczący Komisji Nominacyjnej powiedział: "Słuchaj, Carly, zarząd zdecydował o zmianie na szczycie. Bardzo mi przykro". Wiedziałam, że był przeciwko tej decyzji. Nowa pani prezes dodała, że oczekują pomocy w publicznym ogłoszeniu tej wiadomości. Chcą, abym przedstawiła ją jako moją decyzję, abym powiedziała, że nastąpił czas na zmianę. Spytałam, kiedy mam to ogłosić. "Zaraz, już". Spotkanie trwało mniej niż trzy minuty. Poprosiłam o kilka godzin do namysłu i opuściłam salę konferencyjną.

Zawsze uważałam, że prawda jest najlepszym komunikatem, niezależnie od okoliczności, więc dwie godziny później zawiadomiłam ich, że powinniśmy powiedzieć prawdę - to zarząd mnie zwolnił. Po ogłoszeniu tej wiadomości powiedziałam publicznie: "Szanuję decyzję zarządu, chociaż żałuję, że mieliśmy różne poglądy na strategię spółki. Hewlett-Packard jest wielką firmą i życzę jej pracownikom wszystkiego najlepszego".

Nieraz wyobrażałam sobie, że mogę stracić pracę. Grałam o wysokie stawki z potężnymi ludźmi, ale nie spodziewałam się takiego końca. Wiedziałam, że nasza ciężka praca przyniesie w końcu owoce i sądziłam, że zarząd też o tym wie. Tak bardzo pragnęłam spotkać się ostatni raz ze swoim zespołem i powiedzieć im, jak jestem dumna ze wszystkiego, co razem osiągnęliśmy. Bolało mnie, że nie dali mi szansy pożegnania się z pracownikami HP, których pokochałam.

Wiedziałam, że ogłoszenie tej decyzji będzie wielką publiczną nowiną. Byłam kobietą, nieraz zuchwałą, i zawsze traktowano mnie inaczej. Cała fala krytyki, którą już znałam, powróci i spadnie na mnie ku ogromnej uciesze krytyków. "Jest zbyt błyskotliwa". "To gwiazda jednego sezonu". "Chciała wszystko kontrolować". "Goni za popularnością". "To ona chciała tego połączenia i nie wyszło". "Jest władcza, roszczeniowa, a pracownicy jej nie znoszą". Będą pisać i pisać, na przekór faktom, nie rozumiejąc mojej faktycznej roli, wbrew wszelkim pozytywnym zmianom, które zaszły. To nie będzie przyjemne i na pewno naruszy moje życie osobiste.

Wiedziałam to wszystko, przygotowując się do publicznego oświadczenia 9 lutego 2005 roku. To, co się stało później, przerosło moje oczekiwania. Uderzyło we mnie, a jeszcze mocniej w moją rodzinę i przyjaciół. Byłam osamotniona, choć nie bardziej niż przez ostatnich sześć lat. Czułam głęboki smutek. Członkowie zarządu, moi koledzy, którym ufałam, bali się spojrzeć mi w oczy i powiedzieć prawdę. Czułam się zdradzona, bo wiedziałam, że niektórzy z nich poza salą obrad naruszyli obowiązek poufności wobec kolegów i wobec mnie.

Myślałam o tym wszystkim, ale po latach obaw już nie czułam strachu. Zrobiłam to, co uważałam za słuszne. Poświęciłam się całkowicie sprawie, w którą wierzyłam. Popełniałam błędy, ale przeprowadziłam zmiany. Byłam pogodzona z moimi wyborami i ich skutkami. Moja dusza ciągle należała do mnie.


WYBÓR SERCA
Czasami, gdy Bóg zamyka ci drzwi przed nosem, jednocześnie otwiera okno. W tym okropnym okresie, gdy umierałam z niepewności, co będzie z moim małżeństwem, spotkałam kogoś, kto stał się moim dozgonnym przyjacielem. Czekałam kiedyś na autobus w drodze do pracy i jak zwykle w tym czasie zalewałam się łzami. Nagle, przecinając cztery pasy jezdni, pod przystanek podjechał samochód. Otworzyły się drzwi, a kobieta za kierownicą powiedziała do mnie "Wsiadaj, wygląda na to, że potrzebujesz przyjaciela". O tak, potrzebowałam, a Carole Spurrier okazała się cudowną przyjaciółką. Zajmowała najwyższe kobiece stanowisko w biurze AT&T w Waszyngtonie, stała się dla mnie przewodnikiem i nieustającym źródłem motywacji. Carole i Judy Hudson, jej koleżanka, którą podwoziła do pracy, na wiele miesięcy przyjęły role moich konsultantek do spraw rodzinnych. Razem się śmiałyśmy i płakałyśmy, a mój strach i samotność znikały. Nie wiem, co bym bez nich zrobiła. Powiedziałam Toddowi "żegnaj" i przysięgłam sobie nigdy nie zaufać nikomu tak, jak ufałam jemu.

Złamałam tę przysięgę. Choć wtedy tego nie wiedziałam, myślę, że zakochałam się we Franku od pierwszego wejrzenia. W pracy był obiektem westchnień wszystkich pań – ciemnowłosy, przystojny, czarujący. Jego ojciec umarł, gdy Frank miał trzynaście lat i od tej pory przez całe życie otaczały Franka kobiety – jego delikatna i niezależna matka, jego czułe i oddane starsze siostry Ursula i Caudia, i w końcu jego ciotki. Rozumiał i doceniał kobiety, a wszystkie darzyły go miłością. Pokochałam Franka, bo zachwyciło go, do czego jestem zdolna. Powiedział mi kiedyś, że pewnego dnia będę kierować całą firmą. Roześmiałam się i odparłam, że to śmieszne. Naprawdę tak myślałam, ale było cudowne, że wierzył we mnie. Co więcej, wydało mu się to podniecające, a nie przerażające.

Później się dowiedziałam, że jego także ktoś zdradził. Żadne z nas nie chciało już nikomu zaufać. I to nas powstrzymywało.

Miał dwie córeczki, Tracy i Lori. Bałam się spotkania z nimi, bo mogło mnie to wciągnąć w jego życie. Tracy była dojrzała ponad swój wiek i chroniła ojca. Lori była spragniona uczucia. Pokochałam je od razu, od naszej pierwszej wspólnej kolacji z chińskim jedzeniem na wynos. Od tej chwili nie było już powrotu. W wielkanocną niedzielę, w samochodzie na podjeździe domu jego matki, Frank poprosił mnie o rękę. Tracy była na tyle dyskretna, że została z babcią, ale Lori podskakiwała podniecona na tylnym siedzeniu. To ona potem wybrała pierścionek zaręczynowy. Powiedziałam "tak" i była to najlepsza decyzja w moim życiu.

W dniu naszego ślubu miałam atak paniki. Jedyny raz w życiu z powodu przyspieszonego oddechu musiałam oddychać przez papierową torebkę. Ale gdy w końcu wyszłam z pokoju i spojrzałam Frankowi w oczy, opuścił mnie cały lęk. Wzięliśmy ślub podczas skromnej uroczystości w domu Carole. Dałam każdej z dziewczynek delikatną złotą bransoletkę. Powiedziałam, że nie zastąpię im matki, ale będę je kochać całym sercem i będę się nimi opiekować. Chciałam mieć z Frankiem więcej dzieci, ale ku naszemu rozczarowaniu, Bóg miał inne plany. Czuliśmy jednak, że mamy pełną rodzinę i nasze spotkanie wydawało nam się cudem.

Przez dwadzieścia pięć wspólnych lat miałam absolutne zaufanie do Franka. Jego wiara we mnie była niezłomna, a jego szczerość bezkompromisowa. Tak wiele mi dał: dwie cudowne córki, ogromną, życzliwą i uczuciową włoską rodzinę, całkiem nowe życie. Dziś nasze córki mają już mężów – Lowella i Chrisa, tak więc Frank ma w końcu mężczyzn w rodzinie. I są też nowe dziewczyny – nasze wnuczki, Kara i Morgan.

Fiorina Carly "Nie żałuję niczego"; Wydawnictwo: Difin; Tłumaczenie: Krzysztof Rastawicki; Format: 175 x 250 mm; Liczba stron: 280; Okladka: twarda; ISBN: 978-83-7251-811-8


Tagi: fiorina carly, nie żałuję niczego, prolog, książka, wspomnienia, difin, wydawnictwo,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany