Czy zbrodnie zapisano w książkach?
kzarecka
2007-11-30
O książce - Na placu budowy w New Hampshire dokonano makabrycznego odkrycia: w wykopie leżą zwłoki 24 osób, ułożone w równy stos, z ranami postrzałowymi w serce. Trop prowadzi do książek niejakiego Bena O. Bozy, znanych z opisów okrutnych zbrodni.
Fragment
Na skraju szosy dostrzegł drewnianą tablicę z napisem "Durrisdeer". Znał reputację tej placówki. Elitarna, bogata, dumna z zatrudnionych osobistości. Kilka razy musiał przeciwstawić się żonie i jej pomysłom, żeby wysłać tam tego czy innego syna. Kwestia zasad: nie podobała mu się atmosfera tej placówki. Ludzie, którzy tu pracowali, też nie.
Wiele opowieści krążyło w okolicy na temat Durrisdeer.
Sheridan wiedział, że gliniarze z jego rejonu brali łapówki, aby nie psuć renomy uniwersytetu. I to nie rodziny studentów wciskały im w ręce koperty, ale właśnie władze uczelni. Durrisdeer był jednym z największych płatników podatków w regionie, studiowała tu młodsza córka gubernatora, a deweloperzy z całego New Hampshire ostrzyli sobie zęby na działki budowlane będące własnością uniwersytetu. Z Durrisdeer nie było żartów.
Szef policji stanowej miał być tam dziś po raz pierwszy. Dotarł wreszcie do wielkiej żeliwnej bramy. Przedstawił się przez domofon i powiedział, że jest umówiony na spotkanie z jednym z wykładowców. Po drugiej stronie zapadła na chwilę cisza, a potem recepcjonistka wytłumaczyła mu, jak trafić do zamku.(...)
U szczytu schodów pojawił się jakiś mężczyzna i zaczął schodzić w jego stronę.
- Pan Sheridan?
- Poproszono mnie, żebym stawił się w...
- Jestem Lewis Emerson, rektor uniwersytetu.
Mocno uścisnął dłoń policjanta.
- Bardzo mi przyjemnie, panie Emerson. Nie spodziewałem się, że zejdzie pan...
- Sheridan? Sheridan? Chwileczkę... Czy mamy tu studenta o takim nazwisku?
Emerson zmarszczył czoło. Nie wypuszczał z uścisku ręki pułkownika.
- Zwykle zapamiętuję nazwiska wszystkich przyjętych osób, ale... - mamrotał pod nosem.
Pułkownik przedstawił się przy bramie. Albo ten rektor został źle poinformowany i miał go naprawdę za ojca któregoś ze studentów, albo po prostu udawał idiotę.
- Pułkownik Stuart Sheridan, policja stanowa - wypalił Stu.
Przez twarz Emersona przebiegł szybki, ale widoczny skurcz przestrachu. Sheridan poczuł, jak ręka rektora mięknie, niemal traci konsystencję. Pokazał mu odznakę policji z New Hampshire.
- Czy coś się stało, pułkowniku? - Rektor szybko się pozbierał. - To znaczy... tu, na mojej uczelni?
- Chciałbym porozmawiać z... Chwileczkę...
Sheridan wyjął z kieszeni płaszcza płaski notes. Stary numer: milczenie oficera policji. Nawet jeśli trwa krótko, wystarcza, żeby wzbudzić obawy w każdym rozmówcy i przypomnieć mu, kto tu rządzi.
- Frank Franklin - przeczytał w końcu. - Wykłada tutaj, prawda?
Usłyszawszy to nazwisko, rektor zrobił zdziwioną minę.
- Oczywiście! Oczywiście! - odrzekł szybko. - Frank pracuje w Durrisdeer niecałe trzy miesiące. Jesteśmy z niego zadowoleni. Czy... wpadł w jakieś tarapaty?
Ale Sheridan tylko powtórzył:
- Czy mógłbym z nim porozmawiać? Nie ma chyba teraz zajęć?
Rektor spojrzał na zegar po prawej stronie drzwi wejściowych.
- Nie - odpowiedział. - Mam nadzieję, że wie o pańskiej wizycie.
Emerson wyglądał na zmartwionego i chyba miał po temu powody. Ogarnęło go przeczucie, że w Durrisdeer wybuchnie jakiś wielki skandal.
- Wie - powiedział chłodno Sheridan. - W każdym razie zostawiłem mu dziś rano wiadomość. Nie oddzwonił.
- Rozumiem.
Zapadło krępujące milczenie. Oczy rektora mówiły: "Tak łatwo nie ustąpię". Twarde spojrzenie gliniarza odpowiadało: "Streszczaj się".
Wreszcie Emerson się poddał:
- Proszę za mną, pułkowniku.
Romain Sardou "Nikt mu się nie wymknie"; Wydawnictwo: Świat Książki; Tłumaczenie: Magdalena Kamińska-Maurg; Format: 125 x 200 mm; Liczba stron: 336; Okładka: twarda; ISBN: 83-247-0658-5
KaHa