S jak Spellman - cieszyć się, czy płakać?

kzarecka

2008-02-12

aktaspellmanw_160Być Spellmanem znaczy szpiegować Spellmanów, podsłuchiwać Spellmanów, szukać na nich haka, szantażować i śledzić. Pojawiła się u nas książka Lisy Lutz "Akta Spellmanów" opowiadająca o prywatnej pani detektyw. Ta pierwsza z serii powieść o rodzinie detektywów zostanie w niedługim czasie sfilmowana (sukces książka odniosła w 20 krajach, więc i film z pewnością nie przepadnie). Lutz "romansowała" z kinematografią już wcześniej - kilka lat temu według jej scenariusza nakręcono komedię "Plan B" (historia o wdowie, która zostaje księgową mafii; okazuje się, że zabójcą męża jest jego własny brat, a na dodatek szef mafii; kobieta szybko awansuje i zostaje... płatnym mordercą).



O książce - Poznajcie Isabel "Izzy" Spellman - prywatnego detektywa. Dwudziestoośmiolatkę, której życie składa się z miłosnych pomyłek, zakrapianych wieczorów i twórczego chuligaństwa. Uzależnioną od powtórek ulubionego serialu kobietę, która woli wchodzić do domów przez okna niż przez drzwi. Ale jako prywatny detektyw w rodzinnej firmie jest niezastąpiona: naruszanie cudzej prywatności wychodzi jej doskonale. Tak jak wszystkim Spellmanom zresztą. Szkoda tylko, że pracy nie można zostawić za drzwiami.

Fragment
David i ja zaczęliśmy pracować w Spellman Investigations, kiedy on miał czternaście, a ja dwanaście lat. Jako że w tym czasie cieszyłam się już opinią trudnego dziecka, mój status jako pracownika pozwolił mi odkupić wiele dawnych win. Zapewne nikogo nie zdziwiło, że, najoględniej mówiąc, nie sprawiało mi trudności łamanie ogólnie przyjętych zasad i naruszanie prywatności innych ludzi. Zawsze zaczynaliśmy od śmieci. Było to pierwsze zadanie przypisywane dzieciom Spellmanów. Mama lub tata (ewentualnie jakiś policjant po służbie) zabierali worki z odpadkami z domu podejrzanego (kiedy śmieci zostają wystawione dla służb miejskich, stają się własnością publiczną i można je sobie wziąć), po czym przywozili je do nas do domu. Zakładałam grube plastikowe rękawice kuchenne (czasem także klips na nos) i przeglądałam odpadki, oddzielając je od skarbów. Od mamy zawsze otrzymywaliśmy te same instrukcje: wyciągi z banku, rachunki, listy, notatki - zatrzymywać; wszystko, co kiedyś było jadalne lub zawierało płyny ustrojowe - wyrzucać. Często uważałam, że instrukcje te są niekompletne. Zdziwilibyście się, jak wiele rzeczy podchodzi pod kategorię "żadne z powyższych". Śmieciologia często powodowała u Davida rozmaite choroby, więc kiedy skończył piętnaście lat, zwolniono go z tego zadania. Gdy minęły mi trzynaste urodziny, mama nauczyła mnie, jak prowadzić poszukiwania w aktach sądowych w Bay Arena. Wiele z naszych ówczesnych zadań zaczynało się od sprawdzenia informacji i kartotek kryminalnych. I tym razem instrukcje brzmiały prosto: szukać kompromitacji. Tłumaczenie: szukać czegoś złego. Jeśli brakowało kompromitujących danych, czuliśmy zrozumiały zawód. Ludzie - znani nam z nazwiska lub tylko numeru ubezpieczenia - rozczarowywali nas, jeśli byli czyści. Takie poszukiwania okazały się najcięższą z możliwych prac. Musieliśmy bowiem jeździć po rozmaitych sądach w całej Bay Arena, sprawdzając te same nazwiska w różnych aktach. Zanim w Kalifornii rozwiązano instytucję Sądów Miejskich, oznaczało to grzebanie w papierach w przynajmniej czterech osobnych sądach w każdym hrabstwie: Najwyższym Kryminalnym, Najwyższym Cywilnym, Miejskim Kryminalnym i Miejskim Cywilnym (a czasem także w Sądzie ds. Drobnych Roszczeń). Później mogliśmy zaoszczędzić sporo czasu, bo sądy Najwyższy i Miejski połączyły się, a większość informacji skopiowano na mikrofilmy. W ciągu ostatnich pięciu lat prawie wszystkie sądy przeniosły już dane do komputerów i - jeśli nie szukaliśmy informacji sprzed więcej niż dziesięciu lat - można było znaleźć wszystko, siedząc w domu przy biurku. To, co kiedyś zajmowało od dwunastu do piętnastu godzin, teraz wymagało maksymalnie czterech za biurkiem. Oprócz poszukiwania ogólnych informacji, bazy danych można bowiem również wykorzystywać do szukania osób, których miejsce zamieszkania jest nieznane. Do tego niezbędny jest numer ubezpieczenia - święty graal wszystkich prywatnych detektywów. Ale numer ubezpieczenia nie jest ogólnie dostępny. Jeśli nie dostaniesz go od klienta, musisz mieć nazwisko i imiona danej osoby oraz datę urodzenia, albo przynajmniej nazwisko (najlepiej jeśli jest mało popularne), imiona oraz miejsce zamieszkania. Następny krok to wpisanie nazwiska i daty urodzenia w podstawowy raport kredytowy. Raporty te podają część danych z pełnych raportów, takich jak zmiany adresu, długi i pożyczki, ale nie wszystkie - bo pełne raporty kredytowe nie są również ogólnie dostępne. W podstawowym możesz często znaleźć częściowy numer ubezpieczenia. Ale jeśli jedna baza ukrywa cztery pierwsze cyfry, a inna - ostatnie cztery, to jeśli przejrzy się ich wystarczająco dużo, można zrekonstruować cały numer.
Przeszukiwanie baz danych wymaga skrupulatności, o jaką moi dawni nauczyciele nigdy by mnie nie podejrzewali. No cóż, lubię odkrywać ciemne sprawki innych ludzi. Wówczas przez porównanie wszystkie moje występki wydają się banalne. Można powiedzieć, że rodzice najpierw testowali nasze żołądki, potem cierpliwość, a w końcu inteligencję. Dla drugiego pokolenia Spellmanów (a może dla pierwszego także) inwigilacja stała się życiowym celem. Było to coś, co godziło nas z faktem, że po szkole musimy pracować dla rodziców. Choć czasem było ciężko. Ludzie niestety nie żyją w ciągłym ruchu. Śpią, pracują, odbywają czterogodzinne spotkania w biurze (podczas gdy ty czekasz w holu budynku, burczy ci w brzuchu, a nogi robią się jak z ołowiu). Uwielbiałam się przemieszczać, natomiast David wolał bierne oczekiwanie. Wykorzystywał czas, by odrabiać zadania domowe. Ja mogłam tylko popalać.

Lisa Lutz "Akta Spellmanów"; Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie; Tłumaczenie: Dobromiła Jankowska; Format: 130 x 205 mm; Liczba stron: 344; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-2458-547-2

KaHa

Tagi: Lisa Lutz, Akta Spellmanów, książka, fragment, film, plan b,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany