Połączył Jamesa Bonda z Bridget Jones - dzięki Bogu nie węzłem małżeńskim

kzarecka

2008-02-26

jakrozmawiaczeslimakiem_160W "Publishers Weekly" napisano o nowej książce Stephena Clarke'a: - Clarke łączy gafy Bridget Jones z zuchwałością Jamesa Bonda... Baczne obserwacje i nieustanne dowcipkowanie sprawiają, że nawet proza życia staje się surrealistyczna. Autor wydał dwie książki: "Merde! Rok w Paryżu" i "Merde! W rzeczy samej", i nagle stał się najbardziej znanym "francuskim Anglikiem". Teraz mamy "Jak rozmawiać ze ślimakiem. Dziesięć przykazań, które pomogą Ci zrozumieć Francuzów" i odnoszę wrażenie, że będzie równie zabawnie jak poprzednim razem. I jeszcze poprzednim. Sprawdzić nie zaszkodzi.


O książce - Jak zostać dobrze obsłużonym (albo w ogóle obsłużonym) w paryskiej restauracji? Jak prowadzić negocjacje biznesowe i jak romansować z Francuzką? Jak radzić sobie z francuskim sąsiadem i do czego służy tamtejsza służba zdrowia? Mieszkanie we Francji to umiejętność, nad którą trzeba pracować. Spędziłem tu połowę swego dorosłego życia i wciąż się uczę. Ta książka jest podsumowaniem wszystkiego, czego nauczyłem się dotychczas – pisze we wstępie Stephen Clarke, autor bestsellerowych powieści o francuskich przygodach Anglika Paula Westa. W istocie Clarke podaje esencję wiedzy zgromadzonej podczas badań terenowych, które od dwunastu lat prowadzi nad Sekwaną. Z tego pełnego błyskotliwych anegdot, sarkastycznych komentarzy i bon motów na każdą okazję podręcznika survivalu dowiemy się, że Francuz zawsze ma rację (a w każdym razie nigdy nie przyzna, że się myli).

"Daily Mail": - Zrobił więcej na rzecz Ententy niż którykolwiek z polityków.

Fragment
Niekiedy cały świat popełnia szczególnie spektakularny błąd. Jeden z najbardziej wstrząsających przykładów z ostatnich lat to dzień, gdy Komitet Olimpijski ogłosił, które miasto będzie gospodarzem igrzysk w 2012. Londyn? Non! Jakże Komitet mógł się aż tak pomylić? Igrzyska w 2012 należały się Paryżowi, to było jasne dla wszystkich. Tak, dla wszystkich we Francji. Ale, na nieszczęście dla Francuzów, nie obejmowało to Komitetu Olimpijskiego.
Było to z perspektywy Francuzów tym bardziej nie do zniesienia, że przegrali z budzącymi postrach rywalami, "Anglosasami", jak mylnie nazywają wszystkich użytkowników angielskiego. Ponieważ, o czym wie każdy Francuz, ci złowrodzy, rozpełzający się po całej planecie Anglosasi knują już od stuleci, by dowieść, że Francuzi nie mają racji.
W bretońskiej wiosce zwanej La Masse, na wzgórzu niedaleko Mont Saint Michel, znajduje się coś, co wygląda jak miniaturowy wiatrak, ze wszystkimi śmigłami splątanymi w górze. Ów wiatrak był częścią francuskiego systemu komunikacji, który miał zrewolucjonizować świat pod koniec XVIII wieku. Należał do łańcucha podobnych konstrukcji umieszczonych na wzgórzach co piętnaście lub dwadzieścia kilometrów, między Paryżem a Briestem na zachodnim wybrzeżu. Śmigła na szczycie budynków były w istocie ramionami, których ustawienie można było zmieniać, tak jak w semaforze, by przesłać wiadomość z Briestu do Paryża w ciągu zaledwie dwudziestu minut. Najczęstszy telegram brzmiał prawdopodobnie: "Tu w Bretanii jest bardzo pochmurno. Jeśli wysyłaliście do nas ostatnio jakieś wiadomości, nic do nas nie dotarło".
System ten wynalazł pewien francuski inżynier o nazwisku Claude Chappe, który z rozmysłem zaprojektował stacje pośrednie składające się z dwóch budynków – jeden do wysyłania wiadomości, drugi zaś jako jadalnię dla obsługi semaforów. Cudownie francuskie.
Pomysł był prosty, a jednak skazany na zapomnienie na skutek złożonego splotu okoliczności, który mogą ogarnąć tylko Francuzi. Początkowo telegraf Chappe’a zaczął być używany poza Francją, a jego linie sięgały aż do Amsterdamu i Mediolanu. Potem w 1836 roku pewien Brytyjczyk, Charles Wheatstone, wymyślił zachwycająco prosty telegraf przewodowy, który przejęto i zaczęto stosować na całym świecie, i to był koniec telegrafu Chappe’a. Sam Chappe nie żył już od dawna – biedak popełnił samobójstwo jeszcze w 1805 roku.
Tak, Francuzi mają przewrotny dar: tworzą wynalazki, których nikt poza nimi nie chce używać, a potem przez lata to rozpamiętują.
Najlepszy przykład to Minitel.
Wprowadzony w 1983 roku, był prekursorem Internetu. Przypominał Teletext albo Ceefax, z tym że był bardziej interaktywny, ale zamiast umożliwić ludziom dostęp przez ekran telewizora, który był już w większości gospodarstw domowych, Francuzi skomplikowali sprawę, zmuszając użytkowników Minitela do wypożyczania specjalnych niewielkich monitorów.
Minitel był tak samo powolny jak wszystkie komputery w latach osiemdziesiątych, ale France Telecom oraz francuska branża reklamowa zarobiły na nim fortunę, kiedy furorę zrobiły strony z czatami erotycznymi. Nagle na wszystkich billboardach, kanałach telewizji i w czasopismach we Francji pojawiły się wypięte modelki topless oraz adresy serwerów Minitela, w rodzaju 3615 SEXY. Miliony Francuzów spędzały całe noce, wpisując wiadomości drukowanymi literami na małych składanych klawiaturkach przyczepionych do zawodnych beżowych telewizorków, po czym czekali długie minuty, aż biało-czarny ekran się odświeży i dostaną odpowiedź. Francja, kraj, który kocha konwersację ponad wszystko, wymyśliła pokoje do czatów online piętnaście lat przed ich właściwymi narodzinami.
Ale potem jakiś Anglik, niejaki Timothy Berners-Lee wynalazł World Wide Web, żeby amerykański internet mógł działać na całym świecie, i zamordował Minitel. Ulice we Francji zaśmiecały miniaturowe beżowe monitory, i po raz kolejny ci podstępni Anglosasi narzucili całemu światu jakiś niefrancuski pomysł.
Inne przykłady owej powszechnie odrzuconej francuskiej wynalazczości to:
– pétanque, jedyny sport uprawiany na terenie wychodka dla psów;
– citroen DS – pojazd ów, o kształcie rozdeptanej żaby, to jedyny samochód na świecie gwarantujący wszystkim pasażerom natychmiastowy atak choroby lokomocyjnej;
– dźwignia skrzyni biegów w renault 4L – potrafiąca doskonale zmieniać biegi, ale tylko wtedy, kiedy ma ochotę;
– prymitywne podajniki do mydła, umieszczane zwykle w toaletach francuskich kawiarni. Owalny kawałek mydła osadzano na zagiętym metalowym pręcie przyśrubowanym do ściany nad umywalką. Teoretycznie był to dobry pomysł, ponieważ dzięki temu mydło nie spadało na podłogę ani też nie rozpuszczało się w umywalce. W praktyce było to obrzydliwe, ponieważ ten (zwykle jaskrawożółty) kawałek mydła służył najczęściej do prezentacji brudu, który rozsmarował na nim poprzedni użytkownik toalety. Świat ma naprawdę dużo szczęścia, że wynaleziono podajnik z płynnym mydłem, który wyparł francuski prototyp.

Stephen Clarke "Jak rozmawiać ze ślimakiem"; Wydawnictwo: W.A.B.; Format: 123 x 193 mm; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7414-391-2

KaHa

Tagi: Stephen Clarke, Jak rozmawiać ze ślimakiem, książka, fragment, merde rok w paryżu, merde w rzeczy samej,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany