Montalbano zapalony

kzarecka

2008-04-10

zapachnocy_160Czternaście lat temu Andrea Camilleri zapoczątkował cykl kryminalny o śledztwach komisarza Montalbano. Od tego czasu popularność autora rosła. Rosła, rosła, rosła, aż osiągnęła rangę fenomenu czytelniczego. Ach, godne pozazdroszczenia. U nas właśnie pojawiła się kolejna powieść z tego niezwykle urodzajnego cyklu - "Zapach nocy". Tym razem komisarz ma do rozwikłania nie lada zagadkę. Przepada księgowy. A wraz z nim oszczędności wielu ludzi. Na dodatek znika również młody pracownik biura. Wspólnicy? Montalbano rusza "na łowy". Czy będzie to trudny orzech do zgryzienia? Czy mu się powiedzie? Powieść dla zapalonego czytelnika. Dla takiego jak sam Montalbano.


O książce - Emanuele Gargano, właściciel firmy "Król Midas", zaskarbił sobie wdzięczność wielu drobnych ciułaczy z Vigaty, umiejętnie inwestując ich oszczędności. Jednak gdy ma już dojść do kolejnej obiecującej wypłaty, "dobroczyńca" przepada bez wieści, a wraz z nim znikają pieniądze. Uwielbienie, jakim go dotąd darzono, z miejsca przeradza się w nienawiść. Tylko jedna osoba nieugięcie wierzy w nieposzlakowaną uczciwość księgowego – Mariastella Cosentino, leciwa panna, beznadziejnie zakochana w swym chlebodawcy. Inna pracownica biura, ponętna studentka Michela, dostarcza komisarzowi Montalbano prawdziwych rewelacji na temat młodego Giacoma Pellegrino, który, o dziwo, zniknął w tym samym czasie co jego szef. Czyżby przejrzał knowania księgowego i postanowił przeczekać burzę? Czy może raczej gdzieś hula ze swym nieuczciwym wspólnikiem? Na trop rozwiązania tej zagadki naprowadzi komisarza pewien ekscentryczny emerytowany nauczyciel.
A ponieważ komisarz Montalbano jest zapalonym czytelnikiem, literatura często wkracza także w jego życie zawodowe. Tym razem będzie to jedno z opowiadań Faulknera.

Fragment
Udało mu się wreszcie otrząsnąć i otworzyć drzwi. Po­mknął niczym strzała, z piskiem opon, jak robią to zwykle policjanci i imbecyle. Wysiadł przed biurem notariusza Carlentiniego, wbiegł zdyszany na drugie piętro. Drzwi by­ły zamknięte, wisiała na nich kartka z godzinami przyjęć; od zamknięcia minęła zaledwie godzina, może wewnątrz ktoś jeszcze był. Nacisnął dzwonek i na wszelki wypadek uderzył pięścią w drzwi. Uchyliły się; komisarz otworzył je szeroko z gwałtownością godną Catarelli. Jakaś panienka cofnęła się ze strachem.
Co... o co chodzi? Proszę... proszę mnie nie skrzyw­dzić.
Była z pewnością przekonana, że to napad. Zbladła jak ściana.
Przepraszam, że panią przestraszyłem — powiedział komisarz.
— Nie mam najmniejszego zamiaru pani
skrzywdzić. Nazywam się Montalbano.
Ale jestem głupia! — zawołała panienka. — Teraz sobie przypominam, widziałam pana w telewizji. Proszę wejść.
Jest notariusz? — spytał komisarz, wchodząc.
Na twarzy panienki pojawił się wyraz okolicznościowej powagi.
To pan nic nie wie?
Czego nie wiem? — powiedział Montalbano. Jego niepokój wzrósł.
Biedny pan notariusz...
Umarł?! — zawył Montalbano, jakby mu powiedzia­ła o zgonie istoty, którą kochał najbardziej w świecie.
Panna spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem.
Nie, nie umarł. Miał wylew. Już mu lepiej.
Ale mówi? Pamięta?
Oczywiście.
Mogę z nim porozmawiać?
Panna rzuciła okiem na zegarek.
Może nam się uda. Leży w klinice Matki Boskiej w Montelusie.
Przeszła do pokoju pełnego papierów, teczek na dokumenty, segregatorów, wielkich kopert. Wybrała numer, po­prosiła pokój 114. Potem powiedziała:
Giulio...
Umilkła. Było rzeczą ogólnie wiadomą, że notariusz żadnej nie przepuści. Panna przy telefonie nie miała trzy­dziestki: wysoka, brunetka z włosami długimi do pasa, przepiękne nogi.
Panie notariuszu — odezwała się po chwili — jest tu, w biurze, komisarz Montalbano, chciałby z panem mówić... Tak? Porozmawiamy później.
Podała słuchawkę komisarzowi i dyskretnie wyszła z po­koju.
— Halo, panie notariuszu! Tu Montalbano. Chciałem tylko o coś pana spytać. Przypomina pan sobie, że kilka lat temu powierzyłem panu książeczkę oszczędnościową na pięćset milionów... A więc pamięta pan. Pytam, bo po­myślałem sobie, że mógł pan zainwestować te pieniądze w firmie księgowego Gargano, a wtedy... Ależ proszę się nie obrażać... Nie, nie, na miłość boską, nie chciałem pana urazić... Skądże znowu... Naturalnie, naturalnie... Przepra­szam pana bardzo. Niech pan szybko wraca do zdrowia.
Odłożył słuchawkę. Na sam dźwięk nazwiska Gargano notariusz poczuł się urażony.
To panu się zdaje, że ja jestem takim durniem, który wierzy oszustom w rodzaju Gargana? — powiedział.
Pieniądzom François nic nie groziło.
Niemniej, wsiadając do samochodu przed odjazdem do komisariatu, Montalbano poprzysiągł sobie, że księgowy Gargano zapłaci mu z nawiązką za okropny strach, które­go z jego winy się nabawił.

Andrea Camilleri "Zapach nocy"; Wydawnictwo: Noir sur Blanc; Tłumaczenie: Krzysztof Żaboklicki; Format: 120 x 170 mm; Liczba stron: 208; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7392-258-7

KaHa

Tagi: Andrea Camilleri, Zapach nocy, książka, fragment, montalbano,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany