Sztuka bycia Elą - Johanna Nilsson

kzarecka

2008-05-06

sztukabyciaela_160Dostałam na pocztę wiadomość: - Pani Kasiu, ta książka spodoba się Pani tak samo jak "Jeździec na wielorybie". Uwierzyłam. "Jeździec..." mnie zauroczył. Tak samo, jak wiele lat temu "Kaj znów się śmieje". Dwie książeczki. Objętościowo niewielkie. Emocjonalnie potężne. Płakałam przy jednej i przy drugiej. Z niecierpliwością czekałam zatem na "Sztukę bycia Elą". Czy podołała zadaniu?






Nie. Niestety, ale nie. Była piękna. Wzruszająca. Czasami zabawna. Niestety nie dołączyła do Kaja i Jeźdźca. Nie oznacza to, że książkę skreślam i nie napiszę o niej ani jednego dobrego słowa. Wręcz przeciwnie. Tylko, że zawsze gdzieś tam jest małe "ale". I u mnie te "ale" wystąpiło. Dlaczego? Kaj był niewiarygodny. Jeździec magiczny. Ela, choć bardzo przyjemna, nie mogła się przebić. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. Po prostu.

"Sztuka bycia Elą"... Bohaterką jest 26-latka, która jest... Hm... Powiedzmy – na pierwszy rzut oka nienormalna. Nie potrafi sobie poradzić sama ze sobą. Jest tak denerwującą postacią, że aż chce się wtargnąć na stronice, złapać ją za łeb i powiedzieć: "Opanuj się babo!". Owszem, Ela ma przebłyski i sama dostrzega, że coś jest nie tak. Wtedy myśli: - Może najpierw powinnam uporządkować samą siebie. To jednak tylko rzut okiem. Gdy się wgłębić, wychodzi nieco inny obraz. Ela – dziewczyna, która nie potrafi żyć samodzielnie po rozwodzie rodziców. Wcześniej było idealnie. Wsześniej było: - Tata karmi. Tata pociesza. Tata nosi. Tata usypia. Tata budzi. Tata zawozi. Tata odbiera. "Wsześniej" mija i jest "teraz". A teraz tato mówi: - Jesteś już dorosła. Rozwiń skrzydła, córciu, i wyfruń kiedyś z gniazda! Teraz tato ma nową żonę, mama nowego męża, brat żonę i dzieci. Ela jest sama. Cierpi.

Z tego pozbawionego życia życia Elę ratuje dziecko. Sześciolatka, Klara, córka narkomanki. Równie samotna jak Ela. I może tylko to je łączy. Klara bowiem jest silna. Potrafi sobie radzić. To ona podtrzymuje na duchu 26-latkę. To ona uczy ją cieszyć się każdym dniem. To ona jest dla niej ostoją. To ona dźwiga ją na ramionach. To ona podnosi, gdy tamta pada. Dziecko. Choć należałoby powiedzieć inaczej – Klara choć dziecko jest osobą dojrzałą. Ela choć osoba dojrzała, jest małym dzieckiem. Klara wprowadza sporo zamieszania w życie swojej nowej przyjaciółki, ale jednocześnie je stabilizuje. Ela zaczyna się zastanawiać. Czy potrafię kochać dziecko, mężczyznę? Boję się. Może ktoś ukradnie mi mnie. Rozpłynę się, stanę się nicością, człowiekiem pozbawionym siebie. Czy dam radę mieć rodzinę? Rodziny przecież zawsze się rozpadają. Wiem z doświadczenia. Nie wiem. Wiem. Nie, nie wiem. Każda rodzina jest inna. Naprawdę? Boże, jaki błyskotliwy wniosek!

Ta opowieść pokazuje nam, jak szybko i jak mocno można zacząć kochać. Kochać bez wyraźnego powodu. Kochać po prostu. Jednego dnia miłości nie ma. Drugiego się rodzi. Trzeciego chce się jej pozbyć. Czwartego dochodzi do wniosku, że nie potrafi się tego zrobić. Piątego się tęskni. Szóstego walczy. Siódmego wie, że to, choćby niewiadomo, co się działo, pozostanie w nas na zawsze. Mówi się, że w siedem dni stworzono świat. Może więc i w siedem kocha się całym sobą?
Ela walczy o dobry los Klary. Kontaktuje się z opieką społeczną. I dopiero wtedy dostrzega, że to nie jest najlepszy pomysł. Raz – dziecko zawiodło się na tej instytucji. Dwa – kobieta pragnie owe dziecko zatrzymać. Oczywiście to okazuje się niemożliwe. Dlaczego? Otóż aby być dobrym rodzicem, a przynajmniej według opieki społecznej, trzeba mieć silną psychikę, stałą pracę, ustabilizowaną sytuację finansową, stały związek, odpowiednią pozycję społeczną, dobre mieszkanie, osobny pokój dla dziecka. Nie można powiedzieć: "Kocham ją", i dostać dziecko na wychowanie. Ela mówi: - Kocham ją. Czy to nie wystarczy? W odpowiedzi słyszy: - Nie. Pragnie być jej matką. Pragnie by ona była jej dzieckiem. Ale. Ale to nie wystarczy.

Johanna Nilsson napisała historię o miłości i dojrzewaniu. Napisała również o narkomanii, alkoholiźmie, prostytucji, depresji, problemach dzieci rozwiedzonych rodziców, o sztywnych zasadach działania instytucji państwowych. Więcej jednak w tej książce dobra niż zła. Opowieść o Albinie jest jedną z piękniejszych. To na tym przykładzie dokładnie widać, że każdy dzień jest ważny. Każda chwila. Każda minuta. Każda. Później może być za późno.

Słów kilka o okładce. Replika postawiła na współpracę z Izą Szewczyk. Z tej współpracy wyszła, że tak to określę, już jakaś seria. Czy dobra? Tak. Iza Szewczyk ma pewien rodzaj wrażliwości. Wrażliwości, która mnie osobiście bardzo odpowiada (co nie oznacza, że i wam musi). Iza Szewczyk zwraca uwagę na szczegóły. I tak jak na przykład w jednej z książek na okładce pojawia się krokodyl (spostrzegawczy będą wiedzieć, o czyją powieść chodzi), tu jest anioł na śniegu. I za to uwielbiam Izę Szewczyk.

Na zakończenie wracając do treści – przeczytałam gdzieś, że ta ksiązka nie ma happy endu. Bzdura. To, że nie układa się po myśli czytelnika, nie oznacza, że nie ma dobrego zakończenia. A tu happy end jest bardzo, bardzo wyraźny. I ten happy end jest doskonały. Wyjątkowy. Dający tak ogromną nadzieje, że nawet "Żyli długo i szczęśliwie" nie ma szans.
A poza tym? To powieść dla wrażliwych osób. Gdy zaczęłam ją czytać, marzyłam, by też zejść do piwnicy i znaleźć tam dziecko. Może zejdę? Może znajdę? I nie, dlatego że nie radzę sobie z samą sobą. Raczej dlatego, by poczuć miłość bezgraniczną. By natychmiast wskoczyć do siódmego dnia. I to... jest możliwe.

Johanna Nilson "Sztuka bycia Elą"; Wydawnictwo: Replika; Tlumaczenie: Paweł Pollak; Format: 120 x 200 mm; Liczba stron: 285; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-60383-42-1

Katarzyna Zarecka

Tagi: johanna nilsson, sztuka bycia elą, recenzja, jeździec na wielorybie, kaj znów się śmieje,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany