Ja, Ty i Ono, czyli pełnia życia
kzarecka
2008-05-13
O książce - John, młody pisarz amerykański włoskiego pochodzenia, mieszka wraz z żona Joyce w Los Angeles. Wkrótce urodzi się ich pierwsze dziecko. Przyszła matka ma chwiejne nastroje, robi się bardzo religijna. Na dodatek okazuje się, że niedawno kupiony, wymarzony dom wymaga natychmiastowego remontu. Trudną sytuację emocjonalną Johna pogarszają skomplikowane stosunki z ojcem, byłym murarzem. Nick to uparty, ale i kochający tata, który z zadziornością wypowiada szczere do bólu opinie o swojej rodzinie. W nerwowym oczekiwaniu na wnuka wprowadza chaos w życie Johna.
Fragment
Dom był spory, bo mieliśmy mnóstwo planów. Pierwszy z nich został już zrealizowany, wzgórek na wysokości jej talii, to coś o niemrawych ruchach, pełzające i wijące się jak kula z węży. W cichych godzinach przed północą leżałem z uchem przyłożonym do tego miejsca i słyszałem coś jakby szemranie strumyka, bulgotanie, ssanie i pluskanie.
- Niewątpliwie zachowuje się jak przedstawiciel męskiego rodu - zawyrokowałem.
- Niekoniecznie.
- Dziewczynki aż tak nie kopią.
Ale ona się ze mną nie spierała, ta moja Joyce. Miała to coś w Środku i była wyniosła, pogardliwa i nieomal beatyfikowana.
Jednak brzuszysko mi się nie podobało.
- Jest nieestetyczne - wyjaśniłem i zasugerowałem, by nosiła coś, w co da się je zapakować.
- I zabić?
- Robią na to specjalne rzeczy. Sam widziałem.
Spojrzała na mnie chłodno - na ignoranta, głupca, który przechodzi obok wieczorem, już nie na osobę, lecz przynoszący zgubę przedmiot, niedorzeczność.
W domu znajdowały się cztery sypialnie. To był ładny dom. Otaczał go płot ze sztachetek. Miał wysoki spiczasty dach. Od ulicy aż pod frontowe drzwi prowadził korytarz utworzony z krzewów różanych. Nad wejściem wznosił się szeroki łuk z terakoty. Na drzwiach tkwiła ciężka mosiężna kołatka. Na domu umieszczono numer 37, a to była moja szczęśliwa liczba. Czasami przechodziłem na drugą stronę ulicy i gapiłem się na to wszystko z rozdziawioną gębą.
Mój dom! Cztery sypialnie. Przestrzeń. Teraz mieszkaliśmy tu we dwójkę, a jedno było w drodze. Ostatecznie będzie siódemka. Takie miałem marzenie. Trzydziestoletni mężczyzna zdąży wychować siedmioro dzieci. Joyce miała dwadzieścia cztery lata. A więc jedno co drugi rok. Jedno w drodze, zostaje jeszcze szóstka. Świat jest taki piękny! Niebo takie ogromne! Marzyciel taki bogaty! Oczywiście będziemy musieli dodać jakiś pokój albo dwa.
- Masz jakieś zachcianki? Upodobanie do jakiegoś smaku? Rozumiem, że to się zdarza. Czytałem o tym.
- Oczywiście, że nie.
Ona też czytała: Gesell Arnold Infant and Child in the Culture of Today.
John Fante "Pełnia życia"; Wydawnictwo: G + J; Format: 145 x 205 mm; Liczba stron: 172; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-60376-77-5
KaHa