Zamienił stryjek siekierkę na kijek

kzarecka

2008-05-29

ja_01Kiedy o kilka lat starszy brat kazał mi gryźć mojego męża, zastanawiałam się, cóż to za perwersyjne działania mi się proponuje. Jak się później okazało, choćbym nie wiem, jak bardzo chciała, owego ugryzienia nie mogłam dokonać. Gorzej – mojego własnego męża ugryzł mi mój własny brat. Jeszcze gorzej – ku radości i jednego, i drugiego. A ja? A ja nie mogłam. Nie lubię nie móc, więc ugryzłam sobie innego faceta. Podobno było całkiem nieźle.



Pewnego wiosennego, ciepłego dnia (nie pamiętam, czy rzeczywiście tak było, ale przyjmijmy, że tak) mój najstarszy brat znalazł się na mojej poczcie internetowej. Oszalałam z radości – tego typu ekscesy zdarzają mu się bardzo rzadko. Kliknęłam. A tam tylko link. Nieważne! Co by to nie było, była to wiadomość od pierworodnego mych rodziców. Kliknęłam.
Całkiem innego, wiosennego, z pewnością też ciepłego dnia, napisał wiadomość drugi brat (ten od pogryzienia szanownego małżonka). Następnie wysłał mi smsa, żebym jak najszybciej sprawdziła pocztę. Weszłam, odebrałam wiadomość. Odpisałam, że już to wcześniej widziałam za sprawą naszego brata, ale się nie zalogowałam. Kazał to zrobić. Jako, że najmłodsza z rodzeństwa, czasami się słucham – zalogowałam. I nastąpiła radość. Nie moja – ja oczywiście niczego nie rozumiałam. Radość wypełniła brata. I wtedy się zaczęło. "Ugryź go! No ugryź!", "Napisz do mnie ze strony wampirzej". Zaczęłam działać według wskazówek. Chyba szło całkiem dobrze, bo po jakimś czasie dostałam kolejną wiadomość: "Ale masz dużo ugryzień. Ja tylko siedem i już nie mam kogo gryźć".

Gra RPG. W to wciągnęli mnie bracia. Do wybory było: mogłam zostać wampirem albo wilkołakiem. Wybrałam opcję numer jeden. Jestem kobietą, muszę golić większą część swojego ciała, więc na samą myśl, że choćby wirtualnie miałabym być zarośniętą bestią, ogarnia mnie paraliżujący strach. Zresztą wampir wydaje mi się bardziej… uroczy (czyżby za sprawą filmu "Wywiad z wampirem"?). No i się bawię. Uczęszczam na polowania, kupuję akcesoria, chodzę do pracy do grabarza, walczę, wstępuję do klanu, daję im część mojego złota. A przede wszystkim wymieniam się wiadomościami z moją wampirzą rodziną. Wiadomości, które sprawiają, że mam ubaw przez cały dzień. Zwłaszcza, że ze świata nierzeczywistego sprawy przechodzą do realnego życia. Przykład – przyjechałam na weekend do rodzinnego miasta. Przychodzi mój brat z rodziną i zamiast czegoś w rodzaju: "Cześć siostrzyczko. Co tam u ciebie?", widzę uśmiechniętą twarz faceta i słyszę: "Polowałaś?". Po chwili pojawia się mój drugi brat z rodziną, wchodzi i od progu pyta: "Polowaliście?". I tu pies pogrzebany. W tygodniu, w czasie pracy (cichosza na ten temat!), jeszcze wynajduję chwilę czasu i chęci, na weekendy kaplica. Ograniczam czas spędzony przed laptopem tak bardzo, jak tylko jest to możliwe. No i się nasłuchałam. "Musisz wejść, bo jak nie, to ciebie zaatakują", "Stracisz złoto i energię" i inne podobne sformułowania.

Druga sprawa – trochę tej gry nie rozumiem. Zresztą nigdy nie miałam ciągot do gier (a RPG to już całkowita czarna magia). Przed laty siadywałam przy komputerze Atari, wgrywałam z kasety jakieś sportowe zmagania (najbardziej fascynował mnie licznik, na którym zmieniały się podczas wgrywania numery) i walczyłam z joystickiem. Przyznaję, zbyt namiętnie tego nie robiłam. Na własnej komórce do tej pory nie wiem nawet jakie mam gry… Właśnie… Ciekawe jakie?... Moment… Bożesz Ty mój, nawet nie mogę ich znaleźć!... No i nie znajdę… Trudno, wracam do tematu. Gry RPG. Nigdy mnie nie ciekawiły. Identycznie jak nigdy nie ciekawiła mnie karuzela łańcuchowa. Nad ciekawością przeważała wyobraźnia, która kształtowała obraz – wchodzę, wszystko zaczyna się kręcić, rzygam na ludzi obserwujących swoje pociechy.

W tę grę zaczęłam się bawić tylko i wyłącznie przez braci. Nawet nie przez ciekawość. Na dodatek, podkreślam raz jeszcze, to nie spędza mi snu z powiek. Zresztą inaczej sobie to wyobrażałam. Myślałam, że coś będzie widać. A tu nic! To już chyba lepsze były "Plemiona". Ktoś zna? Ktoś grał? Mnie uświadomił znajomy, który na grupowy wyjazd w góry, zabrał laptopa (nikczemny! to nawet ja zamykałam za sobą szybko drzwi, żeby nie przybiec po dwóch minutach po komputer; pojechałam bez niego, żeby mnie praca nie kusiła; a ten nikczemny co?! a wziął ze sobą pudło! wziął!). Okazało się, że gra w "Plemiona" i musi co jakiś czas pójść na wojnę, nakarmić żołnierzy, rozbudować osadę i tak dalej. A później wypuszczał wojsko na atak – szły… kuleczki. Nudne aż strach! Mimo wszystko tam przynajmniej coś się działo! Coś ruszało! A tu? Tu słyszę: "Muszę sobie kupić psa, bo R. już ma". To sobie myślę – też chcę mieć psa. Nazwę go sobie Mordulec. Będzie ze mną chodził. Ot, taki przyjaciel. Jak się napaliłam, to usłyszałam od R.: "Etam, psa się nie opłaca mieć". Psia krew, a tak się cieszyłam! I tak kupiłam, ale nazwać go sobie nie mogłam, bo nie jestem graczem Premium (tak, tak, nie mam pojęcia, co to oznacza). I tak opis mojego psa wygląda następująco: Typ psa – pies; Nazwa psa – pies. Wymyślnie, nieprawdaż?

Innym razem słyszę: "Kup sobie broń". Ha, a ja już mam! Tak, byłam na tyle przewidywalna. Tak, coś zrobiłam sama. Tak, zaczynam chyba to rozumieć. Chwalę się: "Mam! Mam siekierkę!". I co słyszę? "Siekierkę? Po co ci siekierka? Kup sobie lepiej miecz samurajski". Chyba naprawdę tego nie rozumiem…


Jeśli ktoś chce zajrzeć, dowiedzieć się, co z czym się je, a może później się w to wszystko wciągnąć, zapraszam:

Wejdź i spójrz

KaHa

Tagi: rpg, gra, felieton, wampir, wywiad z wampirem, wilkołak,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany