Branie na Amazonki

kzarecka

2008-06-09

kruchoscporcelany_160Monika Sawicka na okładce "Kruchości porcelany" napisała: - Boże, daj mi siłę, bym mogła dalej udawać, że świat jest taki, jak sobie wymyśliłam, obdarz mnie chwilową głuchotą i ślepotą na czas zderzenie z rzeczywistością. Napisała tak, jak czuła. Zresztą jak sama mówi, zawsze tak pisze. Krucha siłaczka... Tak, to do niej pasuje. "Kruchością..." zdobyła wielu fanów. Dlaczego? Może powód takiego powodzenia wśród czytelników tkwi w sposobie pisania? Tak prostym, a jednocześnie głębokim i szczerym. Ta książka jest najlepsza w dorobku pisarki. Jednak nie tylko dlatego warto po nią sięgnąć. Dziś prezentujemy fragment powieści - poznajcie strach i ból przed utratą części siebie.



Pan Bóg mnie skarał. Postanowiłam kontynuować tradycję rodzinną w trzecim pokoleniu linii żeńskiej i zachorowałam. Mam nowotwór. Piersi. To teraz mam jak w banku, że jak mi się przerzuci do mózgu, to umrę w błogiej nieświadomości mojego stanu. A chęć zmiany programu w telewizorze telefonem komórkowym wytłumaczę sobie zwyczajnym roztargnieniem.
Los wywinął mi numer i obdarował guzem wielkości śliwki.
– Proszę pani – przemówiła do mnie uroczyście pani doktor, która robiła mi USG. – Ma pani guz wielkości śliwki.
A ja, lubiąc jasne sytuacje, spytałam:
– Może pani sprecyzować, o jaką konkretnie śliwkę chodzi? Do wyboru mam: węgierka, łowicka, ulena, mirabelka.
Okazało się, że mirabelka. Niedojrzała mirabelka.
Paweł, mój onkolog, powiedział, że tak mi wytnie, że nie będzie śladu i będę mogła robić striptiz.
Chyba się załamałam. Nie wiem, jak się czuję.
Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy otworzyłam puszkę Pandory.
Wczoraj, gdy jechaliśmy z Wymyślonym samochodem, on zapytał, o której się spotkamy. Ja na to, że nie wiem, bo jadę na badania do szpitala. Wymyślony: zadzwonię za godzinę. Pytam go, po co? Przecież mnie nie kocha. I ja już dlatego nie mogę się z nim spotykać. Wymyślony:
"Jezus Maria! Kiedy wreszcie dostaniesz ten okres, bo już nie wytrzymuję tego marudzenia". Ja mu na to, że nie zadzwonię.
Stajemy na światłach. On mówi: "Dziewczyno, jaka ty jesteś głupia". Otwiera drzwi i wysiada na skrzyżowaniu.
Łzy jak grochy płyną mi po twarzy, ale jestem twarda. Zabójczym wzrokiem wpatruję się w moją komórkę i walczę ze sobą, żeby natychmiast do niego nie zadzwonić. Jadę do tego cholernego szpitala. Pik, pik – masz wiadomość. Czytam, próbując nie wjechać w tramwaj: "Bo się bardzo martwię się o Ciebie".
Odnotowuję kolejny postęp w liczbie znaków w tekście SMS-a.
Ten dzisiejszy to prawdziwy rekord. Serce mam jak kamień. Piszę bezczelnie: "Dlaczego?".
Pewnie, nie ma lekko. Niech wie, jak to boli. Niech się trochę wysili, wytłumaczy.
Pik, pik, znowu wiadomość: "Bo mi na Tobie zależy".
O nie, mój kochany. Tak łatwo to ci nie pójdzie. Piszę: "Nie potrzebuję litości lecz miłości. A tego mi nie możesz dać. Więc sam rozumiesz. Kocham Cię".
Cóż za wyrachowanie z mojej strony. Czysta perfidia. I wyłączyłam telefon. Niech się pomęczy.
Po godzinie wychodziłam ze szpitala z wynikami badań i wstępnie ustalonym terminem operacji.
Zadzwoniłam do niego i powiedziałam, że jadę do domu.
Zrobiłam sobie kąpiel, wydoiłam butelkę piwa i pół butelki wina, i owinięta w ręcznik położyłam się do łóżka. Wymyślony przyjechał po dwudziestu minutach. Leżałam lekko zamroczona alkoholem i wynikami.
Oczyma wyobraźni widziałam siebie z jednym cyckiem. Lubię panikować.
Śmiechu warte – bogini seksu z jednym cyckiem.
Rozebrał się i bez słowa położył obok mnie, mocno przyciągając mnie do siebie. I jak już mnie o mało nie udusił, przytulając, zapytał, co się dzieje. A mnie tylko łezka za łezką. Na podusię, kap, kap.
Wymyślony: jest aż tak źle? Nie wiem, czy jest źle. Dopóki się tego gówna nie wytnie i nie zbada, nie wiadomo jak jest. Podobno nie jest źle. Na oko.
A po operacji budzisz się bez piersi. Koszmar. Wolałabym umrzeć.
I żadnej chemioterapii. Włosy mi będę wychodziły garściami.
Łysa bogini seksu po mastektomii.
Kochaliśmy się po cichutku, delikatnie, spokojnie.
Cały czas powtarzał, że jest i będzie przy mnie. I ze mną.
I we mnie.
Ale nie powiedział, że mnie kocha. Skubany. Tylko mówił, że jestem głupia. Głupia, głupia, głupia jesteś.
Dzisiaj znowu powiedziałam, że powinniśmy się rozstać. A on na to, że na pewno polubi tę moją bliznę, której i tak nie będzie widać. I może będzie działała na niego jak afrodyzjak. I żebym przestała marudzić. Bo rzuci we mnie twarożkiem. Wariat, strzelił serkiem z widelca jak z procy. We mnie. A później mnie czyścił w łazience.
Podobno wyzwalam w nim agresję.
Później spytał, czy rozstałabym się z nim, gdyby miał tylko jedno jajko. Albo był impotentem. Kocham go. Za to, że tak bardzo nie pozwala mi odejść.
Zapytał, dlaczego nie zrobię sobie tablicy rejestracyjnej do samochodu z moim imieniem.
Ja na to, że może być tylko pięć znaków i moje imię się nie zmieści. Wymyślony: zmieści – Zuzuś. Akurat pięć.

Moją metodą walki z nowotworem stało się nadużywanie słowa nowotwór. Najpierw nie chciało mi przejść przez gardło. Teraz powtarzam je jak mantrę. Delektuję się nim. Rozsyłam znajomym informacje o mojej chorobie w tonie żartobliwym, pisząc: "Cześć. Mam raka", jakbym mówiła: "Cześć, wiesz, katar mam". Wiem, co robię. Zrzucam na moich przyjaciół część mojego bólu. Stosuję swoistą psychoterapię. To nie w porządku wobec nich. Nie wszystkim mówię. Ci, przed którymi to ukrywam, chyba nie są moimi przyjaciółmi. Koleżanka w odpowiedzi na mój SMS napisała: "Jeśli w tym sezonie jest branie na Amazonki, to ja też w to wchodzę".

Monika Sawicka "Kruchość porcelany"; Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Magia Słów; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-923909-3-0

Tagi: Monika Sawicka, Kruchość porcelany, książka, fragment, Amazonki,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany