Wiek piorunującego wrażenia

kzarecka

2008-07-03

mlodoscstualtka_160Książka Eliadego urzekła mnie nie tylko dlatego, że jej bohater staje się ponownie młody i odnajduje utraconą miłość - ale także dlatego, że to filozoficzna i mądra historia o świadomości, egzystencji. Nie chciałem robić filmu, który jest tylko zajmujący, chciałem zawrzeć w nim głębszą treść - powiedział o "Młodości stulatka" Francis Ford Coppola ("Ojciec chrzestny"). Film trafi na polskie ekrany 11 lipca. Jeśli chcecie, by Mircea Eliade uwiódł również was, sięgnijcie po powieść o tym samym tytule. "Młodosć stulatka" to opowieść o starcu, który w wyniku dziwnego wydarzenia staje się młodzieńcem.


O książce - Bukareszt, 1938 rok. Ludzie przechodzący pewnego ulewnego wieczoru koło cerkwi metropolitalnej są świadkami tragicznego zdarzenia - w starszego człowieka uderza piorun. Jak to możliwe, że mimo poparzeń obejmujących całe ciało profesorowi Dominikowi Matei udaje się przeżyć? Na to pytanie nie jest w stanie odpowiedzieć żaden z lekarzy. Nauka jest zupełnie bezradna również wobec faktu, że mężczyzna odzyskuje młodość, a jego zdolności intelektualne osiągają poziom niedostępny dla przeciętnego człowieka. Matei pragnie od tej pory tylko jednego - chce posiąść wiedzę absolutną. Tymczasem tajemniczą sprawą zaczynają interesować się naziści, widząc w profesorze obiekt przydatny do swoich eksperymentów medycznych.
Uciekając przed wrogiem, Matei dociera do Szwajcarii, na Maltę i do Indii.
Młodość stulatka w literackiej materii oddaje to, co mieściło się w głównym nurcie badań Eliadego: motywy mityczne, odwieczne pragnienie nieśmiertelności, próby poznania natury boskości i wiara w to, że nad czasem da się zapanować.

The Liberal Journal: - Cudowne połączenie realizmu, surrealizmu i świata wyobraźni; powieści Eliadego udowadniają, że sfera mitów i zjawisk nadprzyrodzonych pomaga zrozumieć sens naszej codzienności. Naprawdę warto przeczytać.

Fragment
Słyszał rozmaite hałasy, otwierające się i zamykające drzwi, obce głosy.
- Zobaczymy, co powie profesor. Co do mnie, muszę szczerze wyznać...
To samo, znowu to samo! Ale głos mu się podobał. To na pewno jakiś młody lekarz, bystry, wielkoduszny i pasjonujący się swoim zawodem.
- Skórę ma spaloną w stu procentach, a jednak mimo wszystko od dwunastu godzin żyje. Co więcej, nie cierpi, o ile w ogóle możemy to stwierdzić. Czy zrobił mu pan zastrzyk?
- Tak, rano. Wydawało mi się, że jęknął. Ale to może przez sen.
- Czy coś o nim wiadomo? Znaleziono coś przy nim?
- Nic, tylko rączkę parasola. Wszystko inne było zwęglone. To zresztą dziwne; właśnie rączka, ta drewniana rączka. Jego ubranie obróciło się w popiół, a to, czego nie zmył deszcz, opadło z niego podczas przewozu.
Domyślał się, że tak właśnie musiało być, a przecież wyjaśnienia lekarza uspokoiły go; obie koperty, jakie miał w kieszeni, zamieniły się w popiół... Mimochodem, bo nie zauważył, że nie domknął drzwi, posłyszał za sobą: "Staruszek zupełnie skapcaniał, opowiadał nam to już ze trzy albo cztery razy...". Była to prawda. Wiadomość, opublikowana w "Fiera Letteraria", poruszyła nim do głębi: Papini był już prawie całkiem ślepy i żaden chirurg nie miał odwagi go operować. Dla pożeracza książek tak nienasyconego jak Papini była to straszliwa tragedia. Oto dlaczego ciągle o tym mówił. Ale ten Vaian swoją drogą miał trochę racji; zaczynam kapcanieć...
Wówczas znowu usłyszał jej głos: "Jaka jeszcze tragedia ci się przydarzyła? Zrezygnowałeś z chińskiego. A potem?". - "W rzeczywistości - odparł - nie zrezygnowałem. Nadal uczyłem się po jakimś tuzinie znaków dziennie, ale raczej dla przyjemności, dlatego że pomagało mi to lepiej rozumieć tłumaczenia tekstów, które czytałem. W gruncie rzeczy byłem dyletantem...". "Tym lepiej! - wykrzyknęła Laura, znowu kładąc mu rękę na ramieniu. - Zawsze powinno istnieć paru inteligentnych i mających dość wyobraźni ludzi, którzy potrafią się cieszyć odkryciami wszystkich wielkich erudytów. Dobrze zrobiłeś, że porzuciłeś chińszczyznę. Co to jednak były za tragedie, o których napomykałeś?". Patrzał na nią długo. Wcale nie była najładniejsza spośród znanych mu studentek, bynajmniej, była za to i n n a. Nie rozumiał, co go w niej pociągało, czemu bezustannie szukał jej w salach wykładowych, w których nie postawił stopy od trzech czy czterech lat, praktycznie od dnia uzyskania magisterium. Zawsze miał pewność, że znajdzie ją na wykładzie Titu Maiorescu. Zresztą owego dnia wracali właśnie z takiego wykładu razem, jak zwykle odprowadzał ją do domu. Również zgodnie ze zwyczajem wstąpili do parku Cismigiu i usiedli na ławce nad jeziorem. "Co to za inne tragedie?" - powtarzała z leciutkim uśmiechem, spokojnie wytrzymując jego spojrzenie. Próbował wyjaśniać: "Mówiłem ci, że już w liceum lubiłem matematykę i muzykę, ale też historię, archeologię, filozofię. Chciałem opanować wszystko. Oczywiście, nie jako specjalista, ale jednak solidnie, pracując bezpośrednio na tekstach źródłowych, bo nie znoszę partactwa i erudycji z drugiej ręki...". Przerwała mu, wznosząc do góry ramiona jak chłopiec. "Jesteś najambitniejszym człowiekiem, jakiego znam! Najambitniejszym i najbardziej kapryśnym. Przede wszystkim - kapryśnym!".
Poznał już dobrze i nauczył się rozróżniać ich głosy: trzy pielęgniarki dzienne i dwie nocne.
- Gdyby miał trochę szczęścia, umarłby w tych dniach. Jak to mówią: kto umiera w Wielkim Tygodniu, idzie prosto do nieba.
"Ma dobre serce, lituje się nade mną. Jest lepsza od innych, bo myśli o zbawieniu mojej duszy... Ale czy przyszło jej kiedy na myśl, żeby wyciągnąć mi kroplówkę? Na pewno dożyłbym przyjścia lekarza na ranny dyżur. Gdyby on nie zauważył, profesor Stănciulescu zauważyłby na pewno. Jedyny, który jest zrozpaczony i upokorzony tym, że nie rozumie. Jedyny, który za wszelką cenę chce mnie utrzymać przy życiu, żeby dowiedzieć się, co właściwie zaszło". Któregoś dnia - przestał się już zastanawiać, kiedy to było - usłyszał, jak profesor, z wielką ostrożnością dotknąwszy jego powiek, powiedział:
- Oko wydaje się nieuszkodzone, ale czy jest ślepy, czy nie... nie wiemy. Zresztą - nic nie wiemy...
Innym razem usłyszał też, jak mówił: "Nie wiemy nawet, czy jest przytomny, czy nie, czy słyszy i czy rozumie to, co słyszy...". To nie była jego wina. Teraz rozpoznawał jego głos i rozumiał wszystko, co mówił. "Jeśli rozumie pan, co do pana mówię - krzyczał profesor - niech pan ściśnie mój palec". Rzecz w tym, iż nie czuł żadnego palca. Chciałby go ścisnąć, ale jak?

Mircea Eliade "Młodość stulatka"; Wydawnictwo: W.A.B.; Tłumaczenie: Ireneusz Kania; Format: 125 x 165 mm; Liczba stron: 256; Okładka: twarda; ISBN: 978-83-7414-277-9

KaHa

Tagi: Mircea Eliade, Młodość stulatka, fragment, książka, film,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany