Na twoim miejscu nie ryzykowałabym

kzarecka

2008-08-18

na_twoim_miejscu_nie_ryzykowa322abym_160W "Glamour" padło zdanie: - Poruszy czułą stronę w sercu każdej kobiety, która kiedykolwiek stwierdziła, że wygląda grubo. Pytanie - czy istnieją kobiety, który choć raz, jeden jedyny raz, tak nie pomyślały? Możemy być chude przeokrutnie, a i tak wynajdziemy sobie fałdkę tłuszczu. Gorzej - możemy, jak bohaterka "Zjadając siebie", mieć obok siebie mężczyznę, który stwierdzi, że będzie nas kochał nawet wtedy, gdy kilogramów nam przybędzie, a i tak odnajdziemy niepotrzebny i złowrogi cellulit (choć wiele się zmienia, w telewizji nadal prym wiodą szczupłe bezzmarszczkowe ideały, które zmuszają nas do katowania własnego ciała). Candida Crewe napisała pamiętnik o normalnym-nienormalnym stosunku do jedzenia. I dlatego trzeba to przeczytać.

O książce - Pięknie napisany i niesamowicie szczery pamiętnik kobiety opowiadający o jej normalnym-nienormalnym stosunku do jedzenia. Candida Crewe zastanawia się, czy jest cokolwiek normalnego w stosunku kobiet do jedzenia i wagi. Podczas gdy inni dostrzegają jej godną pozazdroszczenia szczupłą sylwetkę, sama Candida wciąż zamartwia się, czasami obsesyjnie, o swoją wagę.

"Zjadając siebie" przedstawia jej życie pod kątem odżywiania, a historia codziennej walki z kaloriami, pomimo oczywistych drobnych różnic, może być historią każdej kobiety.
To niezwykła i osobista książką, w której wiele czytelniczek znajdzie odbicie własnych uczuć i zachowań, podczas gdy wiele innych będzie do głębi zaszokowanych, uświadamiając sobie, że poświęcamy tyle czasu swoim ciałom, jakby mogło nam to zapewnić nieśmiertelność, a w rezultacie tracimy energię i miłość.

Guardian: - Prawdziwą sztuką jest w tej książce sposób, w jaki autorka, wykorzystując liczne anegdoty, wyjaśnia, jak to możliwe, że będąc szczupłą, wciąż można czuć się grubą... Jest odważna, odkrywcza i szokująca.

Cosmopolitan: - Crewe doskonale uchwyciła obsesję jedzenia i szczupłej talii,
okraszając wszystko zabawnymi anegdotami.

Fragment
W 1993 roku zostałam na noc u anglo-irlandzkiej powieściopisarki Molly Keane, w jej domu położonym godzinę jazdy na zachód od Cork. Ze wzniesienia, na którym stał, dom roztaczał się niesamowity widok na wrześniowe morze i piaszczystą plażę. W ogrodzie rosło mnóstwo krzaków fuksji o kwiatach pełnych jak tańczące krynoliny. W małym pokoju dziennym siedząca na sofie Molly wyglądała tak krucho. Miała prawie dziewięćdziesiąt lat i ważyła zaledwie czterdzieści kilo. Stary tweedowy sweter wisiał na niej, a jej skromną ochroną przed zimnem były cienkie liliowe pończochy i butelka z gorącą wodą. Przegadałyśmy całe popołudnie.Tego wieczoru zjadłyśmy, we dwie, obfity obiad. Na początek zupę domowej roboty, a następnie pieczonego kurczaka, sos pieczeniowy, sos chlebowy, pieczone ziemniaki i pasternak, brukselkę i marchew. Potem Królową Deserów, fantastyczną kompozycję bezów, kremu i dżemu truskawkowego z
mnóstwem bitej śmietany od Blytona. Molly, nie pozwalając mi wstać z krzesła, szurając nogami podeszła do kredensu i wetknęła srebrną łyżkę w słodki deser.
- Ile chcesz, moja droga? - zapytała.
- Bardzo mało, proszę - odpowiedziałam posłusznie, choć wartości kaloryczne głośno i nużąco dzwoniły w mojej głowie.
Instynkt mnie nie mylił, ponieważ Królowa Deserów przekroczyła granice dobrego smaku w taki samym stopniu, w jakim zasługiwała na pożądanie. Uważałam się za dobrze wychowaną. Jednak ten deser przygotowano specjalnie z okazji mojej wizyty. Z trudem mogłam wyobrazić sobie Molly, której pozwolono by decydować o sobie, żywiącą się czymś treściwszym niż małe, lekkie co nieco. Tak więc uprzejmość wobec starej kobiety przeważyła nad, zakodowanym w moim umyśle, nawykiem ciągłego odchudzania się. Tak czy inaczej, moja prośba o bardzo małą porcję była najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć.
- Dlaczego? - zapytała.
Poklepałam się po brzuchu w geście wyjaśnienia. Molly skinęła głową. Dokładnie wiedziała, co miałam na myśli. Ale potem, równie złośliwie co wspaniałomyślnie, zignorowała mnie i dalej nakładała na mój talerz kolejne porcje deseru.
- No, dobrze - powiedziałam, poddając się. Nie miałam wyboru. W głębi duszy, spanikowana, próbowałam usprawiedliwiać się przed samą sobą. - Donovan mówi, że nadal będzie mnie kochał, nawet jeśli będę ważyła sto dwadzieścia kilo.
Molly natychmiast przerwała nakładanie i odłożyła łyżkę. Podała mi talerz.
- Ach, tak, moja droga - powiedziała ze zrozumieniem - ale na twoim miejscu nie ryzykowałabym.

Candida Crewe "Zjadając siebie"; Wydawnictwo: Zysk i S-ka; Tłumaczenie: Beata Jankowska-Rosadzińska; Format: 135 x 205 mm; Liczba stron: 248; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7506-228-1

KaHa

Tagi: Candida Crewe, Zjadając siebie, fragment, książka, dieta,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany