Jajko mądrzejsze od kury

kzarecka

2008-08-19

ja_01Czy można być mądrzejszym od kogoś starszego? Można. Czy można być mądrzejszym od kogoś młodszego? Można, a czasami nawet powinno się być. Nie zawsze jednak wychodzi nam i jedno, i drugie. I choć staramy się niezwykle, ciągle wychodzi, że jajo jest bezwartościowe, ułomne, nieprzystosowane. Czasami ma przejaw intelektu, błysk. Jednak jak to po błyskach bywa, później jest już tylko ciemność. Ot, taki rodzaj głupoty. Ostatnio miałam przebłysk. Więcej – byłam pewna, że to piorun, który porazi obecnych i potomnych. Ha, oto ma świetlana przyszłość wszechwiedzy!


Zaczęło się w dzieciństwie. Mając dwóch starszych braci, szybciej łapałam zawiłości świata. Oni się uczyli, a ja mikrus jeden, z braku czegoś innego do roboty (wtedy nie było komputerów i programów nadających bajki 24h) uczyłam się z nimi. Doskonale pamiętam, gdy któregoś pięknego, zimowego wieczoru jeden z moich mądrych braci (to nie sarkazm; zawsze uważałam ich za najmądrzejszych na świecie; nawet jak ogarniała ich głupota, ja wierzyłam, że to nie choroba i nic zaraźliwego) pisał wypracowanie na język polski. Ja, przedszkolak, siedziałam przy kuchennym stole razem z nim i przechodziłam przedwczesne etapy edukacji szkolnej. W pewnym momencie mama odeszła od stołu (pilnowała syna, sprawdzała, pouczała, pomagała) i udała się do toalety. Ja zarzucając wzrok do zeszytu, czytam, czytam i czytam. Wreszcie po cichu mówię: "Choinka nie pisze się chojinka". Brat spojrzał złowrogo. "Skąd wiesz?". "Nie wiem, ale tak". "Na pewno?". "Tak". Pomyślał, szybko poprawił i rzekł: "Jak się wygadasz, dostaniesz". Nie ma to jak miłość rodzeństwa! Nic nie powiedziałam. Jakim cudem, nie mam pojęcia. Niestety w dzieciństwie utrzymywanie tajemnic moich braci nie wychodziło mi zbyt dobrze. O "chojince" jednak nie powiedziałam. Może dzięki temu moja głowa ma o jednego guza mniej. Nie żeby mnie bracia maltretowali (choć na moim ulubionym szmacianym Wilczku ćwiczyli... karate!; bestie jedne!; raz mu głowę oderwali!), ale moja czaszka nie jest zbyt kształtna (miałam zdolności wpadania na wszystko, co się rusza i co stoi w miejscu; do tej pory zdarza mi się przechodzić przez drzwi i się w nich nie zmieścić). Wracając jednak do iglastego krzaka i całej tej historii – ja (jajo) byłam choć chwilowo mądrzejsza od brata (kury, koguta?).

Nie znam się na współczesnej muzyce i aktorach. Słuchowo zatrzymałam się na Depeche Mode i muzyce rockowej lat '90-tych. Filmowo na geniuszach, którzy robią się coraz starsi. Młodych, którzy wchodzą na obie sceny, czasami ciężko kojarzę. Choć się staram! Kiedy o kilka lat młodsza kuzynka mówi mi, że teraz jest moda, by się ścinać jak pani X (jej pseudonim napiszę za moment; muszę sprawdzić w Google... o, jest - Rihanna), wierzę, ufam i jestem w stanie przekazać to dalej (nie wciąż i wciąż; po pierwsze jak widać powyżej – zapominam, jak owa pani się nazywa; po drugie – zapominam, jaka to była fryzura). Podziwiam natomiast mojego męża! Chłop zna się na wszystkim! Od niego na przykład dowiedziałam się, że istnieją tacy ludzie jak: Jacyków czy Brzozowski. On wie, kto co w radiu śpiewa, kto gdzie zagrał i co najważniejsze – jak ten ktoś się nazywa! I gorzej (dla mnie) wcale się tym jakoś nadmiernie nie interesuje! Nie wiem, czy tak szybko przyswaja wiedzę, czy może po kryjomu studiuje te tematy... Gdy któregoś dnia na jednej z imprez zaczął dyskutować z pewną kobietą (na temat współczesnej muzyki), czułam się jak paw. Bożesz Ty mój, jak ja bym się czuła, gdyby ta wiedza należała do mnie a nie do niego?! Chyba bym pękła z dumy, uniosła się na wyżyny pychy! Wycwaniłam się więc. Kuzynka coś mi opowiada, ja nie ma pojęcia, gdzie to ugryźć i mówię: "Wiesz, ja się tym nie interesuję, ale S. z pewnością wiedziałby, co masz na myśli". Ha, jajko mądrzejsze od kury?

W weekend odwiedziliśmy rodzinę. Leżałam w łóżku, odpoczywałam, próbowałam usnąć (zmęczona byłam; dzień wcześniej odgrywałam: "Tańczę na stole, kieckę zadzieram, tłukę butelki, depczę szkło"), jednym okiem zerkając w stronę telewizora. Mąż czytał. W tv muzyczny program. Rozpoczyna się jakiś utwór (nie wiem jaki; koncertowy – i niech wystarczy). Wyświetla się podpis: "Beyonce". Zerkam na mężą. Czyta, nie patrzy. Cwaniarstwo we mnie rośnie. Odczekałam chwilę i mówię: "Takie piękne miała te włosy, takie długie, gęste, kręcone i co? Ścięła tak krótko? Nie szkoda jej było? Zresztą co ona teraz z nimi robi, że takie gładkie, prostuje?". Mąż patrzy na mnie zdziwiony i pyta: "Kto?". Ja nadal rozradowana w duszy, że wreszcie zabłysnęłam (na wierzchu skała, nic nie daję po sobie poznać), kiwam na ekran telewizora i z dumą mówię: "Jak to kto?! Przecież to Beyonce!". Mąż nadal zdziwiony wpatruje się we mnie i pyta: "I co z tego?". "No hallo!" - aż chce się krzyknąć jak amerykańska nastolatka. "Przecież to Beyonce!". Bożesz Ty mój, jaka ja jestem z siebie dumna! Wreszcie wiem. JA wiem, a ON nie wie. I wtedy: "Przecież to nie ona". "Jak nie ona. Ona, ona. Teraz ma taką krótką fryzurę. Modną. Wszystkie kobiety się na nią ścinają". "To nie ona". "Jak nie ona?! Ona!" - wciąż uparcie stoją się przy swoim. Mąż uśmiecha się pod nosem (bezczelny!) i mówi: "Tamta to Rihanna". I jeszcze mnie przedrzeźnia: "Przecież to Beyonce". Załamałam się. On ma dwa jaja, a ja za to mam jedno wielkie. I puste. Kur.a!

KaHa

Tagi: depeche mode, muzyka, beyonce, rihanna,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany