Bez powodu krzywdy nie robię nikomu

kzarecka

2008-08-20

bez_powodu_krzywdy_nie_robi281_nikomu_160Bardzo ciekawa antologia czeka na czytelników. Po pierwsze: autorami są Czesi i Słowacy (a tych ostatnio coraz bardziej lubimy). Po drugie: gatunek opowiadań - nazwijmy to szeroko zakrojonym fantasy. Po trzecie: tytuł: "Zachowuj się, jak porządny trup" (urocze!). Po czwarte: "trupie savoir vivre". Po piąte: okładka (mnie osobiście przypadła do gustu). Po szóste: ilustracje Przemysława Wolnego. Po siódme: nie będę już wymyślać, sięgnijcie, przeczytajcie.



O książce - Z trupiego savoir vivre
* Nie rozkładaj się
* Nie graj w kości
* Pomocne kontakty: nekromanta, nekrofil, nekrolog
* Na plamy opadowe - najlepszy trupnik
* Urna to zły wybór - palenie uszkadza nasienie.
Rozumiemy, że po garści porad praktycznych mógłbyś także - ewentualnie - dowiedzieć się co kryje antologia pod pełnym życia tytułem? Opowiadania czternastu fantastów z Czech i Słowacji. Fantastyczny melanż, od space-opery po mroczne fantasy. Historie buzujące grozą, mordobiciami, futurystycznymi wizjami, wampirzą tradycją, typkami spod ciemnej gwiazdy, tajemnicami zza grobowej deski i - nie tylko - czarnym humorem.

trup1_420

Fragment
Bez powodu krzywdy nie robię nikomu. Zazwyczaj.
Temu chwastowi złamałem rękę niemalże z radością. Kiedy zaczął jęczeć (jakbym go mordował, czy co...) w całym pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Nasi nawet na mnie nie spojrzeli, za to klechy zaczęły się nerwowo żegnać. Jeden z policjantów uśmiechnął się ze zrozumieniem, łowcy spoglądali na mnie z profesjonalnym zaciekawieniem, a wszyscy obecni funkcjonariusze SBH prawie natychmiast dobyli biczy.
Zdychańcy, z tym moim włącznie, zaczęli odsuwać się pod ściany.
– Wszystko w porządku, panowie – powiedziałem do zbliżających się esbehmanów. – Chciałem tylko mojemu drogiemu przyjacielowi objaśnić mój punkt widzenia na kwestię jego ręki w mojej kieszeni – łgałem jak z nut i ani się przy tym nawet nie zaczerwieniłem. Zdychaniec, który próbował odpełznąć jak najdalej, uniósł głowę i próbował coś powiedzieć. Po twarzy ciekły mu łzy.
– Tak? – uśmiechnąłem się do niego. Zamknął rozwartą gębę, aż mu zęby dźwięknęły. Wszystkie obecne na jego twarzy odcienie tęczy wyraźnie zbladły. Wiem, że kiedy się tak uśmiecham, nie wygląda to szczególnie pięknie. Esbehman z dwoma krzyżami na naszywkach wsunął bicz pod pachę i wychrypiał:
– Mandat porządkowy. Dla ciebie, pilocie, dwadzieścia ekwiwalentów, a dla ciebie – kiwnął głową na leżącego trędusa – dwa.
Esbehman chrypiał, bo na szyi, od ucha do ucha, miał widoczną szeroką, białą bliznę. Nie wyglądał na gościa, z którym dałoby się podyskutować. Dwadzieścia ekwałków, było oczywiste, o co mu biega. Ostrożnie, aby dokładnie widział, co robię, wyciągnąłem z kieszeni blaszane pudełko z zielem i odliczyłem mu dziesięć papierosów. Esbehman z urzędowym wyrazem twarzy je ode mnie odebrał, wystawił kwit na mandat, po czym dorzucił jeszcze bon na przydziałową porcję żywieniową.
Ziele jest najtwardszą walutą.
– Teraz ty!
Zdychaniec skulił się w sobie.
– Szybciej, albo cię będę musiał odsprzedać na substraty. Kawał złośliwego formalisty z tego esbehmana. Zdychaniec w sposób oczywisty nie miał nic. Jako substrat dla Essenfabu mógł być wart może z osiem ekwiwalentów. Raczej sześć, prawdę powiedziawszy.
Leżący ochłap zakrył głowę ręką w poszarpanym rękawie. Inaczej ryczałby już całkiem otwarcie. Zapaliłem ziele i zacząłem studiować menu wywieszone na wzmocnionej pancernie ścianie nad otworem wydajniczym. Zielone, wyblakłe litery jarzyły się słabiutko, a w ścianie, na prawo od nich, pełgał mały, czerwony płomieniek. Miotacz płomieni – pacyfikator gości bez należytych manier.
Powinienem zamówić sobie coś taniego, bez ekstrawagancji żadnych, szpicli wszędzie pełno. Z tego samego powodu, zresztą, nie chadzam do żadnych eleganckich restauracji. Niech będzie tatarżelowy odzyskat, ale za to podwójna porcja, niech już zaszaleję. A do tego...
– Masz! Weź mojego misia, a oddaj mi tatusia! – z kulinarnego zamyślenia wyrwał mnie głosik cieniutki jak granica między życiem a śmiercią. Instyktownie sięgnąłem do pustej kabury po scorpiona.
Żeby w ogóle dostrzec tego pisklaka musiałem się nisko, naprawdę nisko schylić. Aha, dziewuszka. Aniołeczek. Złociste włoski, oczy lśniące jak dwa polerowane, tytanowe krążki, blada twarz upstrzona czerwonymi plamami, ubrana w potwornie ufajdany worek po tatarżelu. Tak gdzieś sześcioletnia. Zamiast rąk miała coś jakby zrogowaciałe płetwy, nóg za to wcale. Chemo-,nukleo-, trędo‑ i tak dalej zdychaniec. Między tymi swoimi płetwami trzymała małego misia z zielonego synpluszu i płakała. W dzisiejszych czasach jakoś wszyscy się tacy płaczliwi porobili. Ostrożnie przyjrzałem się misiowi. A, jasne... ostatnia akcja rządowa – „Każde dziecko – jeden miś!” Aż do tej chwili nie myślałem o tym inaczej, niż o kolejnym idiotyzmie „góry” zabetonowanej gdzieś w niedostępnych, górskich jaskiniach. Dopiero teraz dotarło do mnie, że dla tego bachorka była to pierwsza, jedyna i ostatnia zabawka w i tak nie najweselszym życiu. Wziąłem misia (bo życie to jednak twarda suka jest) i wręczyłem temu z blizną jeszcze jednego skręta. Pluszowy miś za dyma, dym za życie zdychańca.
Deal życia, normalnie.

trup2_420
Ilustracje: źródło - Fabryka.pl

Miroslav Žamboch, Ďuro Červenák, Jozef Girovský, Michal Hvorecký, Jiří Kulhánek, Zuska Mnichová, Anton Stiffel, Jaroslav Mostecký, Ondřej Neff, Jiří W. Prochazka, Jana Rečkova, Michal Jedinák, Dušan Fabian "Zachowuj się, jak porządny trup"; Wydawnictwo: Fabryka Słów; Format: 125 x 195 mm; Liczba stron: 560; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-60505-73-1

KaHa

Tagi: zachowuj się jak porządny trup, antologia, fantasy, fragment,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany