Gdy dorosnę, będę jak… K.

kzarecka

2008-09-03

ja_01Zawsze uwielbiałam marzenia dzieci. I ich fantazje. Czy jest coś bowiem wspanialszego niż pytanie:, "Kim chciałbyś być, gdy dorośniesz?" i odpowiedź: "Piłkarzem", bądź, tu wersja dla bardziej zorientowanych, "Ronaldinio"? Osobiście, jak już musiałabym być piłkarzem, to wolałabym być innym. O gustach jednak dyskutować nie będę. Kim, jako dziecko, chciałam być w przyszłości? Kim chciałam zostać, gdy dorosnę?



Weterynarzem. Dlaczego? Kochałam zwierzątka. Nie wszystkie. Mając arachnofobię, nie przepadałam (i nadal tego nie robię) za grubymi, włochatymi pająkami. Te z cienkimi nogami, którym moi bracia wyrywali kończyny, kładli na dłoni i mówili: "Patrz, zegarek", jakoś radę zawsze dawałam. Najbardziej jednak kochałam zwierzęta czteronożne. Kiedyś z chłopcami z sąsiedztwa ratowałam bezdomnego psa. Zawieźliśmy go do weterynarza, dostaliśmy lekarstwa, zbudowaliśmy z kartonów budę. Jeden kolega płacił za leki (bogaci rodzice), drugi załatwił kartony (znajomości w sklepie), ja smarowałam psa maściami (delikatne dłonie pielęgniareczki). Piękne, nieprawdaż? No więc chciałam zostać weterynarzem. Niestety w szkole tajniki chemii zniechęciły mnie do tego zawodu.

Chciałam być również panią z biura. Taką, co liczy, wypełnia karty (skomputeryzowani wtedy nie byli), wypłaca co miesiąc pieniądze. Chciałam być taka jak moja mama. Pomagałam, jak tylko potrafiłam. Siadałam nad pustymi arkuszami dokumentów i zaznaczałam kolorowe linie: czerwone, zielone, czarne (odpowiedniki dniówek górników). Następnie, gdy byłam starsza, pomagałam w podliczeniach. Oczywiście mama wszystko sprawdzała, ale ja byłam dumna – pracowałam (a przynajmniej na swój sposób). Po latach stwierdziłam – praca w biurze? Nigdy! Nie wiem, czy wpływ na to wszystko miała matematyka. Osłem nie byłam, ale i orłem też nie. Gdy teraz słyszę słowo "całki", wiem, że takie istnieje, ale uczą tego chyba na studiach, więc zielonego pojęcia o owym słowie nie mam. Cyferki mnie po prostu odrzucały. Nie i już. Ze słów związanych z biurem uwielbiam tylko "Pan ubrany na biurowo". Uwielbiam nie tylko te słowa, uwielbiam takich panów. Pomijając jednak, co lubię, a czego nie, panią z biura nie zostałam.

Reasumując – za wiele marzeń tego typu nie posiadałam. Chciałam zostać dziennikarką i zostałam. Otrzymałam jednak informację (świeżutka!), która mną ruszyła. Mianowicie pewien autor dostał pewną propozycję. Jeśli by się udało, owa pewna propozycja, mogłaby się przeistoczyć w pewien film. I wtedy mnie natchnęło: dlaczego ja w dzieciństwie nie chciałam zostać aktorką? Przecież większość dziewczynek chce zostać piosenkarką lub aktorką. Oczywiście piosenkarką zostać nie mogłam, bo już w podstawówce (a może i wcześniej) odkryto, żem totalne beztalencie. Ale aktorstwo? Mówię więc owemu autorowi, że jak się uda, to ja chcę zagrać w filmie. A co! Może okaże się, że mam do tego smykałkę? Może będę nową polską gwiazdką? Może trafię na okładkę "Życia na gorąco"? Może będę jak Marilyn Monroe? No dobrze nie przesadzajmy, nie będę (ale jak bym była dzieckiem, to bym chciała być MM; sławna, piękna, bogata, wszyscy się w niej kochali; a amatorskie filmiki z jej udziałem na aukcjach teraz łapią kwoty z sześcioma zerami; najnowszy – z "Pół żartem, pół serio" ma podobno niedługo trafić na taką aukcję). Byłabym aktorką… I wyobraźnia ruszyła! Zrobiono by mi idealne zęby, bo jakoś nie wierzę, że Ci wszyscy zza oceanu to się rodzą z tak równym, białym zgryzem. Nie chciałabym wyglądać jak Isis Gee (Polka, Amerykanka, … ktoś wie?). Ta pani ma zbyt białe. Normalnie przypomina mi się scena z "Przyjaciół", gdy Ross wybielał zębiska! Śmieszne i przerażające jednocześnie. Katowano by mnie dietą… Może jednak nie chciałabym zostać aktorką? Co wtedy z Nutellą? Odessano by mi coś tam, a tam coś dodano. Mój fryzjer uważa, że mam fantastyczną twarz i włosy, więc może sama góra jakoś by przetrwała. No i byłabym aktorką!

Wspomniany wyżej autor będąc w chwilowym zaćmieniu umysłowym, stwierdził, że bym się nadawała, że on to jedną z głównych ról by mi dał. Ha, a nie mówiłam! Byłabym aktorką! Nawet wie, kogo chciałby obsadzić w innej roli. A że bohaterów jest trzech (na trzeciego pomysłu brak) autor pyta się, kogo bym chciała. Kogo?! Też pytanie! Oczywiście, że Johnny’ego Deppa! Przecież jest fenomenalny! Potrafi zagrać każdego! Już się cieszę! Już wiem. Będę aktorką. Będę świetną aktorką. Rozwinę przy Deppie skrzydła. Błysnę talentem. A później czerwony dywan. Oscar! Tak, Oscar! A co, jak szaleć to szaleć. Już odbieram gratulacje, już, już, gdy nagle… autor pisze: "Polskiego aktora". O masz ci los! I nie ma Deppa, i nie ma sukcesu, i nie ma Oscara, i nie famfarów. Jak znam życie pewnie zastąpi go Małaszyński. A mnie wygryzie Kasia Cichopek. To już wolę zostać… zwykłą K. (Pani z Przystani).

KaHa

Tagi: Kasia Cichopek, Małaszyński, film, marilyn monroe,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany