Atramentowa śmierć, czyli Funke już nie dla dzieci

kzarecka

2008-09-24

atramentowa_347mier263_czyli_funke_juz_nie_dla_dzieci_160... świat wytrzymujący konkurencję ze światem Tolkiena... - to słowa z "The Times". Czego dotyczą? Atramentowej serii. Coś wam to mówi? Jeśli tak, świetnie. Jeśli nie, już przybliżam. Po pierwsze - Cornelia Funke, autorka (mnie na przykład przypadł do gustu jej "Kudłaty Pazur i inni"; zresztą pewnemu - mojemu, bo książkę też przerabiali Młodzi Eksperci PL - siedmiolatkowi również). Po drugie - "Atramentowe serce", "Atramentowa krew" i wreszcie (o niej dziś będzie mowa) "Atramentowa śmierć". Oto opowieści pełne tajemniczych przygód i trzymających w napięciu historii. Pierwsza część trylogii doczekała się w Stanach Zjednoczonych ekranizacji. My musimy na nią jeszcze trochę poczekać (powinna pojawić się w pierwszym kwartale 2009 roku). Póki co mamy "Atramentową śmierć".

O książce - Od czasu niezwykłych wydarzeń opisanych w "Atramentowej krwi", kiedy to opowieść "Atramentowe serce" w czarodziejski sposób wciągnęła Meggie, Mo i Smolipalucha na swoje karty, życie w Atramentowym Świecie stało się nie do zniesienia. Dopiero gdy po zimie nadeszła wiosna, pojawił się cień nadziei na szczęśliwe zakończenie. Był tylko jeden warunek – Meggie, jej ojciec i ich przyjaciele mieli zawrzeć niebezpieczny układ ze śmiercią.

Atramentowa trylogia to znana już także w Polsce seria przygodowa z elementami baśniowymi i mistrzowskim popisem wyobraźni. Czytając nie wiadomo na pewno, co jest rzeczywistością, a co fikcją literacką. Autorka w trakcie pracy nad książką odwoływała się do własnej fascynacji literaturą jeszcze z okresu dzieciństwa. Cornelia Funke pokazuje, jak książki mogą pomóc w zdobywaniu indywidualnych doświadczeń poprzez pobudzanie współczucia wobec losu innych ludzi.

Fragment
Głupcy! Umrą, nim zdążą zrozumieć, że dobre uzbrojenie to nie wszystko.
– Sójko! – powiedział Drab do Mo ochrypłym szeptem. – Musimy zabić wszystkich. Mam nadzieję, że twoje dobre serce wie o tym. Jeśli choć jeden z nich wróci do Ombry, jutro cała wieś stanie w płomieniach.
Mo w milczeniu skinął głową. Tak jakby nie wiedział!
Konie zarżały donośnie, kiedy jeźdźcy dźgnęli je ostrogami i ruszyli ku zbójcom. Mo ogarnęło takie samo uczucie jak wtedy na Żmijowej Górze, kiedy zabił Bastę. Uczynił to z zimną krwią. Tak zimną jak szron pod stopami. Nie czuł strachu, tylko lęk przed samym sobą. A potem usłyszał krzyki. Jęki. Zobaczył krew. Czuł bicie własnego serca, o wiele za szybkie i za głośne. Kłuć, dźgać, wyciągać miecz z ciała innego człowieka, widzieć cudzą krew na własnym ubraniu, twarze wykrzywione nienawiścią (a może strachem). Na szczęście pod hełmami żołnierzy trudno było dostrzec twarze. Byli tacy młodzi! Poharatane członki, poharatane ciała. Uważaj, za tobą! Zabij! Szybko! Żaden nie może ujść z życiem!
Sójka.
Jeden z żołnierzy wyszeptał to imię, nim Mo przebił go mieczem. Może w ostatniej chwili zdążył jeszcze pomyśleć o srebrze, jakie otrzymałby na zamku w Ombrze za jego zwłoki, więcej srebra, niż żołnierz zdoła zrabować przez całe życie. Mo wyciągnął miecz z jego piersi. Byli bez pancerzy. Po co pancerze przeciwko kobietom i dzieciom? Jaki chłód ogarniał człowieka od zabijania, choć skóra paliła, a krew pulsowała w żyłach jak w gorączce.
Tak, zabili wszystkich. W chatach panowała przeraźliwa cisza, kiedy zrzucali trupy w przepaść. Wśród nich były ciała ich dwóch towarzyszy, których kości zmieszają się z kośćmi wroga. Nie było czasu na pochówek.
Czarny Książę miał paskudną ranę na ramieniu. Mo obandażował je, jak umiał, podczas gdy niedźwiedź siedział zmartwiony obok. Z jednej z chat wybiegło dziecko, ta sama dziewczynka, która przedtem podwinęła mu rękaw. Z daleka wyglądała rzeczywiście jak Meggie. Meggie, Resa – miał nadzieję, że po powrocie zastanie je śpiące. Inaczej jak by wytłumaczył tę krew? Tyle krwi.
"Kiedyś w końcu noc okryje kirem także dni, Mortimerze" – pomyślał. Krwawe noce, radosne dni. Cudowne dni, kiedy Meggie pokazywała mu to wszystko, o czym na Zamku Żmijogłowego mogła mu tylko opowiadać. Nimfy o skórze pokrytej łuskami, mieszkające w stawach pod wodą, po której powierzchni pływały najpiękniejsze kwiaty, ślady stóp olbrzymów, którzy dawno stąd odeszli, kwiaty śpiewające, kiedy się ich dotknęło, drzewa sięgające niemal nieba, mszanki ukazujące się między korzeniami, jakby dopiero co wylęgły się z kory... Spokojne dni. Krwawe noce.
Zabrali konie, a ślady walki zatarli, jak się dało. W słowach podziękowania, jakimi pożegnały ich kobiety, wyczuwało się lęk. Zobaczyły na własne oczy, że ich dobroczyńcy potrafią tak samo sprawnie zabijać jak ich prześladowcy.

Cornelia Funke "Atramentowa śmierć"; Wydawnictwo: Egmont; Format: 140 x 200 mm; Liczba stron: 668; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-2377-800-4

KaHa

Tagi: Cornelia Funke, Atramentowa śmierć, książka, trylogia, fragment,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany