Gesty – Ignacy Karpowicz

kzarecka

2008-10-16

gesty_ignacy_karpowicz_160Czekałam na tę książkę z ogromną niecierpliwością. Czekałam, choć jej treść znałam dużo, dużo wcześniej. Mimo wszystko chciałam zanurzyć się w "Gesty" raz jeszcze. Raz jeszcze je poznać i odkryć. Raz jeszcze się nad nimi zastanowić. Z tą małą różnicą, że tym razem miały mieć formę typowej książki z wszelką gamą doznań wizualnych, węchowych (tak, wącham kartki; lubię ich zapach), dotykowych. Jeśli oczekujecie, że Karpowicza tutaj zdeptam, opluję i będę krzyczeć: "Ależ szmatławiec! Dno!", dajcie sobie spokój. Nie czytajcie tych słów. Szkoda waszego czasu.


Tak, to będzie pewnego rodzaju hymn pochwalny. Szanuję Ignacego Karpowicza jako człowieka. Jako literata wręcz miłuję. Uważam, że jest jednym z najzdolniejszych pisarzy w naszym kraju i ubolewam, że nie został do tej pory wyróżniony, którąś z większych, polskich nagród literackich. Czy na nie zasługuje? Z pewnością. I mam nadzieję, przyzna to, większość z czytających jego powieści. Najpierw było "Niehalo", później "Cud" (przewidziany na trylogię), następnie "Nowy Kwiat cesarza" i teraz "Gesty". Każda książka jest inna, każda pokazuje, jak wiele Karpowicz ma do zaoferowania. Sprawi, że będziecie się śmiać. Sprawi, że będziecie odkrywać nieznane do tej pory ziemie. Sprawi, że oddacie się wyobraźni. Sprawi, że zastanowicie się nad ludzką egzystencją. Sprawi, że będziecie tęsknić, dziwić się, przejmować, kochać.
Na okładce "Gestów" widnieją słowa Roberta Ostaszewskiego: "Mocna rzecz". Tak, ostatnia książka Ignacego Karpowicza to mocna rzecz. Czy lepsza od poprzednich? W pewnym sensie tak, ale i tamtym nie można odbierać sukcesów, na jakie zasłużyły. "Gesty" są inne, a przez to nie można postawić tej książki w szeregu tych wszystkich, które wyszły spod pióra autora (ale czy można je w ogóle ustawiać w jednej linii?).

Poznajemy Grzegorza. I zarazem pierwsze słowo na literę "G" (niby pierwsze, choć w rzeczywistości dowiadujemy się o nim przy końcu książki) "G" - siódma litera alfabetu. Siedem… czy szczęśliwe? "G" – dość znaczące, gdyż wszystkie rozdziały (czterdzieści – przypadają na liczbę lat bohatera) rozpoczynają się na tę właśnie literę. To one nas oprowadzają. To one mówią o marzeniach, strachu, tajemnicach, przeszłości i przyszłości, zwykłych dniach, zwyczajnych rzeczach. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zmieniają się w rozdziałach jak w kalejdoskopie. Skoków jest dużo, ale za każdym razem szkiełka pasują i tworzą piękny, pobudzający wyobraźnię obraz. Idealny, choć wystarczy ruszyć dłonią, by szkiełka spadły, ułożyły się w kolejny kształt i znów zaskakiwały oryginalnością. I tak poznajmy Grzegorza. Nie, jako poukładanego faceta, który wszystko przeżył, wszystko wie i wszystko jest w należytym porządku. Bohater nie ma tak łatwo. Jemu wszystko spada na łeb na szyję, miota się między przeszłością a przyszłością. Teraźniejszość, choć bardzo ważna, spychana jest na dalszy tor. Teraźniejszość boli, a Grzegorz nie chce odczuwać bólu. Teraźniejszość niesie wyrzuty sumienia. Teraźniejszość jest zamglona, jakby nierzeczywista. I Grzegorza pragnie żyć nie w niej, lecz obok.

Czterdziestolatek jest mężczyzną, który boi się życia i bliskości. Samotnik, który może i chciałby coś w swoim życiu zmienić, ale jest zbyt wygodny, by działać. Ma młodszego brata, ale nie utrzymuje z nim kontaktu. Ojciec nie żyje i bohater po nim nie rozpacza (Na pogrzebie ojca (…) nie pamiętam, co czułem. Po pierwsze cieszyłem się, że już go nie ma. (…) szepnąłem mu do ucha, jak gdyby mógł usłyszeć: "Dlaczego tak późno?"). Matkę kocha, choć się z nią nie widuje.
Wszystko zmienia się za sprawą nagrania na sekretarce (bardzo, bardzo dobra scena!; powtórzenia treści w tym momencie są wręcz genialnym posunięciem!). Matce zdechł pies. Pies, który przez pięć ostatnich lat był jej powiernikiem i jedynym towarzyszem. Grzegorz jedzie spalić ciało Cezara. Jedzie i zostaje; ku zdziwieniu zarówno matki, jak i swojemu. Rodzicielka okazuje się chora na raka. Szybko jednak piszę – nie ma tu ckliwości. Nie wpadamy nagle na wielką przemianę syna, który zrozumiał swój błąd, wszystko naprawił, a później jeszcze zafundował happy end. Nic z tych rzeczy. Powoli, bardzo powoli patrzymy na zmiany w Grzegorzu. Obserwujemy gesty, o których wykorzystanie bohatera byśmy nie podejrzewali. Wcześniej puste, teraz nabierają znaczenia. Toczy się walka z chaosem. A on, choć nie lubi przekraczać granic, wciąż musi to robić. Nie chce pokonywać żadnej kolejnej, ale sukcesywnie się temu poddaje. Coś się w nim budzi. Współczucie? Raczej nie. Miłość? Być może… Zwykłe gesty budzą dwie postaci: i syna, i matkę. Nie pamiętam, jak to się zaczęło, od czego. Czy któreś z nas zdobyło się na gest, niechlubny i nieświadomy. Czy inni wykonali pierwsze gesty za nas, a nam nie pozostało nic, jak tylko pochylić głowy ku sobie w rozmowie?. Rozmowa… Niestety między nimi nie dochodzi do częstych dialogów. Jakby każde się bało, że ta bańka mydlana pęknie, że nie są zbyt mocno ze sobą związani, że to wszystko okaże się zwykłym snem. Są ze sobą, ale obok siebie. Są obok siebie, ale ze sobą. I każdej ze stron to odpowiada. Wspólne milczenie, przerywane próbami uporządkowania. Grzegorz odkupuje winy, ale i leczy sam siebie. Matka cieszy się, że pierworodny znowu jest w jej życiu. Samotność… Grzegorz od zawsze kochał samotność we dwoje. A opis tej samotności dał nam Karpowicz wyśmienity.

Grzegorz przez te kilka miesięcy w domu matki rodzi się na nowo. Uczy się zwykłego ludzkiego współżycia, przyjaźni, miłości. Przez ten okres bardzo pragnie się zmienić i w dużej mierze mu się to udaje. Chce, pragnie żyć, choć uważa to… za zawstydzające.

To piękna książka. Tak mogłabym zakończyć. A skoro mogę… To piękna książka. Poruszająca. To piękna książka.

Ignacy Karpowicz "Gesty"; Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie; Liczba stron: 264; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-08-04260-1

Katarzyna Zarecka

Tagi: Ignacy Karpowicz, Gesty, książka, niehalo, cud,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany