Kacper znowu w akcji!

kzarecka

2008-10-23

kacper_znowu_w_akcji_160Kraków bywa naprawdę niebezpieczny - grzmi zapowiedź książki "Kacper Ryx i król przeklęty". Broniony przez Smoka i niebezpieczny? Kpina. Wrocławia strzegą krasnale i jest dobrze. Warszawy Syrenka i też jest dobrze. A w Krakowie taki mrok? No cóż... może rzeczywiscie? Może są sprawy, w których Smok nic nie poradzi? Zawsze jednak jest Kacper Ryx - niezwykle inteligentny meżczyzna, który jest zmorą dla wszelkiego zła. Rezolutny żak Akademii Krakowskiej powraca za sprawą Mariusza Wollnego.




O książce - Ginie doktor Akademii Krakowskiej, z bibliotek znikają cenne woluminy. W mieście grasuje seryjny morderca. Nocami ukazuje się upiorny jeździec bez głowy.
Kacper Ryx podejmuje śledztwo. Tropy prowadzą go w najmroczniejsze zakamarki miasta. Do tego musi zatroszczyć się o bezpieczeństwo "króla przeklętego" Henryka Walezego i stawić czoła najgroźniejszemu ze swych przeciwników – Samuelowi Zborowskiemu. A przede wszystkim odzyskać miłość ukochanej Janki.

Fragment
- Powalczymy? – uśmiechnął się na mój widok.
– Nie dziś, maestro...
Nagle w sieni obok, w „kamienicy pańskiej”, jak obzywano domy przerobione na pałace przez magnatów coraz chętniej nabywających nieruchomości w mieście,
rozległy się krzyki spotęgowane echem, równocześnie wytłumione przez żelazną bramę. Potem uchyliło się jedno skrzydło drzwi i na tret wyskoczył jak oparzony... całkiem nagi mężczyzna! Staliśmy jak wryci, gapiąc się na niego w osłupieniu, on zaś podskoczył ku nam, gestykulując gwałtownie, wrzeszcząc jak opętany i pokazując za siebie:
– Briganti, lazzaroni, maledetti, somari!
Oprzytomniałem pierwszy.
– Odwróć wzrok, bezwstydnico! – zbeształem Jankę.
– O-wa! Wielkie mi mecyje! – odburknęła zuchwale i wzruszyła ramionami, dalej wgapiając się bezwstydnie w golasa.
– Mamma mia, porca miseria – jęczał tamten tymczasem, czepiając się naszych szat i wyrzucając z siebie słowa z taką szybkością, żem nie zrozumiał ani słowa, choć radziłem już sobie z włoszczyzną jako tako.

– Co on prawi? – spytałem Venturę, który huknął na nagusa po włosku, ale uzyskał tylko tyle, że ów rzucił mu się do nóg i jął zawodzić jeszcze gwałtowniej.
– Że w tym domu poddano go strasznym torturom i że...
Przerwał, bo w tejże chwili z sieni wypadło kilku zbrojnych, a na ich czele... któż by inny – Samuel Zborowski z nieodstępnym fagasem! Nie wiem, czemu mnie to zaskoczyło, przecież spodziewałem się takiego spotkania, a gdzież łacniej mogło nastąpić niźli przed jego domem?
– Aaa... Kogo ja widzę? Ryx! – rzekł na mój widok. – Kroku ostatnio zrobić nie mogę, by się na ciebie nie natknąć. To staje się męczące. Zejdź mi z drogi i wydaj messera Kandyana, a...
Tym sposobem poznaliśmy imię golasa, który na widok swych prześladowców, o ile to możebne, rozwrzeszczał się jeszcze donośniej.
– A co? – spytałem.
– A może jeszcze trochę pożyjesz.
Mydlił mi oczy, bo równocześnie jego ludzie, korzystając ze zmroku, tatarską modą zachodzili nas z boków. Widząc, co się święci, Ventura, Nizioł i Staszek stanęli przy mnie, zasłaniając Jankę i nagusa, który raptownie przycichł.
– A jeśli odmówię? – dociekałem, zaczynając powoli wyciągać rapier z pochwy.
– Dalej, w nich! – ryknął niespodziewanie Zborowski, równocześnie robiąc krok w tył. – Zabijcie wszystkich, jeno dziewkę chcę mieć całą! Ruski, poświeć im!
Rzucili się na nas z impetem. Mieli co najmniej dwukrotną przewagę, byli bardzo pewni siebie i chyba mocno zdziwieni, gdyśmy w jednej chwili powalili czterech. Niziołek mnie nie zaskoczył, biegłość w robieniu bronią messera Ventury też dobrze znałem, ale Stachnik stanowił niewiadomą. Tymczasem, właściwie powinienem się tego spodziewać, nad podziw zręcznie wywijał tą swoją krzywą szablą młyńce, stal migotała w świetle latarki trzymanej wysoko nad głową przez Jankę, w końcu pchnął od dołu i zakończył sprawę. Czterech napastników leżało nieruchomo na trecie lub wiło się z bólu i jęczało, pozostali cofnęli się ku swemu wodzowi.
Nikt nie strzelał – choć Niziołkowi wystawał zza pasa pistolet – nie chcąc ściągnąć pachołków miejskich, toteż walka nie przywabiła gapiów z wyjątkiem paru włóczęgów spod fary Mariackiej. Ale oni nie zamierzali się mieszać, żywili jeno nadzieję na odarcie trupów z co cenniejszych rzeczy.
– I co, mości Zborowski? – spytałem. – Może jednak załatwimy to między sobą jak ludzie niesprośni?
– Ja mam się z tobą bić? – zaśmiał się nieprzyjemnie. – Niedoczekanie!
– Nie chcesz stanąć Ryksowi, tedy popróbuj ze mną – niespodziewanie ozwał się Zub.
– A ty kto, chłopaczku-kołpaczku? – zadrwił Zborowski, obrzucając Żółkiewskiego lekceważącym spojrzeniem.
– Urodzony Stanisław Żółkiewski herbu Lubicz.

Mariusz Wollny "Kacper Ryx i król przeklęty"; Wydawnictwo: Otwarte; Format: 136 x 205 mm; Liczba stron: 568; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7515-037-7

KaHa

Tagi: Mariusz Wollny, Kacper Ryx i król przeklęty, książka, żak,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany