I się zaczęło!

kzarecka

2008-11-17

i_si281_zacz281322o_160Tak, zaczęło się. Jean-Marie Gustave Le Clézio został laureatem tegorocznej Literackiej Nagrody Nobla i wydawnictwa rzuciły się do wznowień, bądź oddawania w ręce czytelników do tej pory niewydanych powieści. Oczywiście nie należy narzekać, lecz cieszyć się z tego faktu. Polska również poszła tym śladem (i to jeszcze lepiej, ponieważ żeby zdobyć coś, co wyszło spod pióra Francuza, trzeba było mieć nie lada szczęście). 28 listopada na naszym rynku ukażą się dwie powieści "Onitsza" i debiutancki "Protokół". Dziś o pierwszej z wyżej wspomnianych książek.



O książce - Fintan Allen ma dwanaście lat, kiedy wraz z matką wsiada na statek odpływający do Afryki. Po wielu latach rozłąki Maou i Fintan mają spotkać się ze swoim mężem i ojcem. Fintan nie zna ani ojca, ani Afryki. Maou marzy o sielskim kraju, jaki pamięta z opowieści ukochanego mężczyzny.
Konfrontacja marzeń z rzeczywistością okazuje się bolesna. Ojciec jest obcym człowiekiem, mąż stał się daleki. Tajemniczy, złowrogi i niepojęty kontynent potęguje w nich poczucie osamotnienia, pustki. Pobyt w Onitszy będzie dla nich wielką lekcją, głębokim przeżyciem, pozwalającym im poznać samych siebie.

Le Clézio snuje piękną opowieść o prawdziwej fascynacji Afryką, jej kulturą, wierzeniami; o powolnym roztapianiu się w afrykańskiej przyrodzie. "Onitsza" przywodzi na myśl takie dzieła, jak Jądro ciemności Josepha Conrada, filmy Wernera Herzoga czy Fortepian Jane Campion.

Fragment
Fintan śledził błyskawice. Siedząc na werandzie, patrzył na niebo w kierunku rzeki, tam skąd nadciągała nawałnica. Każdego wieczoru było tak samo. O zachodzie słońca niebo ciemniało po zachodniej stronie, nad Asabą, nad wyspą Brokkedon. Z wysokości tarasu Fintan mógł obserwować całą rozlaną szeroko rzekę, ujścia wpadających doń Anam-bary i Omerunu, i wielką płaską wyspę Jersey zarośniętą trzciną i drzewami. Dalej w dół rzeka płynęła wolno ku południowi, tworząc ogromne jak morska odnoga zakole z niewyraźnymi plamami wysepek, które wyglądały jak unoszone prądem tratwy. Burza przetaczała się wokół. Na niebie błyskały krwawe ślady, rozdarcia. Zaraz potem czarna chmura pędziła w górę rzeki, gnając przed sobą lecące ibisy, jeszcze oświetlone słońcem.
Dom Geoffroya leżał na wzgórzu, wysoko nad rzeką, nieco w górę jej biegu od miasta Onitszy, jakby w sercu olbrzymiego zlewiska wód. W tej chwili rozlegały się pierwsze grzmoty, ale jeszcze daleko w tyle, od strony wzgórz Ihni i Munszi, w lesie. Huk gromów wstrząsał ziemią. Było bardzo gorąco i duszno.
Za pierwszym razem Maou przygarnęła Fintana do siebie, tak mocno, że poczuł tuż przy uchu bicie jej serca.
- Boję się, licz razem ze mną, Fintanie, licz sekundy... - Wytłumaczyła, że dźwięk biegnie w ślad za światłem z szybkością trzystu trzydziestu trzech metrów na sekundę. - Licz, Fintanie, jeden, dwa, trzy, cztery, pięć...
Przed "dziesięć" grom huczał pod ziemią, grzmiał w całym domu, trząsł podłogą pod stopami.
- Trzy kilometry - mówił Fintan.
Zaraz potem przecinały niebo inne błyski, ukazując wyraziście toń wielkiej rzeki, fale, wyspy, czarną linię palm.
- Licz, jeden, dwa, nie, wolniej, trzy, cztery, pięć...
Błyskawice mnożyły się, wytryskały spośród chmur, potem zaczynał padać deszcz, najpierw pojedyncze uderzenia o blaszany dach, niby toczące się rowkami kamyczki, potem hałas rósł, potężniał, stawał się przerażający. Fintan czuł, że serce bije mu szybciej. Osłonięty werandą patrzył na sunącą w górę rzeki ciemną zasłonę podobną do chmury, błyski wyładowań nie oświetlały już brzegów ani wysp. Wszystko znikło w topieli, wchłonięte przez wody nieba i wody rzeki, wszystko zatonęło.
Fintan, znieruchomiały pod dachem werandy, nie mógł oderwać oczu. Przemókł cały, dygotał. Z trudem łapał oddech, jak gdyby chmura przenikała jego ciało, wypełniała płuca.
Huk był wszędzie, nawet w głębiach nieba. Woda chlustała z blaszanego dachu potężnymi, pulsującymi jak krew strumieniami, płynęła po ziemi i rwała zboczem wzgórza ku rzece. Nie było już nic, tylko woda lejąca się, woda spływająca.
Poprzez huk dały się słyszeć krzyki, które wyrwały Fintana z odrętwienia. W ogrodzie, na drodze, biegały dzieci, ich czarne ciała lśniły w świetle błyskawic. Wykrzykiwały imię deszczu: Ozoo! Ozoo!.... Dochodziły też inne głosy, z wnętrza domu. Elijah, kucharz, i Maou biegali z wiadrami po domu, łapiąc wodę. Blaszany dach wszędzie przeciekał. Pordzewiałe blachy werandy wyginały się pod ciężarem wody i deszcz o barwie krwi chlustał do pokojów. Na werandzie pojawił się Geoffroy, półnagi, mokry od stóp do głów, z siwiejącymi włosami zlepionymi w strąki na czole, z zaszłymi parą szkłami okularów. Fintan patrzył nań, nie rozumiejąc.
- Chodź, nie siedź na dworze.
Maou zabrała Fintana na tył domu, do kuchni, jedynego pomieszczenia, gdzie nie dostawała się woda. Miała puste spojrzenie. Jej ubranie też było przemoczone, wyglądała na wystraszoną. Fintan przyciskał ją do siebie. Dla niej liczył powoli, po każdym oślepiającym błysku, "jeden, dwa, trzy, cztery...". W następnej chwili już przy "trzech" huk gromu zatrząsł ziemią i domem, zdawało się, że wszystko, co szklane, pryska w kawałki. Maou zasłoniła twarz rękami, wnętrzem dłoni przyciskała oczy.

Jean-Marie Gustave Le Clezio "Onitsza"; Wydawnictwo: Polski Instytut Wydawniczy; Tłumaczenie: Anna Paderewska-Gryza; Liczba stron: 223; Okładka: twarda; ISBN: 978-83-06-03195-9

KaHa

Literacki Nobel 2008

Tagi: Le Clezio, Onitsza, Protokół, fragment, Literacki Nobel 2008,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany