Czy przemytnik uczył się na błędach?

kzarecka

2008-12-10

czy_przemytnik_uczyl_si281_na_b322281dach_160To nie tak, że ja siadam przed kompem z żelaznym założeniem "napiszę horror/kryminał/humoreskę itp.". Siadam i piszę to, co mi siedzi w głowie, to, co chciałbym opowiedzieć, co mnie męczy, dręczy, śmieszy czy przeraża. Nie jestem zafiksowany na pisanie literatury grozy, natomiast rzeczywiście fascynują mnie opowieści o zjawiskach niesamowitych, o jakimś złamaniu się świata, w którym żyjemy - powiedział w jednym z wywiadów Jakub Małecki. Po debiutanckich "Błędach" przyszedł czas na drugą powieść - "Przemytnik cudu". Z czym mamy do czynienia tym razem? Z zapowiedzi wydawcy: - Są marzenia niewarte swej ceny i cuda przemienione w klątwy. Zło przychodzi cicho. Ukradkiem. Przemycone...


O książce - Nieszczęśliwi ludzie – sfrustrowany pracownik banku i zadręczona przez matkę sprzątaczka – stają w centrum tajemniczych wydarzeń. Ulice miasta spływają krwią, zmarli spacerują między żyjącymi, pomniki opuszczają cokoły. Kim są dziecięce duchy i tajemniczy Misjonarze? Co łączy człowieka, odcinającego ludziom stopy z bezimiennym mężczyzną, spełniającym wszystkie marzenia? Jaka rolę w tym wszystkim odgrywa opowieść o klątwie, sięgającej mroków średniowiecza?


Odwiedź magiczny Poznań naznaczony brudem i śmiercią.


Łukasz Orbitowski: - Jakub Małecki śmiało sięga po koronę horroru – "Przemytnik cudu" oszałamia rozmachem wizji i wywołuje prawdziwe przerażenie.

Fragment

Facet wziął potężny łyk i zaczął mówić, przyglądając się własnym dłoniom.

– No więc z poniedziałku na wtorek, kiedy prowadziłem nocny, nie wiem jakim cudem, ale jednemu z pasażerów coś odcięło stopę.

– Kurczę, słyszałem ostatnio o takim numerze...

– Numerze... Niezły mi numer. Żebyś ty człowieku widział, ile tam było krwi... Jakby świniaka zaszlachtowali, przysięgam.

Upił kolejny łyk piwa, wzrokiem gdzieś odpłynął. Po chwili zaczął mówić. Nie kierował słów do Huberta, jakby po prostu opowiadał tę historię komukolwiek lub po prostu sobie, jakby chciał się jej pozbyć i wyrzucić ją z siebie.

– Jechałem dwieście czterdziestką, z Kaponiery na Kaczą, lubię tę trasę, bo nie jeździ nią tylu rozwrzeszczanych studentów, co na Pestce czy w kierunku Rataj. Tego dnia było w ogóle mało ludzi, bo imprez w poniedziałek też jest niewiele, a nikt inny poza imprezowiczami nocnymi przecież nie jeździ. No i przejechałem Szylinga i Polną, na Grodziskiej wysiadła chyba z połowa i zostało zaledwie kilku. I wtedy zatrzymałem się na Marcelińskiej. Przede mną świeciły okna tego nowego wysokiego biurowca Raiffeisen Banku, po obu stronach ulicy tylko baraki i małe sklepy. I na przystanku stoi facet tak gruby, że wydawało mi się to niemożliwe. Spaślak, jakiego w życiu nie widziałem, do tego zarośnięty jak małpa, z czarną brodą i skudlonymi włosami prawie do pasa. A na szyi wisi mu identyfikator empekowego kanara. Zatrzymałem się, facet spojrzał na mnie w lusterku, a ja przysiągłbym wtedy, że ma czarne oczy – czarne jak smoła, jakby coś mu je wypaliło i gapiły się na mnie same puste oczodoły. Wsiadł do autobusu. Sekundę później usłyszałem wrzask, jakby kogoś właśnie ze skóry obdzierali. Darła się dziewczyna, która siedziała zaraz za mną. Nie miała pół nogi, jucha się lała jak skurwysyn. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Wryłem hamulec w podłogę i wybiegłem z kabiny. Ta dziewczyna, ładna była skubana i co chwila na nią zerkałem, blondyneczka z dużym tyłkiem i dużymi cyckami, ładna buźka i duże, śliczne oczy. Przysięgam, że jeszcze chwilę wcześniej miała obydwie nogi całe.

Hubert opróżnił trzecie piwo i poczuł, że pęcherz woła o pomstę do nieba. Nie chciał przerywać facetowi.

– Miała dwie całe i zgrabne nogi, a chwilę później krwawiła jak zarzynany wieprz – ciągnął mężczyzna.
– Ułamek sekundy i ciach, nie ma! Pojęcia nie mam, jak to się stało. Przecież sama se tej nogi nie upierdoliła.

Ponury kierowca dopił piwo i bez pytania sięgnął po "zapasowy" kufel Huberta, który ten zostawił sobie na później.

– Jak tylko zobaczyłem, co się dzieje, pomyślałem sobie o tym grubasie, ale kiedy rozejrzałem się po wnętrzu pojazdu, okazało się, że faceta nigdzie nie ma. Rozpłynął się, skurwiel, a daję głowę, przysięgam, że go widziałem. Wsiadał na Marcelińskiej i miał na szyi identyfikator kontrolera. W ułamek sekundy zniknął, a dziewczyna siedząca tuż za mną straciła całą stopę. Tej też oczywiście nie udało się znaleźć. Zupełnie jakby coś tę stopę ucięło i zabrało. W ciągu sekundy.

Jakub Małecki "Przemytnik cudu"; Wydawnictwo: Red Horse; Format: 125 x 195 mm; Liczba stron: 264; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-60504-67-3

KaHa

Tagi: Jakub Małecki, Przemytnik cudu, fragment, książka,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany