"Ale kto wie, czy za rogiem..."

kzarecka

2008-12-17

ale_kto_wie_czy_za_rogiem_160Przyznaję, nie przekonały mnie słowa z zapowiedzi wydawcy książki "Kiedy dzieje się cud". Cytuję: - Poruszający debiut, który odkrywa siłę miłości i przebaczenia, a także prawdziwą naturę cudu i cenę, jaką trzeba za niego zapłacić. Ble, ble, ble... Kolejna "świąteczna" publikacja. Jedna z tysiąca. Ha, i tu był mój błąd! Przeczytałam dalszą część informacji i tak, wtedy uznałam, że powieść Roberta J. Wiersema (wcześniej recenzenta, teraz czlowieka z branży wydawniczej) może mnie urzec. Na dodatek książkę rekomenduje wydawnictwo Otwarte (które ma już na swoim koncie ciekawe publikacje). Chcecie wiedzieć więcej? Proszę bardzo.


O książce - Potrącona przez samochód trzyletnia Sherry zapada w śpiączkę. Pozbawieni nadziei rodzice postanawiają odłączyć córkę od respiratora. I wtedy zdarza się cud, pierwszy z wielu. Dziewczynka zaczyna samodzielnie oddychać. Wkrótce okazuje się, że zawieszona między życiem a śmiercią Sherry posiada niezwykłą moc uzdrawiania chorych. Pod jej domem gromadzą się pielgrzymi. Są jednak tacy, którzy zrobią wszystko, by nie dopuścić do kolejnych cudów.

Fragment
– Pomóż mi – zwróciła się do mnie. – Pomóż mi ją obrócić.
Zacząłem pospiesznie odsuwać rurki i kable, żeby Karen mogła objąć córeczkę i przekręcić ją na prawy bok.
– Zawsze śpi w tej pozycji – wyjaśniła ze łzami.
– Wiem – odparłem. Wstrząsały mną dreszcze, kiedy zgarniałem z ciała Sherry plątaninę przewodów.
Karen objęła szyję i biodra maleńkiej, a potem ułożyła ją na boku. Kątem oka widziałem, jak lekarz zatrzymał pielęgniarkę, która chciała nam pomóc.
Karen starannie ułożyła nóżki Sherry, uginając je lekko w kolanach, jeszcze raz odgarnęła włosy z twarzy córki, szepcząc jej do ucha: „Kocham cię, skarbie”.
Miałem nadzieję, że Sherry to usłyszała.
Miałem nadzieję, że jednak nie słyszała już nic.
Chciałem odłożyć na miejsce te rurki i przewody – wszystko, co ją jeszcze utrzymywało przy życiu – kiedy żona mnie powstrzymała. Zsunęła buty. Uniosłem plątaninę kabli nieco wyżej.
Karen opuściła poręcz z boku łóżka i wsunęła się na nie, kładąc się obok córeczki.
Puściłem to, co trzymałem w ręku. Karen mocno objęła drobne, nieruchome ciałko Sherry i wtuliła twarz w delikatne włosy opadające na kark dziewczynki. Widziałem, że żoną wstrząsało bezgłośne łkanie.
Położyłem rękę na ramieniu Karen, bardziej po to, żeby ukoić siebie niż ją, i poszukałem wzroku McKinleya, który stał po drugiej stronie łóżka. Spojrzeliśmy sobie w oczy, kiwnąłem głową tylko raz.
Lekarz podszedł do respiratora i wyłączył go jednym dotknięciem palca. [...]

Taka maleńka i krucha, jakby jej w ogóle nie było. Jakbym trzymała w objęciach, a raczej starała się trzymać, garść kropli deszczu.
Słyszałam, jak oddycha, czułam miarowe ruchy klatki piersiowej, łagodne ciepło córeczki…
Niech twoja miłość nie oziębnie...
Zapach jej ciała, jej szamponu…
Niech cię Pan błogosławi i strzeże...
... jej oddech...
Szeptałam Sherry do ucha nasz wieczorny pacierz cichutko – tak żeby tylko ona mogła mnie usłyszeć…
Kiedy do snu zamknę oczy…
... oddech…
… a potem cisza…
Ty opieką mnie otoczysz...
Przypomniałam sobie, jak powtarzała po mnie słowa modlitwy, jak zarzucała mi rączki na szyję, kiedy całowałam ją na dobranoc i okrywałam kołderką pod samą brodę…
Poczułam, jak klatka piersiowa córeczki przestała się unosić…
Jeśli we śnie umrzeć muszę...
Pod dłonią czułam zamierający trzepot serca, jak odgłos skrzydełek odlatującego ptaka.
Zabierz, Panie, moją duszę.
Cisza.
Jak gdybym rzeczywiście poczuła moment, w którym z mojego dziecka uchodziło życie: ostatnie westchnienie jak uderzenie skrzydeł, niemal fizyczny byt, który jeszcze próbowałam złapać.
Gdybym mogła…
Ciałko już ochłodło? Tak szybko?
Wydawało mi się, że minęła dopiero chwila…
Za szybko…
Przyciągnęłam Sherry do siebie, przytulając jeszcze mocniej. Chciałam ją wciągnąć do swojego wnętrza, tam gdzie mogłabym ją nadal chronić i ogrzewać. Gdzie znowu byłaby bezpieczna.
Nie wypuściłabym jej.
Nie wypuściłabym jej.
Chciałabym zacząć wszystko od nowa.
Chciałam, żeby czas się cofnął do chwili, kiedy nadjeżdżała ciężarówka, do chwili, w której puściłam rączkę dziecka.
Trzymałam córkę w ramionach, kiedy po raz ostatni opadła jej klatka piersiowa. Usłyszałam, jak ostatni wydech opuszcza ciało Sherry.
Czy mogłam go zatrzymać?
Nie.
Poleciał…
Niech cię prowadzą aniołowie…
I wtedy jej pierś się uniosła. Córeczka ze świstem wciągnęła powietrze, choć respirator już nie pracował, choć w ustach i nosku nadal tkwiły plastikowe rurki.
Wyczułam serce.
Bicie serca.
Kolejny oddech.
A potem się zakrztusiła…
Zakrztusiła!

Robert J. Wiersema "Kiedy dzieje się cud"; Wydawnictwo: Otwarte; Tłumaczenie: Anna Skrok; Format: 136 x 205 mm; Liczba stron: 352; Okłądka: miękka; ISBN: 978-83-7515-051-3

KaHa

Tagi: Robert Wiersema, Kiedy dzieje się cud, fragment, książka,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany