Na wieki wieków

kzarecka

2008-12-30

na_wieki_wiekw_160Nie można po prostu opowiedzieć tej książki - zbyt dużo w niej postaci, żartów losu, życiorysów, które wydają się zwyczajne, a jednocześnie nieprawdopodobne. Powieść rzadkiej urody - Diaro. Okładka "Jestem tu od wieków" również jest rzadkiej urody. Dwie kobiety: dziewczynka i staruszka, niby nic, a tyle to mówi. Za ten debiut Mariolina Venezia dostała Nagrodę Campiello (a to już nie byle jaki sukces), powieść we Włoszech stała się bestsellerem, a prawa do niej wykupiło wiele wydawnictw zagranicznych. Kilka pokoleń bohaterek... To opowieść o typowo włoskiej rodzinie, czy zatem i u nas może odnieść tak duży sukces? Czas pokaże.


O książce - 1861 rok, włoskie miasteczko Grottole. Bogaty gospodarz Francesco Falcone otrzymuje dwie wiadomości – dobrą i złą. Pierwsza dotyczy narodzin syna. Druga – utraty zapasów: krzyki jego rodzącej żony sprawiły, że popękały dzbany z oliwą. Czy to zwykły przypadek? Wydaje się, że nad rodziną ciąży klątwa...
Albina, jedna z siedmiu córek don Francesca, nie może poślubić ukochanego barona, dopóki najstarsza z sióstr nie wyjdzie za mąż. Ta jednak ucieka z domu i wiąże się z księdzem, co wywołuje skandal. Zdesperowana Albina decyduje się na małżeństwo z szewcem. Nienawidzi siostry i prowadzi cichą wojnę z mężem, którym gardzi. Jej wnuczka Alba będzie obsesyjnie pragnęła odkupić winy swoich krewnych.
Gioia, praprawnuczka Francesca, w latach siedemdziesiątych zaangażowana w działalność radykalnych ruchów lewackich, opuszcza swoją paryską mansardę, by po długoletniej rozłące spotkać się z krewnymi. I opowiada dzieje rodu – historię rodziny, historię kobiet. O skomplikowanych relacjach międzyludzkich, o poszukiwaniu szczęścia, życiowych wyborach, o żartach losu i dziwnych zbiegach okoliczności.

Mariolina Venezia: - Bohaterowie tej książki są mi znani z opowieści. "Jestem tu od wieków" nie jest historią mojej rodziny – chociaż nie brakuje tu elementów autobiograficznych – ale rodziny, która jest po prostu typowo włoska.

"Corriere della Sera": - Jak we wszystkich wspaniałych sagach, tak i w tej czytelnik nagle odkrywa, że znalazł się w samym jej centrum, że nie jest już tylko obserwatorem, ale ciekaw, co będzie dalej z tym czy innym bohaterem, przebiega wraz z nim ulice Grottole, ścieżki, pola, zmierzając do celu. Oczywiście jest to zasługa talentu pisarskiego autorki, która stylem łączącym w sobie cechy dialektu i języka oficjalnego, jednocześnie prostym i uroczystym, opisuje upływ czasu i przemijanie – ludzi, kobiet, dzieci, zwierząt, roślin, domów, obyczajów i tradycji.

"La Repubblica": - Piękny tytuł, piękna książka. Prawdziwa perełka literacka.

"Marie Claire": - Towarzyszymy bohaterkom przez kilka pokoleń, obserwujemy ich losy, które płyną wolno jak oliwa po ulicach Grottole.

Fragment

Maciory nie ubiła. Zostawiła ją na rozmnożenie.
W następnym roku Rocco rozpoczął naukę w szkole i tym samym zaczęły się wielkie kłopoty. Trzeba mu było kupić fartuszek i tornister, a także jakiś prezent dla nauczyciela, żeby zyskać jego przychylność. Na Boże Narodzenie nauczyciel wytłumaczył Lucrezii, jak bardzo zyskałby Rocco, gdyby został jednym z Synów Wilczycy, a potem Balillą. Mógłby korzystać z kasy zapomogowej, jeździć na kolonie i do sanatorium przeciwgruźliczego oraz uczestniczyć w zajęciach gimnastycznych. Ale musiałby mieć mundurek, a Lucrezia nie miała na to pieniędzy.
Pewnego wietrznego, zimnego lutowego dnia Lucrezia poleciła synowi przyprowadzić maciorę do domu. Powiedziała, że chce ją zważyć, bo założyła się z sąsiadką, która nie wierzyła, że ich świnia jest aż tak wielka. Rocco dał wiarę jej słowom, ale maciora od razu zrozumiała, o co chodzi.
Potrzeba było czterech mężczyzn, żeby przywiązać ją do wagi pożyczonej od kuma Colina. Mężczyźni nieźle się napocili, bo maciora broniła się ze wszystkich sił, jakby przeczuwała coś złego, i ugryzła przy tym Rocca w ramię. Blizna została mu na całe życie, mała bladoróżowa plamka, która lekko puchła w wilgotne dni. Maciora ważyła półtora kwintala – Rocco powiedział o tym matce z wielką dumą.
Następnego dnia musiał jej szukać za murem. Nie chciała za nim iść. Rocco zrobił wszystko, co mógł, żeby ją do tego skłonić. Podrapał ją po karku i pocałował w ucho, od czego zadrżała. W końcu poszła za nim posłusznie.
Kiedy przyszli do domu, Luigino la Ciminiera ostrzył noże. Felice i Chinuccio złapali zwierzę. Maciora szamotała się i kwiczała tak głośno, że słychać ją było aż na Via Nuova. Brzmiało to, jakby jakiś człowiek wzywał pomocy. Rocco przyglądał się tej scenie wytrzeszczonymi oczami, ale nie miał odwagi przeciwstawić się temu, co widział. Rozłożyli ją w drewnianej niecce z wysokimi brzegami jak u trumny. Przy jednym końcu niecki była dziura na głowę. Przywiązali świni racice. Rocco stał w kącie pokoju, milczący i blady. Maciora patrzyła na niego wzrokiem wyrażającym prośbę o ratunek, ale Rocco nie mógł nic zrobić. Luigino la Ciminiera wbił nóż w gardło zwierzęcia, które w tej samej chwili wydało rozdzierający kwik. Rzeźnik kręcił nożem ostrożnie, starając się nie uśmiercić świni od razu. Minęło jeszcze pół godziny, zanim cała krew wypłynęła i maciora się uspokoiła. Lucrezia trzymała pod niecką miskę na krew. Ca pozzn scttà un sagn d’angann! Oby im się krew gardłem puściła! Mieszała krew w misce, potem dodała do niej rodzynki, suszone figi, migdały, mleko i cukier. Po raz pierwszy mieli w domu taką obfitość jedzenia. Postawiła miskę na ogniu i dalej mieszała, a na powierzchni coraz gęstszej masy formowały się bańki powietrza.
W tym czasie Luigino la Ciminiera razem z Felicem i Chinucciem zdjęli z ognia sagan z wrzącą wodą i wylali ją na maciorę. Powietrze napełniło się parą i obrzydliwym smrodem sparzonej szczeciny. Maciora spojrzała na Rocca po raz ostatni oczami zasnutymi mgłą. Rocco przez całe życie będzie pamiętał to spojrzenie. Luigino i Chinuccio uwijali się przy oskrobywaniu szczeciny ze skóry zwierzęcia. Synku, mógłbyś im pomóc! Rocco nie ruszał się z miejsca. Noże szybko przesuwały się po ciele maciory. Wkrótce stało się jasnoróżowe jak ciało nagiej kobiety. Ułożyli je w niecce staranniej a kiedy już każdy centymetr kwadratowy skóry zwierzęcia był różowy, zawiesili je głową w dół na futrynie drzwi. Jednym pociągnięciem Luigino la Ciminiera rozpłatał je nożem od pachwiny aż do gardła. Potem, operując sprawnie we wnętrznościach świni, wykroił wątrobę, płuca i serce. Ze zręcznością żonglera rozplątał jelita. Lucrezia opróżniła je, oczyściła i zostawiła zanurzone w wodzie ze skórką pomarańczy.
Tymczasem słodka masa z krwi, oziębiona i skrzepnięta, była gotowa. Lucrezia nałożyła jej trochę na talerz. Podała mężczyznom do spróbowania. A ty, syneczku, nie chcesz ani trochę? Rocco się nie ruszał. Weź, to dobre. Weź od mamusi. Dlaczego nic nie mówisz? To takie dobre! Lucrezia nabrała masy na łyżkę i włożyła ją synowi do ust. Rocco poczuł na podniebieniu jej miękką, ziarnistą konsystencję i słodkożelazisty smak. Spłynęła przełykiem w dół, głęboko, prosto do trzewi. Zareagowały gwałtownie, podeszły aż do gardła, obrzydliwy smak napełnił go całego. Długo wymiotował. Zwymiotował także duszę.

Mariolina Wenezia "Jestem tu od wieków"; Wydawnictwo: W.A.B.; Tłumaczenie: Alina Pawłowska-Zampino; Format: 125 x 195 mm; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7414-545-9

KaHa

Tagi: Mariolina Wenezia, Jestem tu od wieków, książka, fragment,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany