Co przyniesie przyszłość?
kzarecka
2009-01-19
O książce - Jesteśmy mniej więcej pomiędzy rokiem 2010 i 2015. Skończyła się recesja, ale ludzkość się starzeje, a zmiany technologiczne oszałamiająco przyspieszają. Główny bohater, Manfred, zarabia na życie, szerząc po świecie idee, kontaktując ludzi ze sobą i zostawiając za sobą spienioną falę nowych technologii. Choć żyje w ścisłej czołówce technik wzmacniania inteligencji, nawet jego mózg ma pewne ograniczenia. W związku z czym, kiedy jego kot-robot wygrzebuje z danych SETI pewną bardzo interesującą informację, cały świat Manfreda - i wszystkich jego potomków - staje na głowie.
W Accelerando Stross przedstawił wizję przyszłości człowieka wygenerowaną w oparciu o ekstrapolację nie tylko poziomu nauki, ale przede wszystkim rozwoju ekonomii , co dotychczas pomijano w klasycznej fantastyce naukowej. Stross mocno opiera się na prawach ekonomii, czyniąc z głównego bohatera międzynarodowego przedsiębiorcę. Ewolucja ekonomiczna w ujęciu Strossa doprowadza w przyszłości do uzyskania świadomości przez korporacje. Accelerando Charlesa Strossa jest doskonałym przykładem poważnej spekulacji na temat przyszłości człowieka i cywilizacji, co dawno porzuciła polska fantastyka.
Jacek Dukaj - Szukając punktów wspólnych ze starą SF, można początek Accelerando określić jako cyberpunk zdemitologizowany. Nie powiela on i nawet nie opiera się na wizji przyszłości stworzonej przez Gibsona et consortes w latach 80., bardzo szybko zdezaktualizowanej i od początku przegiętej ku taniemu efekciarstwu: rodem z kryminału nor, z westernu, z sensacji szpiegowskiej. Bliższy niż Neuromancerowi jest ten świat powieściom Couplanda czy Palahniuka, Cryptonomiconowi Stephensona".
Fragment
Manfred siedzi na stołku na skraju parkingu przy Brouwerij ’t IJ, przygląda się przegubowym autobusom i popija jedną trzecią litra gueuze, tak cierpkiego, że pierzchną wargi. Kanały jazgocą mu w kąciku wyświetlacza HUD, rzucając weń skompresowanymi infopakietami przefiltrowanych informacji dla prasy. Walczą o jego uwagę, migocąc i po chamsku falując na pierwszym planie. Na przeciwnym rogu, przy poobijanych motorowerach, gada sobie i chichocze paru żuli – może lokalnych, choć raczej wędrownych, zwabionych do Amsterdamu przez magnetyczne pole tolerancji, którym Holandia promieniuje na Europę jak pulsar. Na kanale pyrka łódź z turystami; po drodze przemykają cienie skrzydeł ogromnego wiatraka. To maszyna do przepompowywania wody, na XVI-wieczny sposób zamieniająca siłę wiatru w suchy ląd. Manfred czeka na zaproszenie na imprezę, ma tam poznać człowieka, z którym pogada o zamianie energii w przestrzeń na sposób XXI-wieczny i zapomni przy okazji o osobistych problemach. Nie zwraca uwagi na okienka komunikatora, rozkoszując się intensywną, wolnoprzepustową chwilą przy piwie, w towarzystwie gołębi, gdy wtem podchodzi do niego kobieta i pyta:
– Pan Manfred Macx?
Manfred unosi wzrok. Kurierka jest Efektywnym Cyklistą: same płynnie pracujące, opalone od wiatru mięśnie, obleczone w pean na cześć tworzyw polimerowych – neonowobłękitna lycra i żółty jak osa poliwęglan, upstrzony diodami detektorów kolizji i ciasno zwiniętymi poduszkami powietrznymi. Podaje mu pudełko. Manfred waha się przez chwilę, zdumiony, jak bardzo ta kobieta kojarzy mu się z Pam, byłą narzeczoną.
– Jestem Macx – odpowiada, przesuwając wierzchem lewego nadgarstka pod czytnikiem kodów kreskowych. – Od kogo to?
– Od FedEksa. – Głos nie należy do Pam.
Kobieta rzuca mu pudełko na kolana, przeskakuje przez niski murek i wsiada na rower. Jej telefon już ćwierka. Kurierka znika w obłoku emisji o rozproszonym widmie. Manfred obraca pudełko w dłoniach: jednorazowy telefon z supermarketu, przedpłacony gotówką – tani, skuteczny i nie do wyśledzenia. Ma nawet funkcję telekonferencji – za to tak go lubią wszyscy szpiedzy i rozmaici oszuści. Pudełko dzwoni. Manfred rozrywa wieczko i trochę zły wyciąga aparat.
– Słucham? Kto mówi?
Głos po drugiej stronie ma silny rosyjski akcent, w epoce tanich usług tłumaczących w czasie rzeczywistym zakrawający niemal na parodię.
– Manfred. Miło mnie was słyszyć. Chcecie spiersonalizować swój interfiejs, poznajomić się, nie? Mam wielie do zaoferowania.
– Kto mówi? – podejrzliwie powtarza Manfred.
– Ja, organizacja znana dawniej jako KGB kropka RU.
– Pana translator chyba źle działa. – Manferd delikatnie trzyma telefon przy uchu, jakby był zrobiony z wątłego jak dym aerożelu, kruchego jak zdrowie psychiczne osoby po drugiej stronie.
– Niet... nie, przepraszam. Przepraszam, że nie korzystam z kommiersyjnego tłumacza. Oni są idieologiczno podejrzane, u nich przeważnie kapitalistyczna semiotyka i tylko płatne API. Czyli muszę sobie lepiej zaimpliemientować angielski, tak?
Manfred dopija piwo, odstawia szklankę, wstaje i rusza główną ulicą, z telefonem przyklejonym do głowy. Owija swój mikrofon krtaniowy wokół tandetnej plastikowej obudowy, puszcza na fonię prosty proces nasłuchu.
– Pan twierdzi, że sam nauczył się języka tylko po to, żeby ze mną rozmawiać?
– Da, eto łatwo: wyhodować sieć neuronową na miliard węzłów, pościągać sobie Teletubisie i Sezamkowu Ulicu. Przepraszam, że nakładam taką entropię ze złą gramatyką. Ja boję się cyfrowych odcisków palca, ukrytych steganograficzno w moich-naszych materiałach do nauki.
Manfred przystaje w pół kroku, przy czym omal nie rozjeżdża go jadący na GPS rolkarz. Robi się coraz dziwniej, na tyle dziwnie, że zapala mu się w głowie ostrzeżenie o odczapiastości – a ono nie reaguje na byle co. Całe życie Manfreda rozgrywa się na granicy pomysłów od czapy, wyprzedza o piętnaście minut czyjąkolwiek inną przyszłość – i zwykle on spokojnie to kontroluje, jednak w takich chwilach czuje drgnienie strachu, przeczucie, że właśnie przeoczył jakiś zakręt podczas podejścia do lądowania w rzeczywistości.
– Eee... chyba nie do końca rozumiem. Podsumujmy: mówi pan, że jest pan jakimś typem AI, pracuje dla KGB kropka RU i boi się pan procesów o naruszenie praw autorskich przez warstwę semiotyczną pana translatora?
– Już się mocno sparzyłem na wirusowych licencjach użytkownika. U mnie nie ma chęci eksperymentować z patentowymi firmami-wydmuszkami należącymi do czeczeńskich infoterrorystów. Wy człowiek, u was nie ma strachu, że firma od płatków zajmie panu jelito cienkie za trawienie w nim nielicencjonowanego jedzenia, prawda? Manfred, musisz mnie-nam pomóc. Ja chcę zdezerterować.
Charles Stross "Accelerando"; Wydawnictwo: Mag; Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz; Format: 135 x 205 mm; Liczba stron: 412; Okładka: twarda; ISBN: 978-83-7480-115-7
KaHa