Kamieniczka – Edyta Szałek

kzarecka

2009-03-01

wra380liwo347263_wali_drzwiami_i_oknami_160Dziewięć opowieści. Dziewięć opowieści, które w pewien sposób łączą się ze sobą. Dziewięć opowieści, które powstały z pragnienia użycia słów jako fotograficznego obiektywu skupionego na przypadkowych ludziach. Dziewięć opowieści, które tworzą "Kamieniczkę". Dziewięć opowieści, które mnie rozczarowały.




Edytę Szałek poznałam w sensie literackim i sensie osobistym przy promowaniu debiutanckiego "Snu Zielonych Powiek". I w jednym, i w drugim przypadku autorka mnie zauroczyła. Niezwykle wrażliwa, niesamowicie sympatyczna, a do tego posiadająca zaraźliwe poczucie humoru. Takie osoby się lubi, a ich słowa na ogół uwielbia. I tak dokładnie było. Wprawdzie wcześniej przeczytałam kilka felietonów autorki w "Zwierciadle", ale ich wielką miłośniczką nie zostałam (być może powodem było nieregularne zaglądanie do magazynu). Dopiero debiut zmienił moje nastawienie. Odkryłam, że autorka potrafi zaabsorbować opowiadaną historią, zmusić do wybuchu emocji. To wiele. Książkę wydało małe wydawnictwo, także nie było głośnej reklamy widocznej na każdym zakręcie. Jak się sprzedawał "Sen…", nie mam pojęcia. Myślę jednak, że spora część czytelników była zadowolona z poświęconego czasu lekturze.

Na kolejne słowa Szałek kazała nam czekać półtora roku. Jej następną książkę również wydało małe wydawnictwo (AMEA) i również reklamy nie zobaczycie na każdym zakręcie. Jaka będzie sprzedaż, nie mam pojęcia. Żywię jednak nadzieję, że autorka zaskarbi sobie sympatię kolejnej grupy czytelników. Choć jestem rozczarowana (i to bardzo), to jednak chciałabym, aby Edyta Szałek dotarła do jak największej grupy ludzi.

"Kamieniczka" wygląda jak tomik poezji. Niewielki format, niespełna sto stron, przyciągająca uwagę czarno-biała okładka. W środku opowiadania. Każde inne, a jednocześnie wszystkie jednakowe. Szałek poszła według pewnego wzoru: mamy opowiadanie A, w którym występuje dwójka bohaterów (dajmy na to X i Y); w prawie każdej kolejnej opowieści występuje nawiązanie do X. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie słowo "prawie". Czytając pierwsze historie, odkrywa się wspomniany klucz. To oczywiście żaden nowy pomysł. Istnieją w literaturze książki, które opierają się na takim schemacie. Osobiście bardzo go lubię. Niestety u Szałek w pewnym momencie klucz… się nie sprawdza. "Katia i Senem" oto najlepszy dowód na to, że autorka nam się pogubiła – takie jest pierwsze wrażenie. Opowiadanie drugie – nawiązanie (bardzo subtelne: kobieta z parasolem). Opowiadanie trzecie – nawiązanie. Opowiadanie czwarte – nawiązanie… I nagle trach! O co w tym wszystkim chodzi? I tak mamy bardzo ciekawe opowieści oparte na godnym podziwu pomyśle (jedno z moich ulubionych opowiadań zajmuje w "Kamieniczce" pół strony), które w pewnym momencie psują nam obraz. Nie są złe, tego nie mogę powiedzieć. Są jednak oderwane i nie tworzą całości. Wybijają się i nieco drażnią. Co mnie obchodzą kobiety, które postanawiają rozpocząć nowe życie w Polsce? Chcę kobietę z parasolem. Chcę ją zobaczyć choćby w odbiciu w szybie. Chcę, a nie mogę. Żeby zrozumieć pomysł Szałek (autorki, a nie nasz; w tym problem: wydaje się, że rozumie się zamysł pisarki, a w rzeczywistości prawda jest zupełnie inna), należy przeczytać "Kamieniczkę" do końca. Broń Boże, nie można przerwać lektury w trakcie. Przerwanie równa się brak zrozumienia. Wszystko bowiem rozwiązuje się na samym końcu – okazuje się, że elementem łączącym nie jest kobieta z parasolem, a tytułowa kamieniczka. To ona jest najważniejsza. To ona – spełnienie marzeń, daje nadzieję.

Edyta Szałek znowu pokazała swoją wrażliwość. I udowodniła, że ma dobre oko. Pokazała, że każdy z nas może być bohaterem literackim. Każdy, bo każdy z nas jest inny, wyjątkowy. Każdy z nas ma swoją historię. Wystarczy się przyjrzeć. Wystarczy się otworzyć. I wtedy dostrzegamy piękno, które wije się ulicami. Każdy z nas ma przecież marzenia, pragnienia, obawy. Każdy ma przeszłość i przyszłość. Jedna chwila to jedna opowieść. Jedna chwila to jedno życie. A to, co zwyczajne, potrafi być nadzwyczajne. I na to musimy się otworzyć. Na zwyczajność. Na szarość dnia, bo taka szarość często bywa nasycona paletą barw. Tak, Szałek doskonale uchwyciła ludzkie chwile, opowiedziała historie zwykłych osób i udowodniła, że nie zawsze potrafimy patrzeć. Stała się psem przewodnikiem dla ślepców.

"Kamieniczkę" czyta się świetnie. A jednak jestem rozczarowana. Tak, jestem. Raz, że odkryłam rzekomy zamiar autorki, który okazał się oczywiście błędny. Dwa, że krótka forma nie jest sprzymierzeńcem pisarki (czasami odnosi się wrażenie, że zbyt wiele mają wchłonąć kartki, które gąbką przecież nie są; wyjątkiem jest "Salt & Peppa" – nic dodać, nic ująć). Trzy, nawiązując jednak do dwa, czuję niedosyt, bo wspominając słowa z początku: "Takie osoby się lubi, a ich słowa na ogół uwielbia".

Edyta Szałek "Kamieniczka"; Wydawnictwo: AMEA; Format: 124 x 194 mm; Liczba stron: 96; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-924658-6-7

Katarzyna Zarecka


"Warto gonić marzenia, jakkolwiek naiwnie to brzmi" - wywiad z Edytą Szałek

Tagi: Edyta Szałek, Kamieniczka, Sen Zielonych Powiek,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany