Na kogo wypadnie, na tego bęc!

kzarecka

2009-09-09

gin_z_tonikiem_i_ogrkiem_160.Tego typu książek jak "Gin z tonikiem i ogórkiem" znamy już wiele: historia trzydziestokilkulatki w wielkim mieście, która marzy o wielkiej, prawdziwej miłości. Czy można napisać w tym temacie jeszcze coś ciekawego? Okazuje się, że tak. Rafaële Germain - autorka "Ginu..." - opowiada o zmaganiu się z życiem czwórki przyjaciół. Kto kogo kocha? Kto z kim chce być? Kto nie widzi oczywistego? Możemy dowiedzieć się tylko poprzez czytanie powieści, którą reklamuje wydawnictwo, jako inteligentną i zabawną. Spróbować zawsze można.



O książce - Marine Vandale ma trzydzieści dwa lata i czeka na wielką, prawdziwą miłość. Miłość, która wszystko rozumie, wszystko wytrzyma, da poczucie bezpieczeństwa i oddali strach przed życiem. "Takiej miłości nie znajdziesz, przebywając stale w towarzystwie swoich trzech kumpli" – powtarza jej stale matka.

Marine, Laurent (jej były narzeczony), Jeff (współlokator) i Julien (przyjaciel gej), stanowią nierozłączną paczkę. Razem próbują odnaleźć bezpieczną drogę wśród życiowych pułapek, czyhających na każdego, kto stara się w dojrzały sposób spojrzeć na miłość i życie. Wszyscy bohaterowie marzą o tym samym, ale każdy na swój sposób. Jak w natłoku nieważnych zdarzeń i przygód rozpoznać prawdziwą miłość? Marine będzie musiała nieco naruszyć równowagę w przyjacielskim czworokącie i sama przed sobą przyznać, kto naprawdę jest najbliższy jej sercu.

Fragment

Chłopcy machali do mnie tak zamaszyście, jakby istniała w ogóle możliwość, by można było ich nie zauważyć. Czyżby myśleli, że o nich zapomnę, chociaż od pięciu lat przesiadują w południe zawsze przy tym samym stoliku i na tych samych krzesłach? Laurent puścił do mnie oko, a siedzący obok Julien miał minę słodkiego cielęcia i kiwał z uznaniem głową. Laurent musiał mu wszystko wygadać, co zresztą było do przewidzenia. Usadowiłam się na swoim miejscu po przeciwnej stronie. Na wprost miałam Laurenta. Patrzyłam na jego miłą twarzyczkę, mimo że w wieku czterdziestu lat na ogół nie ma się już miłej twarzyczki, tylko raczej męskie rysy. Wkrótce minie dziesięć lat, odkąd się znamy. Przez dziesięć lat patrzyłam w tę twarz prawie codziennie, a nawet przez pięć lat spałam z nią każdej nocy. I zawsze patrzyłam z przyjemnością. Laurent był dla mnie dowodem na to, że miłość nigdy nie wygasa do końca. Nawet jeżeli komuś się wydaje, że wychylił z jej kielicha wszystko do ostatniej kropli. Uśmiechnęłam się do niego radośnie i lekko pociągnęłam za ucho.

Dzień dobry, pieszczoszku.

Gratuluję mistrzyni. Jednak do niego wróciłaś.

Daj spokój! Po prostu jestem szczęśliwa…

Starałam się, aby to zabrzmiało przekonująco, co przecież było karkołomnym zadaniem wobec tych badawczych oczu. Znał mnie na wylot i z reguły wiedział lepiej ode mnie, co myślę i najczęściej wiedział to przede mną. Ale tym razem wyglądałam przynajmniej na osobę zadowoloną, choć jeszcze nie na taką, którą spotkały najwyższe uniesienia. Nie znaczy też wcale, że nie troszczyłam się o swój związek. A jakże! Odrabiałam wszystkie zadane lekcje. Sporządziłam wszystkie zalecane zestawienia na "za" i "przeciw", przeszłam każdy etap wynajdywania dziury w całym, spędziłam długie godziny na rozmowach telefonicznych z moją siostrą Elodie (zazwyczaj udzielającą złych rad). Starałam się nawet pilnie wsłuchiwać w siebie, jak mi radził Julien. Łatwo powiedzieć "wsłuchaj się w siebie", kiedy od urodzenia jestem niezdecydowana i zawsze każdemu mojemu "tak" towarzyszy jakieś asekuracyjne "ale". Więc takie "wsłuchiwanie" było okropnie irytujące. Wreszcie po bardzo skomplikowanych i dogłębnych przemyśleniach doszłam do wniosku, że siedem miesięcy z Christophe’em to było bardzo pięknych siedem miesięcy, a jedyne, co mnie niepokoiło, to tylko to, że chyba nie jestem w nim absolutnie, bez pamięci i do szaleństwa zakochana, ale (zawsze mam jakieś "ale") naprawdę go lubiłam i było mi z nim dobrze. Kiedy się rozstaliśmy, przez ostatni miesiąc bez niego okropnie było nudno, a pewnie też trochę bałam się zostać sama. Co było ważniejsze? Nad tym należało się zastanowić. Jednak te rozważania zostawiałam chłopakom, którzy aż się do nich palili. Zaczęli wymieniać kolejne argumenty na "nie", jakby to była sprawa życia i śmierci.

Przecież wam się nie układało – stwierdził Laurent.

A co ty możesz o tym wiedzieć?

Ma rację – poparł go Julien.

A co ty możesz o tym wiedzieć?

"A co ty możesz o tym wiedzieć" – to zdanie w naszym gronie wypowiadało się najczęściej. Z reguły odpowiedzią było wydęcie ust i wydanie dźwięku "pfy..." lub – w wypadku Juliena – pogardliwe wzruszenie ramion, oznaczające, że i tak on ma rację. Obaj zresztą nie mieli ani cienia podstaw do udzielania mi rad, bo wiadomo było, że sami tkwią w mało satysfakcjonujących związkach. Zastanawiałam się nawet, czy ktoś w tej restauracji albo – powiem więcej – ktokolwiek w całym mieście jest w stu procentach zadowolony ze swojego związku. Może przekonanie, że istnieje wielka i odwzajemniona miłość to taki żart natury, marny zresztą, którego celem było wprawienie nas i naszych uczuć (zbyt często przypominających wygodnictwo) w stan żałosnego użalania się nad sobą.

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany