Bóg Campbella, klękajcie i czytajcie

kzarecka

2009-09-21

campbellAlan Campbell nie wkroczył, lecz wtargnął na scenę literacką. Jego debiutancką powieść "Noc Blizn" wychwalano pod niebiosa (i szczerze należy stwierdzić - było za co!). Opowieść o młodym aniele Dillu, potomku wojskowych archontów, i Rachel, niezahartowanej Spine, wprowadziła nas w nowy świat. I nikt z tego świata nie chciał wyjść. Niestety, musiał. Trzeba było poczekać na tom drugi serii Kodeks Deepgate... Wkrótce (ku uciesze fanów) pojawił się "Żelazny Anioł", który skończył się w takiej scenie, że chciało się ze złości udusić własnoręcznie autora. Czekać dalej? Trzeba było. Aż wreszcie nastał dzień, w którym narodził się "Bóg Zegarów". Wreszcie!


O książce (i serii): - Łańcuchowe miasto Deepgate legło w gruzach, Martwe Piaski są pełne uciekinierów. Spine, świątynni zabójcy, nie mogą się pogodzić z utratą swojego kościoła i siłą próbują powstrzymać exodus mieszkańców miasta.
Rachel i młody anioł Dill zostają zawleczeni do świątynnych izb tortur… ale, kiedy z otchłani pod miastem powstaje czerwona mgła, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Niestety, po śmierci boga Ulcisa brama do Piekła pozostaje niestrzeżona i potężne siły, które rządzą w niezmierzonych ciemnościach pod Deepgate, dostrzegają swoją szansę.
Tylko synowie bogini Ayen rozumieją nowe niebezpieczeństwo. Cospinol, bóg morza i mgły, przybywa, żeby uratować świątynię swojego brata i dopaść jego morderców. Jego koszmarny statek spowity mgłą, inna wersja Piekła, już dotarł do Sandport.
Tymczasem Rachel pragnie jedynie zachować swojego towarzysza przy życiu. Po ucieczce z więzienia, ścigana przez wrogów, musi wybrać się w niebezpieczną podróż przez Martwe Piaski, żeby dotrzeć do odległych krain, Pandemerii i Coreollis.
Jednakże pola bitewne w Coreollis są skazane na to, żeby stać się miejscem starcia potęg, walki ludzi, bogów, archontów i niewolników, których tragiczna sytuacja zmusiła do zawarcia sojuszu. O wyniku tej bitwy zadecyduje nie siła, lecz poświęcenie. I nieważne, kto wygra, będzie to zła wiadomość dla wszystkich… oprócz wciąż rosnących armii Piekła.

Fragment

Trzy godziny wcześniej
Dwunastu aniołów wypuszczono na świat z Dziewiątej Cytadeli Piekła i mieli tam wrócić dopiero w ślad za całą ludzkością. Ziemia drżała i rozstępowała się pod ich stopami z kości zakutych w żelazo. Silniki dudniły w ich czaszkach i w opancerzonych klatkach piersiowych, nadal parujących po przejściu przez bramę. Zmiażdżyli wojowników Rysa na polu bitwy w Larnaig, po czym ruszyli na Coreollis. Anioły-zjawy na cienkich nogach podążały przez falujące, sczerniałe łąki, wypalony las i błoto zasłane trupami. Kości ich skrzydeł rysowały się czernią na tle krwawego blasku zachodu, nisko stojące słońce przeświecało przez nie jak wizja apokalipsy.
Obrońcy miasta, który pozostali wierni lordowi Rysowi, podtoczyli katapulty pod mury. Beczki z siarką poleciały wysokim łukiem i rozbiły się na gigantach, a następnie spadły płonącymi żółtymi kaskadami na domy Coreollis. Ale po bitwie stoczonej i przegranej w Larnaig w tych budynkach zostały już tylko wdowy i sieroty.
W końcu dwunastu golemów, skąpanych w czerwono-złotej poświacie, wlokących siarkowe łańcuchy ulicami Coreollis, stanęło pod pałacem oblężonego boga. Po drodze miażdżyli szczyty domów i dachy stalowymi goleniami. Kominy się przewracały, dachówki fruwały w powietrzu i ­roztrzaskiwały się na bruku wśród tumanów czerwonego pyłu i siarkowych płomieni koloru cytryny.
Pół mili dalej na wschód Rachel Hael stała na blankach opuszczonej wieży wznoszącej się na nasypie ziemnym w kształcie ściętego stożka. Ten bastion z drewna i ziemi zbudowali wiek wcześniej żołnierze Rysa, żeby obserwować Czerwoną Drogę. Palisadę otaczającą dziedziniec zdobiły teraz głowy pandemeriańskich zdrajców i mesmeryckich demonów. Rachel urządziła sobie skromny piknik za szańcem, układając na ławce chleb, masło i owoce.
Trzymając jabłko w zębach, była asasynka uniosła lornetkę do oczu i poszła za bezokimi spojrzeniami ponurych strażników nabitych na pale. Przyjrzała się czarnej drodze, zrytej ciężkimi buciorami żołnierzy króla Menoi, a potem przesunęła wzrok na metaliczne różowe wody jeziora Larnaig. Podobną do muszli linię brzegową porastały kępy białych wierzb o starych pniach stłoczonych w czerwonym cieniu. Na wschodzie stalowe szyny linii kolejowej Skirl lśniły jak rtęć pod niebem ciemnym jak atrament. Tory dzieliły na pół skupisko spalonych budynków stacji, mieszczącej się na północnym brzegu, i kończyły na pirsie Larnaig. Parowiec Sally Broom, który przywiózł traktat pokojowy Menoi do tego portu, leżał teraz roztrzaskany na końcu głębokiego wąwozu na Polu Larnaig, trzysta jardów od miejsca, z którego go rzucono.
Za jeziorem, niebieskawymi warstwami skarp, zębów i stożków podobnych do świątyń, wznosił się ku chmurom masyw Moine. Trochę bliżej, zaledwie milę na północny wschód, mniej naturalna mgła przesłaniała liściasty las, zdradzając położenie statku Cospinola, który szybko oddalał się od Coreollis. Przez dłuższą chwilę Rachel obserwowała czarnoksięski całun Rotswarda, a następnie skierowała lornetkę na zachód. Tutaj Pole Larnaig było zasłane trupami i niezliczonymi częściami ciał, zarówno ludzkich, jak i mesmeryckich. Spalone i pokryte błotem, rozrzucone w śmiertelnych pozach po przeklętej ziemi, wyglądały jak skamieniałości ludzi i zwierząt wyrzucone na powierzchnię przez jakiś kataklizm.
Żyły ciemniejszego błota łączyły te obrazy przemocy, wywołując wrażenie, że sama skóra świata zestarzała się i zrobiła cienka jak pergamin. Kurz pokrywał metalowe szprychy kół, miecze nadal ściskane w rękawicach albo pazurach, włócznie, piki, młoty, maczugi i pałki nabijane ćwiekami. Osypywał się po pagórkach kości, suchych zębów i żelaznych kończyn zmienionych ludzi, urwanych albo wygiętych, po klatkach ­piersiowych, spalonych, czarnych ciałach. Wszędzie walały się porozrzucane części silników: koła zębate, sworznie, łańcuchy, obejmy, zwoje drutu, ciemne od mineralnego tłuszczu, który wsiąkł również w ziemię. Fragmenty stalowych płyt albo kolczug lśniły wśród hełmów z biało-niebieskimi pióropuszami, brudnych szmat i wnętrzności.
Całe pole bitwy było usłane szczątkami koni, ogarów i szakali o różowo-czarnych językach, a także częściowo zjedzonymi korpusami pancernych turów, niezliczonymi stosami trupów wojowników o niebieskich ustach, lepkich twarzach i oczach rojących się od much.
Rachel ugryzła jabłko.

Alan Campbell "Bóg Zegarów"; Wydawnictwo: Mag; Liczba stron: 400; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7480-145-4

KaHa

Tagi: Alan Cambell, Żelazny Anioł, Noc Blizn, Żelazny Anioł,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany