Na litość boską! Znowu on!

kzarecka

2009-11-23

swiat_wedlug_clarksona_160"Top Gear" sprawił, że Jeremy Clarkson stał się popularny na całym świecie. Miliony ludzi chętnie zasiada przed telewizorem i marzy, aby program był emitowany niczym serial - każdego dnia. Sukces programu tv przeniósł się również na książki autora. U nas właśnie pojawiła się trzecia część "Świata według Clarksona" - "Na litość boską!". Jednym być może już się przejadł humor Clarksona. Jednak, jeśli drugim nie, polecam najnowszą książkę (składa się aż z 82 rozdziałów; wszystkie jednak są zaledwie kilkustronicowe). A tam przykładowo: "Sekrety damskich torebek", "Lot z dzieckiem z piekła rodem", "Rodzina królewska (telenowela prosto z raju)", "Angielski jako język obcy".


O książce - Książki z serii "Świat według Clarksona" trafiły już do wielu milionów czytelników. Mimo to wokół nas w dalszym ciągu aż roi się od zatruwających życie absurdów. A to oznacza, że prywatna wojna, jaką Jeremy Clarkson prowadzi z wrogami zdrowego rozsądku, nie została jeszcze wygrana. Nasz bohater powraca więc w wielkim stylu i swoim ostrym piórem rozprawia się z tym wszystkim, co drażni, prze-szkadza i irytuje. Z Części 3. "Świata według Clarksona" dowiecie się między innymi:

* jak zachować wieczną młodość;

* dlaczego za nadciągający upadek naszej cywilizacji odpowiada YouTube;

* czym należy się kierować, wybierając miejsce na wakacje;

* jakie zwierzę najlepiej (i najtaniej) trzymać w domu;

* czy kobiece pończochy są w stanie zapobiec zdziczeniu mężczyzny;

* na czym polega problem z Ameryką.

Czy wiedzieliście, że Clarkson to najpunktualniejszy człowiek na świecie? A słyszeliście może o jego tajemniczej szafie i jej zawartości? Część 3. Świata według Clarksona to nie tylko kolejny, śmiały i kontrowersyjny manifest filozofii życio-wej miłośnika szybkich samochodów, perkusisty amatora i przeciwnika angielskich pubów. To również pełna humoru i rozbrajających komentarzy lektura, która sprawi, że będziecie pękać ze śmiechu. A gdy już skończycie się śmiać, dojdziecie do wniosku, że... Clarkson rzeczywiście ma rację.

Fragment

Większość wieczorów, podobnie jak wielu z was, spędzam na wpychaniu jedzenia do ust jedną ręką, podczas gdy druga stuka w przyciski pilota, próbując rozpaczliwie znaleźć w telewizji coś, co nie dotyczy pingwinów i niedźwiedzi polarnych.

Natomiast w niedzielę telewizor jest wyłączony, a w kominku w jadalni pali się duży ogień. Wokół niego zbiera się cała rodzina, by najeść się do syta pieczenią w sosie - jak to ujmują wiejskie puby - "ze wszystkimi możliwymi dodatkami".

Jest to zatem tradycyjny niedzielny obiad; tradycyjny jednak w tym sensie, jak chodzenie do pracy w meloniku - postrzegane jako kamień węgielny brytyjskiego stylu życia, tyle że praktykowane przez naprawdę niewielu.

Ostatnie badania pokazują, że zaledwie 29 procent rodzin jada razem częściej niż raz w tygodniu, przy czym 77 procent z tej zdecydowanej mniejszości robi to oglądając przewracające się pingwiny. Jedna czwarta brytyjskich gospodarstw domowych nie ma nawet stołu.

Moim zdaniem właśnie to powinno być wyznacznikiem ubóstwa. W Wielkiej Brytanii lubimy myśleć, że jesteśmy bogaci, bo mamy aspirynę i - przynajmniej przez pewną część roku - dostęp do pitnej wody.

Wydaje nam się, że jesteśmy rozwinięci, bo nasze dziewięcioletnie dzieci nie mogą zaciągać się do wojska, i cywilizowani, bo ludzie nie umierają na naszych ulicach na dyfteryt.

Ale - wybaczcie - nawet najbiedniejsze afrykańskie rodziny mają stół. Tymczasem tu nie ma go aż 25 procent z nas.

W dodatku nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie. Na aukcjach serwisu eBay są obecnie wystawione 3764 stoły, z cenami zaczynającymi się od 16 funtów - to mniej, niż kosztuje paczka papierosów. Kupcie więc jeden z nich, wyłączcie te cholerne niedźwiedzie polarne i zajmijcie się przygotowywaniem niedzielnego, rodzinnego obiadu.

Wszystko zaczyna się od rzeźnika. Musicie zatem wiedzieć, że każdemu, którego wybierzecie, przypiszecie miano "najlepszego na świecie". Tu, w Cotswolds, rzeźnik jest drugim po szkole najczęstszym tematem rozmów.

- Kupujemy u tego niskiego na dole. Jest o wiele lepszy niż ten na górze.

- Co?! Nie jeździcie do tego naszego z Chuntsworthy? Wszyscy do niego jeżdżą. To najlepszy rzeźnik na świecie.

Najśmieszniejsze z tego wszystkiego jest to, że ci ludzie w ogóle nie wiedzą, o czym mówią. Wołowina to nie wino. Owszem, ci z wrażliwszym podniebieniem mogą poczuć różnicę między mięsnym odpowiednikiem sikacza z supermarketu, a Châteauneuf-du-Pape, sprzedawanym w sklepie mięsnym z prawdziwego zdarzenia.

Ale czy rzeczywiście można poczuć różnicę między mięsem od rzeźnika na dole a tym od rzeźnika z góry? Nie ma najmniejszej szansy!

Kupujesz zatem mięso na pieczeń w tym sklepie mięsnym, po którym chodzi najmniej much, wkładasz je do piekarnika i usiłujesz zmusić dzieci, by nakryły do eBayowego stołu.

To sprawia, że wpadają w złość, bo oglądały właśnie film na YouTube, w którym jakiś gość próbuje podpalić swoje gazy. I wcale nie rozweseli ich myśl o siedzeniu przy stole z całą rodziną, bo jedynymi osobami, których nienawidzą bardziej niż swojego rodzeństwa, są ich rodzice.

Szczerze mówiąc, o wiele bardziej wolałyby siedzieć na przystanku ze swoimi kumplami.

Przymilanie się do nich, by zechciały wyciągnąć sztućce i poukładać je w mniej więcej właściwym porządku, i to bez wzajemnego szturchania się nimi, zajmuje tyle czasu, że zapominasz o brokułach, które wymagają teraz jakiegoś kulinarnego odpowiednika Viagry, by na powrót stały się twarde.

Nieważne. Po godzinie od chwili, gdy pierwszy składnik obiadu jest gotowy, ostatni też już nadaje się do spożycia, pora więc kroić pieczeń.

Krojenie, z przyczyn nie do końca mi zrozumiałych, to zadanie dla mężczyzny. Może jest tak dlatego, że to nie on przygotowywał obiad i kłócił się z dziećmi, w związku z czym jest w lepszym nastroju, by użerać się z nożem do mięsa, który jakimś dziwnym trafem po tygodniu leżenia w szufladzie stał się tępy jak tyłek Vanessy Feltz . W zeszłą niedzielę poradziłem sobie lepiej krojąc kotlet schabowy wałkiem do ciasta.

Po chwili, kiedy się już siarczyście nakląłem, udałem się na poszukiwanie elektrycznej ostrzałki, którą dostają wszyscy nowożeńcy w prezencie ślubnym.

Niestety, podczas przetrząsania dna najniższej szuflady w poszukiwaniu tego urządzenia, pośród wyciskarek do cytrusów, tradycyjnych wag, szczotkowanych korkociągów po 100 funtów sztuka oraz wszystkich innych zalegających tam prezentów, jakie dostaliśmy w ów szczęśliwy dzień 13 lat temu, natknąłem się na kilka starych zdjęć.

Zanim udało mi się od nich oderwać, brokuły były zimne jak głaz, a sos stężał do tego stopnia, że można nim było grać w piłkę.

Moja żona była na to bardzo zła, jak również i na to, że dzieci nakryły do stołu zapominając o podkładkach, łyżkach do nakładania potraw, szklankach - słowem o wszystkim, czego potrzeba, by zjeść obiad. I na to, że napaliłem w kominku węglem, od którego "aż czuć nowotworem", a nie drewnem, które moim zdaniem jest do chrzanu.

Mimo to obiad się w końcu rozpoczął. Cała rodzina razem. Posilająca się dobrym, zdrowym, tradycyjnym, odżywczym daniem.

I rozmawiająca na rozmaite tematy, na przykład o konieczności siedzenia wyprostowanym, o konieczności jedzenia z zamkniętymi ustami, o konieczności poproszenia o drugie danie, a nie przechylania się nad całym stołem oraz jak ważne jest, by jeść tak, żeby ręce nie przyjmowały kształtu skrzydeł bombowca Vulcan.

Tego popołudnia, ociężały i całkowicie pozbawiony energii, zwinąłem się w kłębek przed telewizorem i oglądałem niedźwiedzia polarnego, który zatonął. Pomyślałem wtedy o tych 3764 stołach wystawionych na sprzedaż na eBayu.

Dziwi mnie, że nie ma ich więcej.

Jeremy Clarkson "Świat według Clarksona. Na litość boską!"; Wydawnictwo: Insignis; Format: 150 x 230; Liczba stron: 360; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-61428-15-2

KaHa

Tagi: Jeremy Clarkson, Świat według Clarksona, Top Gear,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany