Pod słońcem Norwegii
eszałek
2010-02-13
Tym razem jednak nie o historii i nie ornitologii.
Wesele.
Goście, dania ciągnące za sobą aromatyczne warkocze, taniec, przyśpiewujący wodzirej, który w godzinach pracy jest prawnikiem. Ze wszystkich zrobionych zdjęć mogłabym wybrać mnóstwo ciekawych, oryginalnych, wzruszających, wyjątkowych. Wybrałam jednak takie, które wydaje się być zwykłym zdjęciem z rodzinnego albumu. W dodatku nieco nieostrym. A wszystko z powodu twarzy pewnego mężczyzny. I też twarzy, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie przypomina twarzy zmęczonych życiem, pobrużdżonych latami i pracą. Zatem dlaczego?
Gdy zobaczyłam tego mężczyznę po raz pierwszy, od razu skojarzył mi się z Rolfem Lassgardem, szwedzkim aktorem, który grał w świetnym filmie zatytułowanym "Pod Słońcem". Jednak zanim o wspomnianym obrazie, napiszę słówko o drugim mężczyźnie. Czy nie wydaje się podobny do Heatha Ledgera? Troszeczkę? Gdy był młodszy? Tak mi się wydawało, choć to zupełny przypadek i nie on był obiektem mojego zainteresowania.
Wracając do filmu - Rolfowi Lassgard partneruje w filmie równie świetna aktorka Helena Bergstrom. Rzecz się dzieje na szwedzkiej wsi, rozleniwionej przez letni upał. Analfabeta Olof pod wpływem swojego przyjaciela, młodego chłopaka, będącego wioskowym Jamesem Deanem, umieszcza w gazecie ogłoszenie matrymonialne. Odpowiada na nie Ellen, piękna blondynka o urodzie, czy też w stylu Grace Kelly. Uczucie Rolfa, niedoświadczonego seksualnie, prostego farmera rodzi się powoli, wzbiera na sile każdego dnia, kotłuje się i burzy pod skórą. W tym samym czasie, James Dean – w filmie Eric – zaczyna pożądać Ellen. Nie chcę opowiadać całego filmu, po prostu go polecam, wierząc, że Kasia nie urwie mi głowy za odciąganie czytelników PL od książek.
I nagle za sprawą tego mężczyzny, mokre od deszczu okolice Herdla zapachniały ciężkim, aromatycznym latem ze szwedzkiej wsi. Złoty pył z siana drażnił w nosie, kark pocił się od upału, a stary zegar tykał leniwie w chłodnym, drewnianym domu. Pamiętam, że w tym filmie Ellen miała mocno czerwoną pomadkę i czarne linie na powiekach. Usiłowała być damą nawet na farmie, wśród koni, garnków, plonów, ziaren pękatych, hojnych... Kolory zawirowały we wspomnieniach.
Pomyślałam, że oto nagle Olof przyszedł na to wesele. Wciśnięty w garnitur, z krawatem pod szyją, skropiony deszczem, usiadł na tle dość szkaradnej zasłonki i uśmiechnął się do mnie. Polowałam zresztą na niego przez pewien czas. Ciągle mi umykał, wstydził się, chował głowę...
Niestety nic z tego nie wynika... Nie mam żadnej puenty do Olafa. Być może chciałabym jedynie pokazać, że czasami wspomnienia, obrazy, myśli, urzeczywistniają się w postaci zjawisk wydających się być kopią tego, co przeżyliśmy, widzieliśmy... I może trochę to, że jeśli pozwolić umysłowi na trochę swobody, pokaże nam coś interesującego. Wyświetli krótki film? Nie wiem...
Obiecajcie jednak, że jeśli skusicie się na film, przeczytacie też jedną książkę.
Edyta Szałek