Twój nos może wyniuchać humor

kzarecka

2010-03-07

subtelny_nos_160Heinrich Steinfest to autor popularny w Niemczech i Austrii. Skoro jednak "Subtelny nos Lilli Steinbeck" pojawił się na księgarskich półkach w Polsce, może warto nieco o autorze wspomnieć. Podobno jego twórczość charakteryzuje swobodne łączenie elementów kryminału i powieści science fiction z wątkami surrealistycznymi. Napisał kilka książek, zdobył kilka nagród. A jego subtelny nos podpowiedział mu, że i z tą książką pójdzie całkiem dobrze (i poszło; nagroda Deutscher Krimi Preis). W "Die Zelt" padły słowa: "Steinfestowi udało się napisać arcydzieło". Jeszcze coś dodać?


O książce - Gdyby nie jej brzydki, złamany nos, Lilli Steinbeck z wiedeńskiej policji można by nazwać piękną. Za to na pewno można o niej powiedzieć, że ma nosa do rozwiązywania najbardziej skomplikowanych spraw, które dotyczą uprowadzeń. "Seria ateńska", nad którą pracuje teraz, nie należy do najprostszych zagadek. W tajemniczych okolicznościach zaginęło siedmiu Niemców; łączyło ich tylko to, że mieli jakiś związek ze stolicą Grecji. Gdy dochodzi do porwania niemieckiego ornitologa Georga Stransky'ego, który przed laty wykładał w Atenach, Lilli wyjeżdża do Grecji, by tam przeprowadzić śledztwo. Na miejscu zostanie wciągnięta w bardzo niebezpieczną grę, w której ludzie są pionkami, a stawką jest życie. Będzie musiała bronić się przed mordercą w stroju Batmana, pozna detektywa Kallimachosa, którego nie imają się kule, i odkryje rzekomo wymarły gatunek ptaków dodo. A jej... subtelny nos odegra w tym wszystkim niepoślednią rolę.

Uważany w Austrii za największego humorystę wśród autorów kryminałów, Heinrich Steinfest napisał niezwykłą powieść sensacyjną, ironiczną i pełną zaskakujących zwrotów akcji - jak w filmach z Jamesem Bondem.

Der Spiegel: - Heinrich Steinfest to mistrz pomysłowego obrazowania słownego i dygresji filozoficznych.

Park Avenue: - Szalona przygoda zarówno pod względem językowym, jak i fabularnym.

Fragment

bez takiego palca, choćby jednego, to jak bez ręki.
- Witam panią serdecznie. Stavros Stirling, asystent komisarza Pagonidisa.
- Stirling?
- Ojciec Anglik, matka Greczynka.
- Sympatyczna mieszanka.
- Miło, że pani tak to widzi.
- Ale niemiecki ma pan nie po ojcu, prawda?
- Niemiecki mam ze szkoły - odparł Stavros Stirling; ktoś inny mógłby w taki sposób powiedzieć: książki czytuję tylko w twardej oprawie.
- Musiał pan być dobrym uczniem.
- Celującym. A mimo to pracuję w policji. Rodzice mnie za to znienawidzili.
- Może po to wybrał pan tę pracę. Tak bywa.
- Ze mną tak nie jest. Raczej starałem się nie zostać przestępcą. O to tak łatwo w tym świecie.
- Myśli pan, że policjant jest od tego bezpieczny?
- W pewnej mierze tak. A na pewno znacznie bardziej, niż się większości ludzi wydaje.
Lilli zrobiła sceptyczną minę, po czym, wciskając młodemu przystojniakowi walizkę, zapytała, czy przyjechał na lotnisko tylko dlatego, że mówi perfekt po niemiecku.
- Nie, język to promocja gratis. Jestem najlepszym człowiekiem Pagonidisa i mam pani pomagać w dochodzeniu.
- Jak to? Czyżby komisarz nie miał czasu?
- Będę szczery, proszę pani. Komisarz nie znosi Niemców, a już zwłaszcza kobiet.
- Chciał pan powiedzieć: Niemek?
- Ściślej biorąc, kobiet, co zabierają głos.
- Niezłe z niego ziółko.
- On by się pani nie przydał.
- A pan?
- Cieszyłbym się, mogąc służyć pomocą - odparł ładny Frankenstein.
Steinbeck leciutko skinęła głową, leciutko się uśmiechnęła i skłoniła - drobne, sympatyczne gesty niczym kwiatki o wybornym zapachu.
Stavros Stirling był nią dosyć urzeczony. Oczekiwał herod - baby, teutońskiej strzygi, z gruba ciosanej jak te Niemki, które spędzają w Grecji urlop, wyglądają pokracznie i chodzą koślawo, jakby za długo wysiadywały na słoniu. Cóż, jeszcze nie rozumiał, że ma do czynienia z Austriaczką. Niechby sobie Austriaczki - że jeszcze raz uogólnimy - były podstępne, narwane i pod jeszcze innymi względami nieznośne, jednak nie chodzą koślawo. To im trzeba przyznać. Raczej jakby stały na łyżwach. A suną nie zawsze po lodzie.
Oczywiście, i Stavros się speszył nosem Lilli, jednak tylko przez chwilę. Szybko zrozumiał, że taki nos jest po coś, wynika z pewnej inteligentnej koncepcji. Stanowi wadę wkalkulowaną, zupełnie jak szczepionka, dzięki której choroba przechytrza samą siebie.
Krocząc teraz u jej boku przez piętrowy parking, mówił sobie, że jeszcze nigdy nie widział kobiety chodzącej w taki sposób. Przypominała mu nie tyle Marilyn Monroe czy modelki, kuśtykające jak po dywanie utkanym z mnóstwa facecików, ile raczej wielkie płaszczki, które żeglują tuż przy dnie morza i które bądź co bądź potrafią razić prądem. O tak, ta kobieta elektryzowała.
- Ładne autko - zauważyła, kiedy Stirling, mający oczywiście obywatelstwo greckie, nie angielskie, otwierał przed nią drzwiczki sportowego samochodu. Nieduży, płaski pojazd, lśniąc czernią jak prosto z myjni, robił wrażenie ulotne i utopijne.
Długonoga Steinbeck musiała dokonać pewnej sztuki, chcąc się dostać do niskiej kabiny. Tam jednak istniała przestrzeń nienagannie podłużna, jakby konstruktorzy przyziemnego wehikułu uwzględnili przede wszystkim okoliczność nóg sięgających daleko pod maskę silnika. No tak, był to - jak oznajmił Stirling - stworzony przez Włochów fiat. "Barchetta", czyli łódeczka. Na długie nogi. Lilli czuła się w środku wyśmienicie. Głową wprawdzie dotykała niebezpiecznie sufitu, ale dach z tworzywa sztucznego dawał się opuścić jak teatralna kurtyna, i tak też Stirling zrobił. Scena wolna! Stavros zapuścił silnik i ruszył.
- Pracuje jak diesel - stwierdziła Lilli.
- To sprężyna powrotna - oświadczył Stirling, jakby mówił: mój pies chrapie. O ruchu ulicznym w Atenach należy wspomnieć tylko, że podobne ożywienie panuje i gdzie indziej, na przykład w zbiorowiskach planktonu albo mrowiskach.
Hotel, do którego Stirling zawiózł koleżankę, leżał w centrum miasta, pośród starych, niepozornych domów. Podobnie jak one niewysoki, tyłem sięgał daleko w głąb podwórza, gdzie mury zdawały się więzić noc. W rozrzutnym oświetleniu jaśniał nowoczesny budynek, wybitnie zielony i przeszklony być może nie tylko od frontu, który wyglądał jak niezliczone akwaria ustawione jedno na drugim. W środku ludzie, siedzący, stojący, posilający się, jakby pozowali do rozkładanej książeczki dla dzieci, i wszyscy zabarwieni na zielono.
Także wewnątrz hotel, którego nazwa brzmiała "Studio 1", okazał się zabójczo elegancki. O dziwo, i tutaj utrzymywało się zielone zabarwienie, choć trudno było powiedzieć, czy dany przedmiot sam był w tym kolorze, czy padało na niego zielonkawe światło.
Pokój Steinbeck, który znajdował się w głębi hotelu, nie miał okien.
- Chce pan, żebym się udusiła? - zapytała Lilli, choć przez wyraźnie słyszalną dmuchawę napływało powietrze lepsze od ulicznego.
Stirling wyjaśnił, że wybrano ten pokój ze względów bezpieczeństwa.
- Czyżby pan sądził, że coś mi grozi?
- Jeśli tak, to przynajmniej nie sposób zastrzelić pani przez okno.
Steinbeck, przekrzywiwszy głowę w ozdobnym geście, popatrzyła na młodego policjanta oczami, które były zielone, mimo że piwne... Dziękując, poprosiła też, by po nią przyjechał po śniadaniu, w południe jest umówiona z profesorem uniwersytetu. Z tym, na którego zaproszenie bywał w Atenach Georg Stransky. - Dobranoc - powiedziała, z wyrzutem pokazując na zegarek. Była prawie dziesiąta.
- Kali'nichta! - odparł Stavros. - Całuję rączki! - Z tego zwrotu znać było, że wreszcie w niej rozpoznał Austriaczkę.
Czy to był dla niej powód do radości?
A może powód do obaw?

Heinrich Steinfest "Subtelny nos Lilli Steinback"; Wydawnictwo: W.A.B.; Tłumaczenie: Jakub Ekier; Format: 135 x 202 mm; Liczba stron: 368; Okładka: twarda; ISBN: 978-83-7414-759-0

KaHa

Kup książkę

Tagi: Mroczna seria, W.A.B., zabawny kryminał, Hanka Lemańska,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany