Człowiek z Palermo – Filip Onichimowski
dkoziarski
2010-03-17
Z początku "Człowiek z Palermo" zapowiada się na kolejną powieść emigracyjną. Oto kilkoro ludzi (wśród nich Paweł i Marek) - zmęczonych życiem w Olsztynie i brakiem perspektyw - podąża na Zachód. Najpierw busem do Francji (gdzie zbierają jabłka, obserwując przy tym degrengoladę towarzyszek podróży), a potem na Sycylię, gdzie wykonują prace budowlano-remontowe pod okiem niejakiego Runcy.
Runca, człowiek z koneksjami, które prowadzą do świata przestępczego, uczy chłopaków sztuki przetrwania, stając się dla nich szybko mentorem i przewodnikiem po ziemi, która jak gąbka chłonie krew nieprzystosowanych.
Szkoda, że miasto głównego bohatera zostaje ujawnione z nazwy. Może lepiej byłoby, gdyby jednak pewne rzeczy pozostały niedopowiedziane. Olsztyn Onichimowskiego jest bowiem zarysowany zbyt grubą kreską - przypomina zapijaczoną małą mieścinę ze zdegenerowaną społecznością i nawet interpretacja, że to przejaskrawienie jest celowym zabiegiem, nie broni moim zdaniem takiego wyboru. Umowność się gdzieś ulatnia, w jej miejsce wyrastają kolejne pytania o wiarygodność, a przecież nie o to autorowi chyba chodziło.
Tak czy inaczej, Paweł wraca do Olsztyna i rzeczywistość okazuje się dla niego od razu bardzo bolesna – i to nie tylko w wymiarze psychicznym, ale i fizycznym (pada ofiarą napadu rabunkowego – traci pieniądze i ląduje w szpitalu). Później następuje kolejna konfrontacja, z której tym razem wychodzi zwycięsko – sycylijskie pozy i dorobiona do wszystkiego ideologia sprawiają, że chuliganeria, którą pogonił nabiera do niego szacunku. Właśnie z niej tworzy swoją grupę, najpierw powołaną dla jednorazowego celu (chce się odegrać za doznane po powrocie upokorzenie i odzyskać skradzione pieniądze), a później stanowiącą zręby poważniejszej organizacji, którą stopniowo powołuje do życia. Do tego momentu czytelnik ma wątpliwości, dokąd to wszystko prowadzi - i dobrze, bo całość trzyma w napięciu. Osobiście wyobrażałem sobie utrzymaną w klimacie groteski balladę nożownika, który przekłada swoje sycylijskie doświadczenia na potrzeby reemigracji. Szczególnie, że Paweł każe się nazywać Don Paolo. Onichimowski decyduje się jednak na zabieg bardziej oczywisty – każe bohaterowi stworzyć wokół siebie rzeczony substytut władzy i systemu, czyli skutecznie wcielić w życie obserwacje, jakie wyniósł z Włoch. Mamy więc lokal, wokół którego wszystko się początkowo kręci (pizzeria "Palermo"), dyscyplinowanie siłą młodocianych bandytów i żulerii (mieszkańcy Olsztyna płacą Pawłowi za ochronę) czy nawet teoretycznie szacownych obywateli (nauczyciel i lekarz odbierają stosowną lekcję pokory), są wreszcie inne przedsięwzięcia zawiązujące się wokół i z inspiracji samozwańczego Ojca Chrzestnego Olsztyna. Na tle tego nowego ładu – dodajmy, przesadnie wyidealizowanego (bo choć leje się krew, wylatują zęby, pękają kości – niemal wszyscy są zadowoleni), wschodzi gwiazda Don Paolo, co nie ujdzie uwadze przedstawicielom półświatka takim jak Kostuch (dobrze skonstruowana postać gangstera, który wyrósł na układach z uwłaszczoną nomenklaturą). Konfrontacja staje się nieunikniona, nowe i stare nie mogą koegzystować.
Autor ciekawie prowadzi narrację, stosując a to wyimki z literatury specjalistycznej (dotyczące np. technik walki), a to retrospektywne pomosty (wspomnienie Runcy). W tej dynamicznej, zręcznie opowiedzianej i zasadniczo wciągającej fabule ginie jednak gdzieś aspekt moralny – transformacja, której ulega główny bohater i jego przyjaciel Marek są jednak trochę zbyt papierowe – istnieje wszak zasadnicza różnica między daniem nauczki paru chłystkom a zabójstwem z premedytacją. Trudno też uznać tę opowieść za szczególnie wiarygodną i nawet asekuracyjne autorskie zapewnianie o grotesce na niewiele się tu zda. Brakuje mi klimatu swoistej ballady albo nieco wymowniejszego mrugania okiem do czytelnika, nie ma też obiektywnie istotnych przecież pytań o cenę dramatycznych wyborów. Ale jeśli uznać, że "Człowiek z Palermo" jest pewną alegorią, którą Onichimowski chce zobrazować potrzebę zbiorowości do identyfikowania się z silną jednostką, czy ludzką wiarę w to, że tylko twarda ręka i gwałt odciskający się gwałtem są w stanie zaprowadzić porządek społeczny, to trzeba stwierdzić, że sztuka ta autorowi się bardzo udała.