Fantastyczna Fausta!

kzarecka

2010-05-04

fausta_160Przeczytałam spory kawałek "Fausty", książki Krystyny Kofty i nabrałam ochoty do ogarnięcia całości. Za moment dostaniecie fragment, który być może was zainteresuje, a być może pokaże, że owa powieść jest zupełnie nie dla was. Najpierw jednak o książce (posłużę się cytatem wydawcy): - To opowieść o pisaniu, która przekracza granice, narusza tabu, kreuje rzeczywistość i urealnia fikcję. Spotkanie z lękiem, z bliskością, z duchami przodków. Z pamięcią silniejszą od śmierci. Mnie przekonuje. Premiera już 5 maja. Kim jest Fausta?



O książce - Kim jest Fausta? Uwiedzioną dziewczynką, Faustowską Małgorzatą, ofiarą pożądania starego mężczyzny? A może współczesną wersją Fausta filozofa, samotną, tajemniczą kobietą, która nie zawaha się przed niczym, by zacząć wszystko od początku? A może po prostu jedną z wielu współczesnych kobiet, które panicznie boją się przemijania i w pogoni za złudą nieśmiertelności poddają się zabiegom chirurgicznym wiedźmy Mefisty?
24 maja 1978 roku w Warszawie piękna Helena Lejman, wdowa po Ludwiku Lejmanie, sprzedaje swoją córkę, czternastoletnią Faustę, panu Filipowi Fołtynowiczowi, lat pięćdziesiąt cztery. Pan Filip na dwa lata posyła Faustę do szkoły klasztornej, by potem - oficjalnie, w świetle dnia, w kościele - wziąć z nią ślub. Żyją razem trzydzieści lat, mają dwoje dzieci, tak zwana normalna, katolicka rodzina, tylko ta uderzająca różnica wieku...

Fragment

Gdy Helena Lejmanowa kręciła z Filipem Fołtynowiczem swój luftgeszeft, wciąż powtarzała, że pan Filip jest mężczyzną w sile wieku. Nigdy nie użyła słowa "stary".
- Pan Filip jest głęboko religijnym, porządnym człowiekiem, takich ludzi jest dziś mało, zwłaszcza mężczyzn - westchnęła, mając pewnie na myśli tych, którzy do niej przychodzili. - Jest naprawdę zamożny, znałam go wcześniej, jeszcze gdy żył tata, mieliśmy wspólnych znajomych - chwaliła się.
- Mmmhm, akurat twoi znajomi menele znają takich ludzi - wtrąciła Fausta.
- Uwierz mi, to nie oszust, pochodzi z ziemiańskiej rodziny, zaopiekuje się tobą, nie skrzywdzi cię, będziesz żyła jak księżniczka, jak pączek w maśle - matka na to.
- Hrabia, co psy ograbia, książę, co psy wiąże - naśmiewała się Fausta.
Wychwalając pana Filipa pod niebiosa, matka robiła jej pranie mózgu, zamiast zwykłego prania swojej poplamionej bielizny, rzucanej niedbale na podłogę.
- Ja nie mogę ci niczego zapewnić, sama widzisz, jak nam teraz ciężko...
Fausta chodziła do szkoły i wiedziała, że nikt nie jest bogaty, bieda wszędzie cicho skamlała, ale inne matki, także samotne wdowy albo panny mające na utrzymaniu nieślubne dziecko, jakoś sobie radziły, pracowały, prowadziły dom, choć zarabiały niewiele. Trzeba było nieźle naciągać dwa końce, by je ze sobą związać. Odwiedzała niekiedy koleżanki z klasy, mieszkania były biedne, lecz przez czyste okna było widać niebo, a wyjęte z szafki kubki nie lepiły się. Przede wszystkim jednak nie kręcili się tam wujkowie, owszem, zdarzał się jeden, wystarczał na parę lat, potem się zmywał; albo był "niegodziwy", zabierał się do córki, wtedy z pomocą braci, szwagrów i innych pociotków dawano mu nauczkę i won stąd, wyrzucano za drzwi. W tamtych domach wódka nie była na okrągło w użyciu, choć mężczyźni oczywiście pili. Matki koleżanek "nie popijały", jak swoje chlanie z mętami określała piękna Helena.
Ich matki były porządnymi, umęczonymi, półświętymi kobietami. Fausta marzyła o tym, żeby Helena umarła i jakaś porządna kobieta wzięła ją na wychowanie. Helena, która chlała i gardziła tymi siłaczkami, uważała się za kogoś lepszego. Fausta w końcu zrozumiała, do czego służą wujkowie, co mają między nogami. Kiedyś, gdy stanęły naprzeciw siebie, równego wzrostu, twarzą w twarz, wściekłe oczy, nosy z latającymi nozdrzami, ich usta krzyczały na tej samej wysokości.
- Inne matki harują od rana do nocy, chodzą do pracy, zarabiają na życie, nie kurwią się tak jak ty! - wrzeszczała Fausta.
Na to matka, już podchmielona, mimo że było dopiero południe, zaczęła krzyczeć głośniej niż córka:
- To są głupie baby! Nikt ich nie chce, myślisz, że zarabiać tyłkiem jest łatwo? To trzeba umieć! Woły robocze, niewolnice! Jeśli sądzisz, że pójdę pracować do fabryki albo do jakiegoś biura, to się grubo mylisz, nie jestem stworzona do takiej roboty, jestem teraz na dnie, nie mogę się pozbierać po śmierci Ludwika, jeszcze się odbiję, zobaczysz...
Przez jakiś czas, gdy pan Filip Fołtynowicz przyjeżdżał regularnie co trzy tygodnie, a inni poszli w odstawkę, Fausta miała nadzieję, że on interesuje się matką, bo zawsze, gdy miał się pojawić, kąpała się, myła włosy, malowała i stroiła. Sprzątała nawet po łebkach pokój. Dziewczynka podsłuchiwała pod drzwiami, uchylała je delikatnie, tak żeby nie słyszeli, ale oni nie leżeli w łóżku, nie wyprawiali brewerii z figurami, siedzieli spokojnie przy stole i rozmawiali cały czas szeptem, nie mogła usłyszeć, o co chodzi, ustalali jakieś terminy, spierali się, podglądała przez szparę w drzwiach, myśląc, że zacznie się wreszcie zwykła akcja, ale nic się nie zmieniało, wreszcie pan Filip wstawał, żegnał się i wychodził.
- Dlaczego nie machniesz się za pana Filipa? - spytała Fausta.
- Ja? Gdyby tylko chciał, to bardzo chętnie, ale on mnie nie chce, jest starym kawalerem i chce mieć żonę dziewicę, a ja, cokolwiek by mówić, dziewicą nie jestem. - Matka śmiała się głośno sama z siebie. To były rzadkie momenty, kiedy Fausta ją lubiła. Starała się sprzątać po matce, prała jej bieliznę i układała w szafce, ale to na nic się nie zdało. Pijane tornado za każdym razem pozostawiało chaos. Wszystko można robić, nawet się kurwić - myślała Fausta - ale trzeba mieć klasę, a matka klasy nie miała. Współczuła jej, że w krótkim czasie, jaki minął od śmierci ojca, straciła wysoką pozycję żony inżyniera, dobrej matki, a tamten dawny, wspólny dom stał się nagle minioną baśnią o szczęściu.
- Jesteś kurwą z urodzenia i charakteru - takie obelgi usłyszała podczas kłótni matki z ojcem. Mówił tak, mimo że kochał Helenę i ożenił się z nią. Taka była prawda o ich miłości.


Kiedy matka była młodsza, Fausta nazywała ją dziwką - według niej nie było starych dziwek, stare były kurwy. Ale już po trzydziestce zaczęła wyglądać na starszą, niż była - te jej wciąż podpuchnięte oczy, szara cera, przepalony wódką i papierosami głos. Zniszczyło ją paskudne miejsce, w którym się znalazły, gdy po śmierci ojca sprzedała mieszkanie. Tu ściekały męty z całego miasta, młodzi mężczyźni całymi dniami wystawali w bramach, siedzieli na murkach na podwórzu, obserwując uważnie, kto zostawił otwarte okno, żeby wleźć do cudzego mieszkania i zwinąć cokolwiek, co miało wartość butelki wódki.
Na początku było nawet dobrze, zasobnie, ale pieniądze rozeszły się bardzo szybko.
Matka mogła wziąć pogardzany etat w fabryce albo w biurze, pisała przecież całkiem sprawnie na maszynie, pod dyktando ojca, umiała także ładnie szyć. Sprzątania nikt by jej nie powierzył, do tego miała dwie lewe ręce. Gdy ojciec żył, najbardziej lubiła z papierosem leżeć na kanapie i jeść czekoladki. Nie wymagał od niej wiele, mówiło się, że prowadzi dom i wychowuje dziewczynki. Matka była naprawdę ładna, nie bez powodu mówiono o niej piękna Helena. Jej uroda przysłoniła Ludwikowi Lejmanowi jej wady, zaciemniała obraz patologicznego lenistwa i nudy, jakie odczuwała w tym związku.
- Sam był sobie winien, mógł się spodziewać, że jest interesowna - opowiadała Fausta.
No tak, poślubiając Helenę, Ludwik także robił interes. Miał w zasięgu ręki obiekt pożądania, urzekającą jasnowłosą kobietę z wydatnym biustem, szerokimi biodrami i wąską talią, pewnie uważał, że ją kocha i że warto płacić awanturami, wściekłością i zazdrością za to, co mu dawała.
Awantur nie było widać, gdy rodzina szła do kościoła albo wybierała się na spacer po mieście. Córki, jeszcze wówczas obie, Helena Lejmanowa ubierała jak lalki. Gdy zabrakło drugiej, chodziła na spacer z tą, która została. Ubierała się starannie i układała włosy. Fausta przypomniała sobie matkę przed lustrem. Głowę osadzoną na długiej szyi trzymała po królewsku, ojciec tak mówił, gdy stawał za nią i obejmował, kładąc dłonie na jej piersiach. Unosiła palcami gęste, utlenione do białości włosy, czarne metalowe spinki trzymała w zębach. Upinała kosmyki w luźny kok. Potem, plując na małą szczoteczkę, rozrabiała czarny tusz w pudełku, malowała rzęsy, a na końcu pociągała usta jaskrawoczerwoną pomadką. Wyglądała wspaniale. Barwnie, zwłaszcza że inne kobiety były szarobure. Nic dziwnego, że ludzie oglądali się za nią na ulicy i w parkowych alejach. Zawsze chodziła na obcasach, powoli, niedbale, stawiając stopy lekko do środka, jej tyłek kołysał się swingowo, pośladki każdy osobno, góra, dół, góra, dół.
Gdy wychodziły z domu, trzymała Faustę mocno za rękę, jak prawdziwa dobra matka. Na ulicy, tuż pod bramą zawsze stało kilku mężczyzn. Z grupy odrywał się jeden, ciemnowłosy, ciemnooki i somnambulicznie szedł za nimi krok w krok, aż do parku. Tam one siadały na ławce, matka wysyłała Faustę na huśtawkę, a facet przysiadał się, mała z huśtawki, tik-tak, tik-tak, obserwowała, jak przysuwał się blisko, coraz bliżej, aż dotykał nogawką spodni biodra matki. Widziała, jak sadza ją sobie na kolanach, jak córeczkę, zupełnie jak tata Faustę. Ławki w parku stały daleko od siebie, było mało ludzi, czasami jakieś kobiety pokazywały sobie palcami parę w uścisku, ale nic nie zakłócało tej randki. Matka wierciła się przez cały czas, jakby jeździła na koniku, nie mogła usiedzieć spokojnie. Ile lat miała wtedy Fausta? Pięć? Sześć? Nie chodziła jeszcze do szkoły, tata żył, Kamili już wtedy nie było, chodziła do parku tylko z matką, szły ulicą we dwie. Mogła mieć wtedy pięć, pięć i pół roku, i nie miała pojęcia, co dzieje się pod spódnicą matki, gdy siedzi na kolanach obcego człowieka. Nigdy nie był u nich w domu, nawet nie znał taty, Fausta nie słyszała jego głosu, może był niemową, jak te głuchonieme dzieciaki, co chodziły do szkoły specjalnej. Dopiero dużo później zrozumiała, co matka robiła na kolanach ciemnowłosego faceta, na ławce w parku. Po odejściu Kamilki między Faustą a jej ojcem było wyraźnie lepiej, prościej. Słoneczko Tatusia zaszło za czarną chmurę i druga córka zajęła całą przestrzeń. Nie powinien był umierać, gdy wszystko się tak dobrze ułożyło.
Gdy Fausta dorosła, myślała, że to, co robiła matka jeszcze za życia ojca, było równie, a może nawet bardziej odrażające niż harce za przepierzeniem po jego śmierci. Samotność jej nie rozgrzeszała. Mogła wyjść za mąż za tego człowieka z ulicy, ale jakoś nigdy po odejściu taty się nie pojawił. Przeniosły się do gorszej dzielnicy, a on zniknął, jakby nigdy go nie było. Zaczęli przychodzić inni. Najpierw jeden, klasyczny wujek z farsy, potem drugi, trzeci, i poleciała lawina tych niby krewnych, pieprzących matkę za parę złotych albo za butelkę wódki.
Dlatego Fausta tak łatwo zgodziła się wyjechać z domu z panem Filipem Fołtynowiczem. Przysięgła sobie, że nigdy nie będzie zachowywała się tak jak matka. Zadziera nosa, jakby była nie wiadomo kim - mówiły dzieci w szkole - dlaczego jest taka zarozumiała? Nie dopuszczała do siebie nikogo, nie miała przyjaciółek, chroniła się przed zwierzeniami.
- Pan Filip Fołtynowicz! - wołała matka, jakby anonsowała pojawienie się króla.
Skrzypiały stare schody i rozchwierutana poręcz, o którą opierał się, wchodząc. Klatka schodowa, pomalowana w zamierzchłych czasach na kolor musztardowy, przybrała barwę moczu, którym przesiąknięte było powietrze. Gdy pan Filip miał się pojawić, zawsze wcześniej umówiony przez chłopaka wysłanego z liścikiem, matka nie przyjmowała swoich gości, sprzątała pokój, a potem stroiła się w najlepsze rzeczy. Sprzątanie polegało na trzepaniu dywanu, myciu naczyń i zlewu, wycieraniu szmatą podłogi w kuchni, wkładaniu stojących i leżących wszędzie butelek do siatki, żeby je sprzedać w skupie. Kiedyś wysłała Faustę z kilkunastoma butelkami. Dziewczynka wróciła stamtąd, postawiła siatę na podłodze i powiedziała wściekle:
- Nigdy więcej mnie tam nie wysyłaj!
- A widzisz! Ty też nie chcesz pracy poniżej swej godności! Jesteś podobna do mnie - powiedziała matka.

Krystyna Kofta "Fausta"; Wydawnictwo: W.A.B.; Format: 123 x 195 mm; Liczba stron: 424; Okładka: twarda; ISBN: 978-83-7414-573-2

KaHa

Kup książkę

Tagi: Kofta, Fausta, wakacyjna miłość,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany