"Pozostały spustoszenia i broczące rany..."

kzarecka

2010-06-14

widzialny_slouka_160Mark Slouka pozgarniał w Stanach Zjednoczonych sporo świetnych recenzji, kilka nagród i tytułów. Chwalony był i jest. Również za "Widzialny świat", opowieść o czeskich emigrantach, ich amerykańskim śnie i życiu. W "The Washington Post" napisano: "Rzadko się zdarza, że tak złożona i wieloznaczna książka trafia prosto w serce", a w "The Independent": "Slouka opowiada tę historię niemal zbyt pięknie". Z kolei u nas (Piotr Kofta w "Dzienniku") padły słowa, iż pamięć jest najciekawszą z fikcji literackich. To wszystko brzmi niezwykle przekonująco i interesująco, nieprawdaż? Książka oczywiście już w księgarniach.


O książce - Piękna opowieść utkana z prawdy, wyobraźni i zmyślenia. Narrator, nowojorczyk, urodzony w Ameryce syn czeskich emigrantów, dorasta w atmosferze tajemnicy i powtarzanych szeptem strzępków rodzinnych wspomnień. Matka jawi się w nich jako pełna namiętności, żywiołowa kobieta, której życiorys skrywa tragiczną tajemnicę. Już jako dorosły człowiek postanawia pojechać do Pragi, mając nadzieję zrozumieć burzliwą przeszłość Ivany. Marzy, by poznać sekret młodzieńczej miłości łączącej matkę z Tomasem, członkiem ruchu oporu, prawdopodobnym zabójcą Reinharda Heydricha, Archanioła Zła, zastępcy protektora Czech i Moraw.

Nie będąc w stanie odtworzyć zdarzeń z przeszłości, pozwala działać wyobraźni, w której kochankowie stają się uczestnikami jednego z najdramatyczniejszych wydarzeń II wojny światowej.

Fragment

Przyszedłem na świat osiem lat później – na świat, w którym już prawie nic nie straszyło, który wydawał się tylko nikłym echem poprzedniego. Mieszkaliśmy wówczas w Nowym Jorku. Nocami, wysoko w naszym mieszkaniu w Queens, matka tuliła się do moich pleców i czułem zapach jej perfum, włosów i głębokiego, przepastnego ciepła; nuciła mi wtedy czeskie piosenki, dopóki nie uznała, że zasnąłem. Leżeliśmy zawsze na prawym boku i wtulałem głowę pod jej podbródek, a ona obejmowała mnie lewym ramieniem i często – to teraz pamiętam w matce najwyraźniej – jej palce podrygiwały na moim brzuchu lub na piersi, jak gdyby grała przez sen na pianinie, choć nic jej się nie śniło, bo nawet nie spała, i nigdy w życiu nie grała na pianinie.
Pół życia po tamtej nocy, kiedy ojciec wyszedł z domku na poszukiwanie matki – długo po tym, jak oboje już odeszli – usłyszałem w Pradze od pewnego mężczyzny, że miasto, które z czasem dobrze poznałem, tak naprawdę leży cztery metry pod ziemią; że ta nieco zatęchła, piwniczna kawiarnia, w której siedzimy, bynajmniej nie jest parterem, jak do tej pory sądziłem, tylko pierwszym piętrem. Powiedział mi, że w celu powstrzymania wylewającej Wełtawy ulice Starego Miasta zasypywano ziemią – stopniowo, przez dziesięciolecia – aż zniknął pod nią cały świat.
Był to wysoki, elegancki pan z wieńcem szpakowatych włosów na głowie, który mówił dudniącym barytonem i siedział wyprostowany przy maleńkim szklanym stoliku, popijając herbatę z tak monarszą godnością, z tak naturalnym, dystyngowanym wdziękiem, że mógłby uchodzić za króla na wygnaniu, a nie emerytowanego dyrektora zakładu wodociągów. W niektórych kamienicach Starówki, powiedział i zawiesił głos, by zrobić miejsce dla kelnerki o nieco zdesperowanymwyglądzie, która przyniosła mu czarkę miodu, w piwnicy można zobaczyć dobrze zachowane w ceglanej fakturze zarysy okien i drzwi: kamienne nadproża, łuki na wysokości piersi, kawałki skruszałego drewna między cegłami a warstwą tynku. Powiedział, że z racji swojego stanowiska często wzywano go do tej czy innej kamienicy, w której podczas prac remontowych przypadkowo coś odkopano, i dlatego nieraz miał okazję zadumać się nad wielką osobliwością czasu, nad stopniowym rozpływaniem się wszystkiego, co niegdyś tak dobrze znaliśmy. Uśmiechnął się. Człowiek mógł się nabawić obsesji śmierci, naprawdę. Ale przecież, jeżeli się dobrze zastanowić, to samo dostrzega się niemal wszędzie. Tylko dwadzieścia minut drogi od miejsca, w którym siedzimy, podróżni z kilkunastu krajów targują się o obrzydliwe świecidełka na tych samych kamieniach, na których zaledwie kilkaset lat wcześniej piętrzyły się stosy trupów. Po prostu niektóre rzeczy czas grzebie w sposób bardziej widoczny niż inne. Czyż to nie tak?

"The Seattle Times": - W "Widzialnym świecie" Slouka, syn czeskich emigrantów, spogląda w twarz śmierci i w głąb ciemnej studni miłości, by przedstawić spokojną, ale zapierającą dech w piersiach liryczną opowieść.

"The Irish Times": - Mark Slouka już w pierwszym zdaniu uderza w ton łagodnej, prawie nieśmiałej melancholii i przepełnia nią całą fabułę, opowiadając o drobnych smutkach, z których składa się życie.

Collum McCann: - Zdanie za zdaniem, słowo za słowem – Mark Slouka to jeden z naszych najlepszych pisarzy. To książka, która bez wątpienia zapisze się w pamięci czytelników.

Mark Slouka "Widzialny świat"; Wydawnictwo: Czarne; Tłumaczenie: Sebastian Musielak; Format: 125 x 205 mm; Liczba stron: 288; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7536-199-5

KaHa

Kup książkę

Tagi: Gottland, emigrant, Hrabal,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany