Szczątki - koszmar, który nie pozwala o sobie zapomnieć

kzarecka

2010-11-08

szczatki_160.Czasem marzy się, by dziecko wreszcie zrobiło swój pierwszy krok. Ten najtrudniejszy. Co jednak, gdy dziecko posunie się... o jeden krok za daleko? Steven - bohater doskonałych "Szczątków", chce naprawić relacje rodzinne. By to zrobić, jest w stanie wiele poświęcić i daleko się posunąć. Naprawdę daleko... Belinda Bauer za swoją debiutancką powieść otrzymała w tym roku najstarsze literackie wyróżnienie w Wielkiej Brytanii (dla najlepszego kryminału). W "Kirkus" napisano, że książka na długo pozostaje w pamięci, a autorka jak nikt inny potrafi nadać akcji odpowiednie tempo, misternie spleść wątki i, co najważniejsze, że nawet najbardziej odrażający z jej bohaterów, są prawdziwi i wiarygodni. "Szczątki" są powieścią, którą śmiało można polecić wszystkim miłośnikom trudnych do przewidzenia zwrotów akcji.

O książce - Niewyjaśniona zbrodnia. Przebiegły morderca. Koszmar, który powraca… Dwunastoletni Steven Lamb kopie doły na terenie Parku Narodowego Exmoor. Szuka ciała. Dzień w dzień po szkole i w weekendy także. Chce przywrócić spokój duszy wujka, którego nie dane mu było poznać. Zmarły zniknął mając jedenaście lat. Przyjęto, że padł ofiarą seryjnego mordercy, Arnolda Avery’ego. Babka Stevena nie uwierzyła w śmierć syna, stale czeka na jego powrót, wbrew rozsądkowi, wbrew opinii rodziny. Steven pragnie ratować sytuację. A skoro w tym celu musi pokazać babce kości zamordowanego dziecka... cóż. Działa logicznie. Pisze starannie przemyślany list do zamkniętego w więzieniu Arnolda Avery’ego. W ten sposób rozpoczyna się niebezpieczna gra w kotka i myszkę między zdesperowanym dzieckiem a znudzonym seryjnym mordercą.

"The Bookseller": - Wyjątkowo udany debiut – to zarazem studium rozpadu rodzinnych więzi i trzymający w napięciu thriller.

Fragment

Park Narodowy Exmoor ociekał brudnymi paprociami, szorstką odbarwioną trawą, kłującymi janowcami i zeszłorocznymi wrzosami, tak czarnymi, że wyglądały jakby padły ofiarą ognia, który strawiwszy drzewa, zostawił wrzosowisko na pastwę chłodu i zimy. Mżawka sklejała bliski horyzont, rozmazane niebo i niewyraźną ziemię w szary kokon, otulający jedyny wyraźny kształt - dwunastoletniego chłopca z łopatą w rękach, w gładkich nieprzemakalnych spodniach, ale bez kapelusza. Chociaż padało już trzeci dzień, korzenie trawy, wrzosów i janowca nadal uparcie broniły dostępu do ziemi. Steven, niewzruszony, uderzył po raz drugi, z całej siły. Tym razem zostawił znak. Drobny ślad ingerencji człowieka w potęgę natury. Zanim powstał następny rowek, pierwszy wypełnił się wodą i zniknął.


Shipcott tonęło w deszczu. Trzej chłopcy, z rękami głęboko wbitymi w kieszenie, ukrywszy twarze pod kapturami, przygarbieni pod chłostą ciężkich kropli, szli przed siebie, jakby zamierzali wyjść spod chmur deszczowych. Tyle że nie mieli się dokąd śpieszyć, więc od czasu do czasu przystanęli, to się zaśmiali, to któryś zaklął bez powodu, ot, po to, by świat nie zapomniał o ich obecności, o ich oczekiwaniach. Ulica, wąska i kręta, latem pełna była turystów, którzy z uśmiechem patrzyli na tarasy zdobione malunkami, przedstawiającymi morskie krajobrazy, na drzwi otwierające się prosto na chodnik, na oryginalne okiennice. Tymczasem teraz, w deszczu, z różowych, żółtych i błękitnych domów zostało tylko poszarzałe wspomnienie słońca, azyl dla tych, którzy nie mogli wyjechać, bo byli za starzy, za młodzi albo zbyt biedni. Babcia Stevena jak zwykle patrzyła przez okno. Urodziła się jako Gloria Manners. Została żoną Rona Petersa, później mamą Lettie, a w końcu mamą Lettie i Billy’ego. Potem długi czas była biedną panią Peters. A po jakimś czasie - babcią Daveya i Stevena. Mimo wszystko jednak wciąż była przede wszystkim biedną panią Peters i nic nie mogło tego zmienić, nawet fakt, że miała wnuki. Na szybie nad zazdrostką deszcz zostawił krople wody. W domu po drugiej stronie ulicy już zapalono światło. Dachy były tak samo różnorodne jak ściany: jedne kryte dachówką, inne płaskim szarym łupkiem, odbijającym wodniste niebo. Nad nimi rysował się szczyt pokrytego wrzosowiskiem wzgórza, ledwo widoczny przez mgłę, z tej odległości łagodnie zaokrąglony. Z pokoju z centralnym ogrzewaniem, skąd dobiegało gwizdanie czajnika, w którym gotowała się woda, wyglądał właściwie całkiem niewinnie. Najniższy z chłopców uderzył płasko rozłożoną dłonią w szybę, babcia Stevena skuliła się przestraszona. Wszyscy trzej roześmiali się głośno i pobiegli, choć nikt nie zamierzał ich gonić, a oni o tym doskonale wiedzieli.

- Purchawa! - wrzasnął jeden z podrostków. Trudno powiedzieć, który z nich. Przez te kaptury.

Lettie wpadła do pokoju zaalarmowana, oddech ugrzązł jej w krtani.

- Co to było?

Babcia Stevena, znowu wpatrzona w okno, nawet się nie odwróciła do córki.

- Herbatę zaparzyłaś? - spytała.


Steven wracał z wrzosowiska. Kurtkę zarzucił na ramię, z mokrej koszulki unosiła się para. Był zmęczony. Ścieżka wydeptana między wrzosami przez liczne pokolenia zmieniła się w strugę błota. Chłopiec przystanął. Na drugim ramieniu niósł zardzewiałą łopatę, opartą jak strzelba. Spojrzał w dół, na miasteczko. Latarnie już zapalono. Poczuł się niczym anioł, obserwujący z nieba ciemniejące zabudowania, albo przybysz z kosmosu, górujący nad nieistotnymi sprawami nieważnych istot żyjących tam, w dole. Nagle zobaczył na mokrej drodze trzy kaptury. Odruchowo przykucnął. Ukrył łopatę za kamieniem, obok omszałego drewnianego płotu. Narzędzie było zardzewiałe, ale nigdy nie wiadomo, co się komu przyda, a do domu zabrać go nie mógł, bo wtedy zadawano by mu pytania, na które nie chciał, a także nie śmiał odpowiadać. Zbliżył się do domu wąskim przejściem, prowadzącym wzdłuż bocznej ściany. Zaczynało mu się robić zimno, dygotał, ściągając sportowe buty, które trzeba było koniecznie opłukać pod kranem ogrodowym. W zasadzie były białe, z niebieskimi błyskawicami. Mama by się wściekła, gdyby je zobaczyła w takim stanie jak teraz. Chłopiec pocierał buty kciukami i wyciskał z nich błoto, aż można było powiedzieć, że są po prostu brudne, nic więcej. Wtedy otrząsnął je mocno. Brązowa woda zbryzgała boczną ścianę, lecz deszcz szybko zmył ślady. Grube szare skarpetki Stevena również całkowicie przemiękły. Ściągnął je ze stóp, zdumiewająco białych i lodowato zimnych.

Belinda Bauer "Szczątki"; Wydawnictwo: Prószyński; Tłumaczenie: Agnieszka Kwiatkowska; Format: 140 x 205 mm; Liczba stron: 280; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7648-501-0

KaHa

Kup książkę

Tagi: Misterioso, nagroda Edgara Allana Poe, Anthony Award, Deaver, Mankell, Connelly, thriller,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany