Łąka umarłych – Marcin Pilis
kzarecka
2010-12-21
Leszek Bugajski ("Newsweek") napisał: "Marcin Pilis udowodnił, że jest pisarzem odważnie sięgającym do tematów trudnych, kontrowersyjnych i jednocześnie ważnych". Zwięźle i na temat. Rzeczywiście, Marcin Pilis, nie boi się pisać. A dzięki temu my – czytelnicy, dostajemy do rąk wyśmienite uczty literackie.
Wychodzi na to, że już w pierwszych zdaniach wychwalam autora. Jednak, dlaczego mam tego nie robić, skoro Pilis dysponuje talentem, o którym warto krzyczeć na cztery strony świata? Mamy w kraju dobrych pisarzy, oj mamy. Niestety wielu z nich nie jest zbyt popularnych. Nasuwają się pytania: "Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?". Czort wie. Najwidoczniej spora część społeczeństwa chce przy książkach odpoczywać, zatem aby było ładnie, miło, przyjemnie, lekko, zabawnie. A prawdą jest, że u Pilisa tego nie dostaniecie. Weźmy zatem "na warsztat" "Łąkę umarłych" – ładnie nie jest, miło nie jest, przyjemnie i lekko tym bardziej, a o humorze w ogóle nawet nie myślcie. Dostaniecie lekturę, która będzie wami szargać, będzie was tłuc niemiłosiernie, wywracać wnętrzności. Przerazi. Może nawet odepchnie.
Pokrótce – mała wieś na krańcu Polski, zapomniany przez świat zakątek. W czasie II wojny światowej dochodzi na mordu na Żydach. Choć zbrodniarzy powinni grać Hitlerowcy, w książce każącą ręką są Polacy. To oni (marzy się, by rzec – przerażeni, zmuszeni, bez wyboru, postawieni przed wyborem: my albo wy; niestety nie…) z zimną krwią zabijają (satysfakcja, radość, duma – to ich rozpiera). To pierwszy plan czasowy. Drugi to lata 70-te. Na kilka dni do wioski przyjeżdża syn człowieka, który był jedynym "dochodzącym" świadkiem mordu (nie był stałym mieszkańcem Wielkich Lip i jednocześnie jedynym, któremu PRL-owska władza pozwalała na wyjazdy z tego miejsca). Młody chłopak, nieświadomy historii, wpada w otchłań. Dosłownie. Jednego dnia był szczęśliwym studentem, następnego niewolnikiem uciekającym przed śmiercią. To w tym planie czasowym dostajemy informację, że mieszkańcy wioski wytworzyli system kar, próby zadośćuczynienia, odkupienia win. I wreszcie lata ’90-te. Do Wielkich Lip wraca nazista, który dowodził akcją wywożenia z wioski Żydów. Ot starzec, który przez wiele lat nie zmienił swojego myślenia. Wciąż ten sam gniew, ta sama nienawiść, ta sama zajadłość. Dumny z postawy.
Fabuła wciąga. Skoki w czasie nie są nużące, bo każdy albo wyciąga na wierzch kawałek tajemnicy, albo pewną cząstkę wyjaśnia. Idziemy zatem posłusznie za słowami Pilisa, który spowija nas mrokiem. Zaczynamy się wstydzić, że my – wielcy Polacy, którzy zawsze walczyli do ostatniej krwi, których odwagę podziwiał cały świat, którzy mimo zadanego bólu, zawsze się podnosili – nie jesteśmy bez winy. Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień… Tak. Tylko, że my nie chcemy wierzyć, że możemy mieć plamę na honorze. Jednocześnie zaczynamy być dumni, że są wśród nas ludzie, którzy walczą o prawdę, nie chcą pozwolić na zapomnienie, pragną osądzenia winnych. Marcin Pilis ustawia bohaterów na równoważni, niestety ZŁO jest zdecydowanie cięższe.
Mordy, gwałty, okaleczenia – czas wojny. Gdzieś, w kimś, może pojawić się myśl, że nie dało się tego uniknąć. Czy rzeczywiście? A z drugiej strony lata późniejsze, które wcale tak bardzo nie różnią się od ’40-tych… Dla zbrodni nie ma wytłumaczenia. Nie ma też dobrego czasu.
W książce pojawia się historia miłości. Dobre emocje są jednak dla bohaterów pewną formą ucieczki. Chowają się w nie. Pragną się odizolować, żyć czymś milszym. Czułe chwile, które ogrzewają ciało, kierują myśli na inny tor. Jedyna chwila wytchnienia. Poza tym czerń, strach, niedowierzanie.
Warto zwrócić uwagę na język, którym w powieści posługuje się autor. Mamy znakomite partie wściekłości, przepełnione wulgaryzmami. Mamy doskonałą mową chłopów, dalekich od poprawnej polszczyzny. Mamy język kapłanów, przepełniony próbą zrozumienia. Mamy słowa zza światów. "Łąka umarłych" ma w sobie coś z horroru (chora psychika Kuśtyka), mrocznego thrillera, nawet reportażu. Choć to fikcja odnosi się wrażenie, że wydarzenia miały rzeczywiście miejsce (bo przecież wszyscy wiemy, że jesteśmy „skażeni”).
Jak wspominałam – nie jest to łatwa powieść. Nie jest miła. Mam jednak nadzieję, że Marcin Pilis tylko takie będzie pisał. Że będzie kazał każdemu z nas zrobić rachunek sumienia. Że wskrzesi umarłych, pogrzebie żywych. Że śmiało powie w twarz – Myśl.
Marcin Pilis "Łąka umarłych"; Wydawnictwo: SOL; Format: 144 x 207 mm; Liczba stron: 384; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-62405-13-8
Katarzyna Zarecka
Muszę się tylko przyzwyczaić... - przeczytaj fragment "Łąki umarłych"