"Ten szczególny klimat wchodzi po prostu pod skórę i zostaje na zawsze" - książki, fotografia, film, czyli wywiad z Edytą Szałek

kzarecka

2011-05-22

edyta_160Powieści, które pisze, mają w sobie szczególną moc przyciagania, wciągania w zupełnie inny świat. Świat silnych emocji, mocnych przeżyć. Taki był "Sen Zielonych Powiek", taka była "Kamieniczka" i tacy są "Łowcy Wielorybów". Edyta Szałek - autorka książek, opowiadań i felietonów. Miłośniczka czarno-białych fotografii i kina. Książki - co mówi o swojej najnowszej? Co sądzi o adaptacjach filmowych? Jak żyje jej się w Norwegii? Zapraszam do przeczytania wywiadu. Czy Edyta "wejdzie wam pod skórę"? Mam nadzieję.



Katarzyna Zarecka: - "Łowców wielorybów" wydałaś w małym wydawnictwie. Co przekonało Cię do współpracy z Latarnikiem?

Edyta Szałek: - Latarnik dostał mój tekst i bardzo szybko się zdecydował. Napisali po prostu, że książka bardzo im się podoba i chcą wydać. Od początku panowała między nami partnerska atmosfera. Te dwie rzeczy zadecydowały o tym, że wybrałam Latatnika, a nie inne duże wydawnictwo.

Twoją książkę wydawca zapowiadał między innymi w ten sposób: "Przywodzi na myśl skojarzenia z dobrze znanymi ‘Kronikami portowymi’". Cieszy Cię takie porównanie? Czytałaś w ogóle tę słynną powieść Annie Proulx?

Tak naprawdę autorem tych słów, tego skojarzenia, jest Michał Ostrowski - przyjaciel, dziennikarz, rekonstruktor walk historycznych. Były one dla mnie komplementem, dlatego zdecydowaliśmy się ich użyć do zachęcenia czytelnika. "Kroniki portowe" oczywiście czytałam. To jedna z książek, których nigdy nie zapomnę. Ten szczególny klimat wchodzi po prostu pod skórę i zostaje na zawsze. Mam nadzieję, że ktoś kto przeczyta "Łowców Wielorybów" wniknie w podobną, wyjątkową atmosferę. Nie z uwagi na porównanie z "Kronikami…", ale z uwagi na fakt, że starałam się odzwierciedlić w "Łowcach…" równie niezapomniany klimat.

W książce zawarłaś słowa "Eg Ser", której autorem jest Bjørn Eidsvåg. "Kopalnia" YouTube pozwoliła z kolei na wysłuchanie utworu. Napisałaś: "Nigdy nie słyszałam piękniejszych słów akceptujących ból i smutek". Zgadzasz się z Florą – swoją bohaterką? Ile w książce jest… Ciebie, Twoich osobistych przeżyć?

Zgadzam się z bohaterką. "Eg Ser" to prosta pieśń. Pieśń pogrzebowa. Dla mnie jednak od początku była wielowymiarowa. Słowa "Eg Ser" mogłaby wypowiedzieć ukochana osoba, mógłby je wypowiedzieć Bóg, do kogoś kto w niego wierzy i kto wyobraża sobie rozmowę z nim. Ile ze mnie we Florze? Zawsze trochę. Jak w każdej książce. Na pewno śmierć ojca głównej bohaterki mogę wskazać, jako moje osobiste przeżycia związane ze śmiercią mojego ojca. Myślę, że "Łowcy Wielorybów" powstały w dużej mierze z uwagi na jego osobę.

Zastanawia mnie imię jednej z bohaterek – właśnie Flory. Imię, jak imię, czy jednak przemyślany zabieg? Jej miłość – Kapitan, uwielbia przyrodę, rośliny, świeże powietrze, a przecież Flora to bogini kwiatów, i jeszcze te pchające się na usta wyrażenie "fauna i flora"…

Sama się nad tym zastanawiałam. Pamiętam, że był moment w którym szukałam imienia dla bohaterki. Urzekają mnie imiona skandynawskie, ale wybór takiego nie do końca pasowałby do dylematów bohaterki. To znaczy osoba o takim imieniu musiałaby się na północy urodzić, pewne refleksje nie mogłyby być więc jej udziałem. Na przykład te dotyczące religii, wojny, przemiany pokoleniowej itp. Nie pamiętam, kiedy i jak, nagle pojawiła się Flora. I już została. Faktycznie imię przywodzi na myśl świat roślin, natury, ale nie był to zabieg celowy.

Wracając do tematu porównania z "Kronikami…' – fascynuje Cię pisarstwo i fotografia, a co z innym rodzajem sztuki – filmem? Dziesięć lat temu do kin trafił obraz w reżyserii Larsa Svena Hallströma. Nie uwierzę, jeśli powiesz, że nie oglądałaś. Podobała Ci się ta adaptacja książki? Co w ogóle myśli o przenoszeniu literatury na scenę filmową?

Filmu nie widziałam, ale nadrobię to…

Muszę zatem wtrącić – nie wierzę, nie wierzę :)

Film fascynuje mnie od zawsze. Na jednym ze spotkań autorskich, które prowadził Tomasz Raczek, właściciel Latarnika, śmiałam się, że spotkałam mojego idola z "Pereł z Lamusa". Kinematografia to magia. Czysta magia. Choć moja wiedza, nie może równać się z tymi, którzy mają tę tematykę w jednym paluszku, to z całą pewnością mogę o tym rozprawiać godzinami. Zresztą w mojej pierwszej książce "Sen Zielonych Powiek" jest dużo odniesień do klasyki filmowej, a "Kamieniczka" z kolei została określona jako gotowy scenariusz do filmu, więc może ta moja amatorska fascynacja przenika do tektstów? Gdy chodzi o przenoszenie literatury do filmu... Są świetne obrazy, które nie szkodzą literackiemu pierwowzorowi. Są też takie, które rozczarowują. Wszystko zależy od subiektywnej oceny. Ja lubię i obraz, i słowo. Staram się nie porównywać książek do filmu, ponieważ w sztywnym trzymaniu się literackiego oryginału nie ma miejsca na wrażliwość i kreatywność reżysera. Reżyser to artysta, tak samo jak pisarz.

Fotografia, czarno-białe zdjęcia – można rzec, że ta pasja to Twoje drugie życie. Wraz z Thomasem Gudbrandsenem robisz między innymi reportaże ślubne. I to nie tylko w Norwegii. Latacie po całej Europie. Niedługo Toskania, w planach Cypr… Gdyby ktoś z Polski chciał Was zatrudnić, ile musiałby mieć w portfelu?

Gentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach J A na poważnie - trudno jest mi rozmawiać o zdjęciach i książkach w tym samym czasie... Jeśli ktoś byłby zainteresowany naszą pracą może skontaktować się przez formularz na stronie etphotography.eu; uzyska wtedy potrzebne informacje. Jakiś chochlik podpowiada mi: a dla kogo ten wywiad? To? Dla widzów Dziennika Telewizyjnego. Aaaa, to bez kozery powiem: pincet :) Mogę tylko powiedzieć, że efekt naszej piętnastogodzinnej pracy to kilkaset zdjęć utrwalających chwile małe i duże. Drobiazgi, które umykają w popłochu, a które tworzą ten dzień tak samo pięknie jak ślubna suknia, kwiaty, kościół... Dzięki naszej wrażliwości udaje nam się okiełznać ten dzień, zakląć w soczewce apartatu. Oboje to kochamy, a klienci szybko stają się przyjaciółmi.

Norwegię traktujesz już jak swój dom, miejsce na ziemi?

Norwegia zaczęła w tym roku pachnieć jak dom... Po trzech latach. Dobre, potrzebne uczucie.

Czy w Norwegii istniejesz również jako pisarka? Jesteś tam zauważana przez Polonię?

Raczej nie. Dwa tygodnie temu byłam co prawda w Oslo, w polonijnym radio, ale był to pojedynczy przypadek. Bycie Polakiem za granicą, próba robienia czegoś wyjątkowego i oczekiwanie na to, że ktoś to doceni, jest z góry skazane na niepowodzenie. Przykład. Kiedy ukazała się książka "Łowcy Wielorybów", Ambasada Norweska w Warszawie była pierwsza, która umieściła o tym informację. Poprosiliśmy o to samo Ambasadę Polską w Oslo – naiwnie sądząc, że komu jak komu, im powinno zależeć – odpisali, że nie zajmują się promocją polskiej literatury pięknej, a na pytanie dlaczego wobec tego Norwegii zależy bardziej, po prostu nie odpisali. Ot, polska rzeczywistość wykraczająca poza granice kraju. Dlatego nie dziwię się, że wielu fantastycznych Polaków mieszkających za granicą robi po prostu swoje, nie licząc na solidarność ze strony pobratymców.

Lubisz książki skandynawskich pisarzy? W Polsce w ostatnim czasie bardzo popularne są ich kryminały.

Lubię. Choć bardziej lubię skandynawskie filmy :) Wiem, że jest teraz w Polsce popularny Larsson. Trylogia filmowa oparta o jego dzieła jest równie dobra. Teraz mi się przypomniało, że widziałam ostatnio świetny duński film "Elsker dig for Evigt". Film jest z 2002 roku. Bardzo polecam.

Pracujesz w Centrum Kryzysowym dla kobiet. Dajesz radę, nie przenosisz wszystkiego do domu? Nawet Ci, którzy Ciebie nie znają, a jedynie (a może aż) czytają Twoje książki, wiedzą, że jesteś nadwrażliwcem, że często występuje u Ciebie "przerost duszy nad rozumem".

Praca w centrum to sprawdzian wszystkiego, czego w życiu byłam pewna. Weryfikacja sloganów, którymi się posługiwałam. Praca z innymi i nad samą sobą. Dotykanie najtrudniejszych tematów i pocieszanie tych, którzy idą najciemniejszą drogą swojego życia. Zabieram do domu wszystko, jestem w tym bardzo nieprofesjonalna. Według mnie jednak inaczej nie można, ja nie mogę. Albo jestem tam całą sobą, albo w ogóle. Nie ukrywam jednak, że ta praca to wielka satysfakcja, czysta radość z pracy z drugim człowiekiem. Poznawanie różnych kultur, słuchanie melodii różnych języków, próbowanie różnych potraw... Taka moja wieża Babel.

"Solhaug" – zdradzisz coś na temat swojej najnowszej książki?

Nie. Bo nie mogę się zdecydować, czy będzie Solhaug, czy coś innego :)

I już tak na koniec – kiedy wreszcie napiszesz felieton do Przystani? J Nasi czytelnicy się niecierpliwią. Sama zresztą czekam z niecierpliwością na "Spiżarnię ze zdjęciami".

Nie ma to, jak dostać naganę przy całej klasie :) Zbieram się. Zbieram. Miałam nawet jakieś nowe pomysły, ale czasu czasami brakuje. Obiecuję jednak, że przysiądę i pomyślę.

Tagi: Edyta Szałek, wywiad z Edytą Szałek, książki, Spiżarnia ze zdjęciami, fotografia, Sen Zielonych Powiek, Kamieniczka,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany