Jonquet czy Almodóvar, czyli filmy nakręcają
kzarecka
2011-09-05
Barbarzyństwo świata, w którym żyjemy - oto zdanie wyrażające źródło inspiracji. Wypowiedział je autor, którego od dwóch lat nie ma już na ziemskim padole - Thierry Jonquet. O jednej z jego książek (nawiasem mówić, o niej dziś będzie) w "The Washington Post Book World" napisano: "Pomysłowa, elegancka, a zarazem przerażająca powieść". Skusiła nawet reżysera, który nigdy nie sięgał po materiał literacki - Pedro Almodóvar stworzył filmową wersję "Tarantuli". I tak już za kilka dni polski widz będzie mógł obejrzeć "Skórę, w której żyję" (nominacja do Złotej Palmy). Mimo wszystko zachęcam najpierw do obcowania z papierowym dzieło. Jeśli nie zrobiliście tego przy... poprzednim wydaniu ze stycznia 2008 roku.
O książce - Kim jest piękna Ewa, z którą wzięty chirurg plastyczny, Richard Lafargue, pokazuje się na przyjęciach? Dlaczego Ewa czasem tak subtelnie się uśmiecha, a on wtedy z trudem ukrywa wściekłość i ból? Czemu są razem, skoro jest między nimi tyle wrogości? Jaka tajemnica mogła połączyć ze sobą tych dwoje? Dlaczego piękny tekst piosenki "The Man I Love" stał się dla nich sposobem na wyrażanie nienawiści w najczystszej postaci? To książka, w której rozpacz przenika się z perwersją. To historia kata i jego ofiary. Tylko dla dorosłych.
Fragment
Przypomnij sobie parny letni wieczór. Upał był potworny, nie do zniesienia. Zanosiło się na burzę. Wziąłeś motocykl, żeby uciec w mrok. Sądziłeś, że powiew nocnego powietrza dobrze ci zrobi. Jechałeś szybko. Wiatr rozchylał twoją koszulę i targał jej kołnierzem. Komary rozbijały się o okulary, ale nie czułeś już tej uciążliwej temperatury.
Minęło sporo czasu, zanim spostrzegłeś dwa reflektory poruszające się w ślad za tobą, jak para wielkich białych oczu wymierzonych prosto w ciebie. Dodałeś gazu, ale śledzące cię auto było szybkie. Bez trudu utrzymywało bliski dystans za tobą.
Wjechałeś zygzakiem w las. Początkowo byłeś tylko zaniepokojony, ale potem ogarnęła cię prawdziwa panika z powodu tych uporczywych oczu podążających za tobą. W lusterku widziałeś, że jadący w samochodzie kierowca jest sam. I wcale nie miał zamiaru podjeżdżać bliżej.
Nadciągnęła burza. Najpierw zaczął padać drobny deszcz, ale niebawem zmienił się w ulewę. Po każdym zakręcie patrzyłeś w lusterko i widziałeś, jak uporczywie pojawiał się za tobą ten samochód. Byłeś przemoknięty. Zadrżałeś, kiedy światełko wskaźnika zaczęło migotać, ostrzegając, że benzyny starczy ci jeszcze zaledwie na kilka kilometrów. Długo już kluczyłeś po lesie, zupełnie straciłeś orientację i zgubiłeś drogę. Nie miałeś pojęcia, w którym kierunku może być najbliższe miasto.
Droga stała się śliska, więc zwolniłeś. Samochód nagle podjechał bliżej, starał się zepchnąć cię na pobocze.
Zahamowałeś tak ostro, że motocykl nieomal stanął dęba. Zawracając, usłyszałeś na drodze pisk hamulców samochodu, który jak ty zawrócił i dalej cię śledził. Zrobiło się ciemno, a strugi deszczu nie pozwalały dobrze widzieć drogi.
Nagle poderwałeś przednie koło, chcąc przeskoczyć pobocze i wjechać w zarośla, lecz tylne koło ugrzęzło w głębokim błocie i motor się przewrócił. Silnik zgasł. Choć nie było to proste, udało ci się postawić motocykl pionowo.
Znów siedziałeś na siodełku i nacisnąłeś pedał, ale nie było już paliwa. Wtem silne światło latarki padło na pobocze. Strumień światła pochwycił cię, kiedy przebiegałeś przez zarośla, chcąc schować się za pniem drzewa. Sięgnąłeś do cholewki prawego buta po bagnet. Ten używany przez żołnierzy wermachtu nóż zawsze miałeś przy sobie…
Samochód również zatrzymał się na drodze i poczułeś skurcz żołądka na widok potężnej sylwetki człowieka podnoszącego dubeltówkę do strzału. Celował w ciebie. Huk wystrzału broni zlał się z odgłosem pioruna. Na dachu samochodu leżała latarka, ale była wyłączona.
Biegłeś do utraty tchu. Przedzierając się przez gąszcza, poraniłeś sobie ręce. Od czasu do czasu światło latarki śledziło twoją ucieczkę. Już nic nie słyszałeś, serce biło ci jak szalone, a ciężkie kawały błota przylegające do butów coraz bardziej utrudniały poruszanie się. W zaciśniętej dłoni trzymałeś bagnet.
Ile czasu trwała ta gonitwa? Skacząc przez powalony pień, rzuciłeś się w ciemność. W końcu zawadziłeś stopą o wystający korzeń i runąłeś jak długi.
Leżąc w rozmokłej ziemi, usłyszałeś okrzyk. Ktoś skoczył na twoją dłoń, przydeptał ją obcasem, wytrącając bagnet. A on całym sobą zwalił się na ciebie. Jedną rękę zacisnął ci na szyi, drugą szukał twoich ust. Kolana wbił w twoje plecy. Próbowałeś go ugryźć, ale twoje zęby zacisnęły się jedynie na grudzie błota. Trzymał cię w żelaznym uścisku i tak trwaliście w ciemnościach… Deszcz przestał padać.
"Angora": - Nieduża to książeczka, ale dzieje się w niej więcej, niż w opasłych powieściach. I niczego nie da się przewidzieć, tak misterna jest intryga. Absolutne zaskoczenie, dla którego warto sięgnąć po tę powieść z gatunku literatury noir.
"St. Petersburg Times": - Proza Jonqueta jest bardzo specyficzna. Konstrukcja tej powieści opiera się na przedziwnej intrydze, makabrycznych wydarzeniach i zaskakującym zakończeniu. Trzeba przeczytać!
Thierry Janquet "Tarantula"; Wydawnictwo: Prószyński; Tłumaczenie: Tadeusz Markowski; Format: 125 x 185 mm; Liczba stron: 144; Okładka:miękka; ISBN: 978-83-7648-905-6
KaHa