W jednej osobie – John Irving

isłojewska

2013-01-18

irving_wjednejosobie_160Stwierdzenie, że John Irving napisał bardzo interesującą powieść o poszukiwaniu i co ważne, o obronie swojej tożsamości seksualnej oraz o jej akceptacji, nie jest wystarczające. Pisarz proponuje bowiem czytelnikowi bardziej fascynujące zajęcie, jakim jest doszukiwanie się w fabule powiązań z Williamem Szekspirem i jego twórczością.




W odniesieniu do wydarzeń fabularnych i postaci oraz problemów stosuje swoisty kryptogram, a czytelnikowi proponuje jego rozkodowanie. A zapowiada to cytat z "Ryszarda II.

Papierowego żurawia na okładce wykonanego w technice orgiami, znak pożądania i miłości, ze swoim długim dziobem - znakiem fallicznym, Joanna Szułczyńska nie bez powodu umieściła w nieskazitelnie białej próżni, zapowiadającej tematykę związana z psychoanalizą. Bo chociaż Irving opowiada o "inności seksualnej", nie koncentruje się wyłącznie na jej fizyczności, lecz nad tym, jak przekłada się na psychikę homoseksualistów, biseksualistów, transwestytów i transseksualistów. Bo o nich głównie tu mowa.

William Abbott u schyłku życia odbywa wyprawę do źródeł. Powraca w czasie do dzieciństwa, przedstawia rodzinę, krewnych, znajomych, koleżanki i kolegów ze szkoły, nauczycieli. Nie pomija nikogo, chce odtworzyć wiernie rzeczywistość, w której dorastał i odkrywał swoją fizyczność. Staje się narratorem własnej opowieści, swobodnie podróżuje od zdarzenia do zdarzenia, od kochanka do kochanki czy też kobiety uwięzionej w ciele mężczyzny. Dba o wierność faktów i ich konsekwencji. Jesteśmy także świadkami jego bezustannego analizowania psychologicznego poznanych postaci, ich wpływu na jego seksualność i kształtowanie się "innego zakazanego" pożądania do osób tej samej płci. Panna Frost, bibliotekarka, która zatrzymała się w połowie drogi zamiany z mężczyzny w kobietę, sprawi, że Billy najbardziej będzie lubił seks z transseksualistami. A im więcej dowiaduje się o swoich przedziwnych skłonnościach seksualnych, tym bardziej je akceptuje. Samotność złapie go w swą sieć dopiero pod koniec życia.

Teatr amatorski działający w rodzinnym miasteczku i wystawiający głównie sztuki Szekspira jest dla wielu miejscowych aktorów-amatorów miejscem, w którym grając odpowiednie role, mogą czuć się wolno i swobodnie. Nie muszą się wstydzić i ukrywać swoich skłonności seksualnych. Dziadek Williama, Harry, grywał wyłącznie role kobiece, zbierając wraz z oklaskami wyrazy podziwu. W ten sposób był usprawiedliwiony przed rodziną z bezustannych "przebieranek" w kobiece rzeczy, głównie jego żony.

Nie bez powodu Irving szczegółowo opisuje obsadzanie ról i dyskusje koncentrujące się wokół cech fizyczno-psychicznych kandydatów. Np. do roli Julii szukano "dziewczyny z jajami" i nie można było w okolicy znaleźć odpowiedniej kandydatki. Dopiero, kiedy po latach pojawi się kilkunastoletnia/kilkunastoletni transseksualista Gee, William Abbott dojdzie do wniosku, że wreszcie pojawiła się osoba, której szukali przed laty. Czy przynależność do amatorskiego zespołu teatralnego nie staje się terapią dla tych, którzy mogą być sobą na scenie, skoro tak trudno być w życiu… Skąd u Szekspira tyle przebieranek związanych z płcią, które są np. osią sztuki "Wieczór Trzech Króli". W Violi przebranej za mężczyznę zakochuje się Olivia. Kiedy William i Tom ruszają do Paryża w swoją pierwszą podróż inicjacji seksualnej, czy nie przypominają "Dwóch panów z Werony"? A w cechach osobowościowych i wzajemnych relacjach między Williamem a Elaine nie jest ukryty temperament Petruchia i Katarzyny z "Poskromienia złośnicy"? A błąkający się w rodzinnym domu duch dziadka Harrego, czy nie kojarzy się z duchem ojca Hamleta… No i nadużywany przez Williama w odniesieniu do swego przyjaciela zwrot: "Biedny Tom" kojarzący się z hamletowskim "poor Yorick"… A cytowane fragmenty z "Burzy" i odwoływanie się do "bezpłciowego" elfa Ariela…To odczytywanie ukrytych przekazów jest bardzo pasjonujące, jak i przenikanie świata szekspirowskiego do współczesnej "inności".

Innym, równie ważnym miejscem, w którym można najwięcej dowiedzieć się o sobie samym jest miejska biblioteka. Tutaj na półce można znaleźć książkę "Mój Giovanni" Jamesa Baldwina, tak emocjonalnie bliską Williamowi. Jest i wiele innych, podobnych powieści, w których dojrzewający chłopiec szuka wyjaśnienia dla swoich preferencji seksualnych. W bibliotece poznaje pannę Frost, transseksualistę, któremu zabrakło odwagi, by całkowicie zamienić się w kobietę. W jaki sposób ta intymna znajomość zaciąży nad jego życiem?

W swojej "podróży w czasie" William przywołuje również początek lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku i wybuch AIDS. Pisarz wiele uwagi poświęca na dokładny opis zewnętrznych objawów choroby. Nie pomija żadnego szczegółu. Przedstawia ją niczym średniowieczny pomór, dziesiątkujący zarażonych. W przeciwieństwie do swych niezliczonych kochanków, biseksualny William, dożywa późnej starości i samotnie powraca do miejsca, które opuścił, by czuć się wolnym i wiernym swym skłonnościom.

Narrator w pierwszej osobie swobodnie porusza się w swoim minionym i teraźniejszym życiu. W przeszłości "odwiedza" tylko te wydarzenia, jakie ściśle wiążą się z jego seksualnością i osoby, które wywarły na niego istotny wpływ. Każdy ważny, jego zdaniem wątek, prowadzi do czasów współczesnych, po czym ponownie zatapia się w przeszłość. Jednak w kompozycji powieści nie ma chaosu. Pisarz w pełni panuje nad tak skonstruowanym biegiem wydarzeń.

Johna Irvinga interesują także rodziny, jakie zakładają "inni", by pozostać poza podejrzeniami. Porusza stosunek ich żon oraz dzieci do preferencji seksualnych mężów i ojców. Tym ostatnim daje duże szanse na wypowiedzenie się i ocenienie swych rodziców. Rozmowa pomiędzy Williamem a Manfredem, synem olśniewającego urodą i tajemniczego Kittredge’a, z czasów szkolnych, obiektu pożądania dziewcząt i chłopców, kończy powieść.

Mam wrażenie, że John Irving dla zrozumienia, usprawiedliwienia "innego" życia Williama Abbota i bliskich jemu dusz, szuka sprzymierzeńca w samym Szekspirze i jego dziełach. Nie bez powodu cytuje m.in. słowa Prospera: "Jesteśmy tym, z czego rodzą się sny". Nie przeszkadza mi znany z wcześniejszych powieści motyw wykorzystania biografii chłopca, który obiecuje sobie, że jak dorośnie to zostanie pisarzem. Jeśli wokół niego pisarz potrafi z niezwykłym dla siebie talentem literackich budować kolejne fascynujące fabuły, to warto na nie czekać.

I jeszcze jedno. Nie mogę pominąć sceny, w której William jedzie do Hiszpanii, by poznać swego biologicznego ojca, Francisa Deana. Transwestytę, który w klubie gejowskim występuje od lat ze swoim "nieśmiertelnym skeczem". Ukryty komizm, delikatność i wrażliwość, dystans i refleksja oraz wszystkie emocje, jakie budzi to zdarzenie, demonstruje mistrzostwo translatorskie Magdaleny Moltzan- Małkowskiej. Ale widać je także w całej powieści. Tłumaczka razem z pisarzem tworzą wymiar życia, w którym żyjemy przecież my wszyscy. Tylko że każdy z nas jest inny. W jednym żyje jedna dusza, w innym dwie…

Warto wiedzieć, że książka "W jednej osobie" pojawia się w czasie, w którym w naszym kraju dyskutuje się o problemach tożsamości seksualnej na wielu płaszczyznach. Myślę, że równie ważną jest teatr. Inscenizacje sztuk szekspirowskich w reżyserii M. Kleczewskiej, M. Pręcikiewicz, A. Augustynowicz i K. Warlikowskiego są tego dowodem. W grudniu ub. roku (wystawa czynna do lutego 2013) otwarto bardzo ciekawą wystawę w Centrum Scenografii Polskiej Muzeum Śląskiego w Katowicach pt. "Płeć w projekcie. Modele cielesności i tożsamości w realizacjach szekspirowskich". Jest ona z wielu względów znakomitą artystycznie i filozoficznie płaszczyzną, dyskutującą z nami współczesnymi o tym, jak William Szekspir traktował ciało i płeć i jak postrzegają je polscy artyści.

John Irving "W jednej osobie"; Wydawnictwo: Prószyński; Tłumaczenie: Magdalena Moltzan- Makowska; Format: 210x140 mm; Liczba stron: 514; Okładka: miękka; IBSN: 978-83-7839-361-0

Ilona Słojewska

Tagi: Irving, Szekspir, Znak,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany