"Ziemia jest piekłem innej planety (…) Ale nasze życie to wielka, dziwna tajemnica" – Renata Blicharz słowami o słowach

kzarecka

2015-07-19

renata_blicharz_160Renata Blicharz… Osoby, które znają twórczość poetki, zapewne z radością zanurzą się w ten wywiad. Osoby, które nie miały przyjemności poznać wierszy z książek poetyckich sygnowanych powyższym nazwiskiem, powinny zacząć od poniższych zdań. Jedno jest pewne – Renata Blicharz czaruje. Wabi. A gdy już wpadnie się w sidła Jej słów, nie chce się uwolnić. Oto zniewolenie w najlepszym wydaniu.



Katarzyna Zarecka: - Część czytelników uważa, że dobrą prozę może stworzyć wielu, lecz doskonałe wiersze tylko wybrani. Co Pani o tym sądzi? Nie do końca zgadzam się z tą opinią. Zarówno ciekawą prozę, jak i ciekawą poezję może tworzyć niewielu.

Renata Blicharz: - Oczywiście, inaczej pisze się powieść, inaczej wiersz, ta pierwsza jest wynikiem – pomijając talent pisarski – przede wszystkim pracowitości, systematyczności, wielkiej samodyscypliny, i przed tymi cechami i umiejętnościami niezbędnymi do powstania książki, którą czasem "połyka się" w kilka godzin, zawsze chylę czoła, bo choćby książka była najnudniejsza to stoi za nią ogrom pracy autora i z tego choćby względu należy mu się szacunek. Jednak często czyta się, słyszy, że autor od zawsze marzył, żeby napisać książkę i …napisał! I oto jest, jaka jest, taka jest, ale jest… Ostatnio też staje się modne dziedziczenie zawodu pisarskiego; skoro rodzic jest pisarzem, to ja też mogę pisać książki. Nie wspominając o piszących aktorach, politykach, celebrytach. Wiersz też wymaga specyficznych umiejętności literackich, natomiast nie wymaga aż takiego nakładu pracy, jest to bardziej kwestia "weny", przy czym nie w sensie dosłownym, stąd ten cudzysłów, weny rozumianej jak inspiracja, pewien impuls, który poeta przekształca w obraz poetycki, w poetycką opowieść, w wiersz właśnie. Naturalnie, wiersz potrafi czasem "przeleżakować" miesiące, przejść wiele transformacji, zanim zmagający się z materią słowa autor uzna, że jest skończony i można go wypuścić w świat, ale to inna praca.

Czyje wiersze są dla Pani alfą i omegą poezji?

W swoim życiu miałam okresy fascynacji różnymi pisarzami i poetami. Zauważyłam, że mamy bardzo uproszczone, stereotypowe myślenie o poszczególnych poetach, bo znamy ich twórczość dość wybiórczo, najczęściej dzięki temu, co przekazuje i pokazuje nam szkoła. Tak więc np. Broniewski jest od wierszy rewolucyjnych, Leśmian od malinowego chruśniaka, Gałczyński od zaczarowanej dorożki… A kiedy zaczyna się wchodzić głębiej w twórczość tych, których wymieniłam czy innych, dopiero wtedy widzimy całe bogactwo ich poetyckiego widzenia świata. Cenię wielu poetów, wśród nich mogę wymienić W. Szymborską, Z. Herberta, A. Zagajewskiego, zaś – cytując część Pani pytania – alfą i omegą poezji są dla mnie dzieła Czesława Miłosza. Nie będę mówić dlaczego, wiele o nim i jego wierszach napisano, więc zapewne nie powiem niczego nowego. Mogę jedynie stwierdzić, że jest on dla mnie geniuszem i niedościgłym mistrzem i odesłać po prostu do jego poezji.

Ma Pani za sobą 30-lecie pracy twórczej. Szmat czasu. Nie jest Pani "pierwszą lepszą" wyciągniętą za uszy grafomanką, a odnoszę wrażenie, że wciąż Pani nie wierzy w swoją siłę. Mam rację, czy to tylko złudzenie, któremu uległam?

Rzeczywiście, mimo upływu lat, mimo dowodów, że moje wiersze są wartościowe – myślę tu o głosach czytelników, kilku recenzjach czy choćby konkursach poetyckich, gdzie zostały zauważone – ciągle mam czy miewam wątpliwości, czy to co robię ma sens, czy jest ważne, potrzebne, cenne, pożyteczne itd.… Bo wiem, że ciągle można się uczyć, doskonalić swój warsztat. Choć z drugiej strony, wiem też, że teraz i ja potrafię udzielić dobrej poetyckiej rady. W pozbywaniu się wątpliwości pomaga mi myśl, że grafomani ich nie mają… No i przede wszystkim pomagają czytelnicy, którzy piszą do mnie np. takiego maila (pozwalam sobie zacytować): "Jeśli chodzi o Twoje wiersze to są wspaniałe, więc odrzuć jakiekolwiek wątpliwości. Ja rzadko czytam poezję i myślałam, że wezmę 'Czarownicę' do łóżka i spokojnie zasnę, a tu wielka niespodzianka – przeczytałam od deski do deski, a od niektórych wersów nie mogłam się oderwać i czytałam je po kilka razy!!! Świetne!!!". Wobec takiego dictum nie mam wyjścia, muszę wierzyć w siebie i siłę mojej poezji! :)

Pięć książek na rynku. Czy któraś jest wyjątkowa? Któraś najważniejsza? Czy może tak, jak dla większości pisarzy i poetów, to właśnie to najmłodsze dziecko, zawsze jest najbliższe sercu?

Może to zabrzmi banalnie, ale pod tym względem jestem jak matka, która jednakowo kocha wszystkie swoje dzieci, czy jest ich dwójka, trójka czy piątka. Naprawdę nie mogłabym wyróżnić żadnej z moich książek, każdy tomik powstał w innych okolicznościach, innym czasie, jest inny po prostu, ale każdy oddaje mnie, moje emocje i uczucia, moją wrażliwość i sposób widzenia rzeczywistości. A "Czarownica w sypialni" to dziecko najmłodsze i ostatnio faktycznie zajmuję się nim najwięcej i najmocniej, ale nie dlatego, że jest najbliższe sercu, lecz dlatego, że – jak na najmłodsze przystało – potrzebuje najwięcej pomocy.

Czy w Polsce łatwo wydać książkę poetycką? Pani zrobiła to własnym nakładem. Dlaczego?

Wydać tomik nie jest trudno, szczególnie jeśli dysponuje się określoną, wbrew pozorom wcale nie niebotyczną, kwotą pieniędzy nie jest to dzisiaj właściwie żaden problem. Można powiedzieć, w dużym uproszczeniu, że zaletą takiej rynkowej sytuacji jest to, że nie trzeba latami czekać na łaskawą opinię krytyka i tym samym na debiut. Z drugiej strony łatwość dostępu do druku niektórzy uważają za wadę, bo istnieją wydawnictwa czy drukarnie, które wydadzą każdą książkę, niezależnie od jej treści czy wartości artystycznych, literackich. Jeśli chodzi o mnie, nie udało mi się otrzymać od żadnej z instytucji kultury, powołanych do promowania literatury czy sztuki, pomocy w wydaniu książki. Wydaje się zresztą, że instytucje te żyją własnymi urzędniczymi sprawami, przede wszystkim zaś, że w swoich działaniach mylą często kulturę z rozrywką. Widać to w organizowaniu i finansowaniu różnego rodzaju dużych masowych imprez. Festiwale, kiermasze, jarmarki przyciągają tysiące ludzi. Czasopismo literackie dostanie groszową dotację w porównaniu z dotacją dla zespołu mażoretek, bo na ich występ przyjdą tysiące obywateli, którzy będą się dobrze bawić i bić brawo. A komu potrzebne jest takie czasopismo? Ilu mieszkańcom? Statystyki też się liczą. Wracając do moich tomików. Postanowiłam wydać je własnym sumptem, mogąc zyskać też samodzielność i niezależność. I tak zrobiłam.

Rafał Olbiński… Słysząc te personalia można oniemieć z wrażenia. Jak doszło do tego, że okładka "Czarownicy" jest dziełem Olbińskiego?

Nawet teraz, kiedy trzymam książkę w ręce, przychodzą momenty, że sama nie wierzę… Od dawna zachwycały mnie prace Rafała Olbińskiego, od dawna też krążyła mi gdzieś po głowie myśl, że jeden z jego poetyckich, metaforycznych obrazów stanowiłby piękną ilustrację do moich wierszy, np. jako okładka. Pomysł uznałam za zbyt zuchwały, gdzież ja do sławnego malarza! Ale kiedy zaczęłam pracować nad "Czarownicą…", doszłam do wniosku, że mogę spróbować, zapytać, że wręcz muszę, bo inaczej nie dowiem się, czy mój pomysł ma szansę na realizację. Kiedy więc udało mi się skontaktować z panem Olbińskim, kiedy przedstawiłam mu moja prośbę-propozycję, wyjaśniłam o co mi chodzi i dlaczego, przedstawiłam wiersze do przeczytania i potem otrzymałam trzy jego prace do wyboru – byłam zaskoczona i wdzięczna i czułam się zaszczycona jego zgodą. Wybrałam spośród nich tę, która jest teraz ozdobą okładki i której fragmenty są ozdobą kolorowej wyklejki. Książka jest ładna. Jestem szczęśliwa.

Kilka lat temu podczas wywiadu, który udzielał mi Krzysztof Mroziewicz (dotyczył "Ekstazji. Podróży z Afrodytą"), padły słowa "Język polski w zakresie erotyki jest dość prostacki". Pani w "Czarownicy" świetnie radzi sobie z językiem, używa wielu metafor. Sądzi Pani, że poezja potrafi subtelniej opisać akty seksualne?

Od dawna mówi się, że język polski ma ubogie słownictwo odnoszące się do erotycznej sfery życia, bo z jednej strony autor ma do dyspozycji określenia medyczne, które śmiesznie brzmi w literaturze pięknej, z drugiej strony znowu – słownictwo wulgarne, które też nie zawsze pomocne jest pisarzowi w jego pracy. Może nieco łatwiej jest w poezji, bo ona korzysta z innych środków językowych, posługuje się nieco innym językiem, bardziej metaforycznym, niedosłownym. Jeśli jednak chodzi o moją "Czarownicę…", to z pewnością nie chodziło mi o opisanie aktów seksualnych, tylko o pokazanie miłości jako uczucia, jako całości z różnymi jej aspektami. Kiedy w "Erotyku toruńskim" wymieniam wszystkie kosmiczne teorie…, plejady dotyków…, mgławice dreszczy…, gwiazdozbiory pocałunków…, meteoryty uniesień…, dotykam oczywiście zmysłowości, seksualnej sfery relacji między kobietą a mężczyzną, ale daleka jestem od opisu aktu płciowego czy aktu seksualnego. Zresztą w podtytule mojej książki użyłam świadomie określenia "wiersze miłosne", bo myślę, że przede wszystkim takimi są wiersze tam zebrane; te "inne" zaś to wiersze „okołomiłosne”, w mniej lub bardziej bezpośrednio z miłością związane. Myślę też, że nie każdy wiersz miłosny jest erotykiem, natomiast każdy erotyk jest wierszem miłosnym. Poza tym odnajdywanie własnej wizji, własnego wyobrażenia miłości pozostawiam czytelnikom i wiem, mam sygnały, że wybierają dla siebie wiersze tak odmienne, jak różnorodne i indywidualne jest pojmowanie pojęcia miłość i jak różni są bohaterowie moich wierszy i ich miłosne historie.

Od czterech lat tworzy Pani autorskiego bloga. Jest dla Pani miejscem dzielenia się z czytelnikami swoimi przemyśleniami, ścianą, na której można dać upust twórczej ekspresji, kartkami pamiętnika, punktem promocji, a może… czymś zupełnie innym?

Wszystkim po trosze, choć najmniej chyba pamiętnikiem czy dziennikiem. To swoista tablica korkowa, do której przypinam opisy różnych moich zadziwień i zachwyceń, które pojawiają się na mojej drodze, różnych "zwierzeń, zmyśleń, czułości", że posłużę się cytatem z wiersza "Zakochani". Pokazuję, opisuję tam to, co moim zdaniem jest w taki czy inny sposób fascynujące, piękne, przejmujące; to może być książka albo tylko jej okładka, tomik albo pojedynczy wiersz, piosenka, obraz, rysunek, kwiat albo owoc, fraszka albo czyjś życiorys, fotografia, rzeźba albo płaskorzeźba, obłok albo wieczorne niebo, coś wielkiego i coś małego, ważnego i nieistotnego. Jeżeli ktoś przystaje przed tą tablicą, znajduje coś dla siebie, zastanawia się, zachwyca lub dziwi razem ze mną, to poczytuję to sobie za wielką radość, za zaszczyt i …sukces!

Kiedy czytam "Wieczorem" z tomu "Kolekcjonerka" – to mój ulubiony Pani wiersz – czuję, jak boli mnie każdy fragment ciała i duszy. Co Pani odczuwa, gdy zaczyna pisać? Myśli Pani wtedy o sobie, czy o czytelnikach? Czy zastanawia się Pani, jak wiersze odbiorą, zinterpretują?

Gdybym miała określić jednym słowem to, co odczuwam, kiedy zaczynam pisać, to byłaby to chyba ekscytacja. I w nim mieściłyby się: radość, a nawet szczęście, swego rodzaju napięcie, euforia, twórcza niecierpliwość, bo udaje mi się przenieść na papier to, co zrodziło się w głowie i sercu!, bo chcę to zrobić jak najszybciej i jak najcelniej! Myślę o sobie, naturalnie, przecież opisuję świat widziany moimi oczami, oddaję w wierszu mój własny, często osobisty, jego obraz. Ale pisząc, myślę też o czytelniku i o jego odbiorze wiersza. Bo choć mówi się o własnym życiu wiersza "wypuszczonego" w świat i o prawie czytelnika do indywidualnej interpretacji zawartych w wierszu treści (co jest niezaprzeczalne!), to jednak chciałabym, aby mój wiersz był rozumiany zgodnie z moimi intencjami, zgodnie z moim przesłaniem, przynajmniej w sprawach fundamentalnych.

Czy życie Renaty Blicharz jest poezją?

Ziemia jest piekłem innej planety – to napis na murze, który spotkałam bardzo dawno temu, a który utknął mi w pamięci i który wykorzystałam zresztą jako motto jednego z wierszy z tomiku "Kołderka z białego marmuru". To zdanie mogłoby być odpowiedzią na Pani pytanie nie tylko o życie moje, ale każdego, absolutnie każdego człowieka. Wystarczy popatrzeć, posłuchać jakie zdarzenia, jakie "przygody" życie nam funduje… Aż żyć się nie chce! :) Ale nasze życie to wielka, dziwna tajemnica. Oprócz tego, że czasem wydaje się, że jesteśmy na zsyłce w owym piekle innej planety, potrafi też być piękne, być poezją. Staram się dać wyraz temu na moim blogu, o którym wcześniej rozmawiałyśmy. Jego przewodnim hasłem są słowa: "Poezja jest magiczną stroną życia. Życie może być poezją…". Poezję nazywam czasem miłością mojego życia. Moje życie nazywam czasem poezją.

"Czarownica w sypialni" - recenzja książki poetyckiej Renaty Blicharz

Foto - Patrycja Cierpicka

Tagi: Renata Blicharz, Czarownica, poezja, książka poetycka, Czesław Miłosz, Szymborska, wywiad,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany