Chłopięce lata - J. M. Coetzee

aostaszewska

2008-06-24

chlopiecelata_160Od wydania tej książki minęło kilka ładnych miesięcy, ale jej klimat wciąż do mnie powraca. Postanowiłam więc, raz jeszcze zatrzymać się nad "Chłopięcymi latami". Mimo że obok, już od jakiegoś czasu, leży i czeka "Młodość", czyli kontynuacja "Chłopięcych lat", to jednak pierwsza część autobiografii Johna Maxwella Coetzeego wciąż domaga się "doczytania". Zastanawiam się, co ta książka ma w sobie takiego, że co jakiś czas przypomina mi o sobie. Czy chodzi wyłącznie o biografię sławnego pisarza? Nie. Z pewnością tym, co mnie przyciąga, jest przede wszystkim tematyka: dzieciństwo.


"Chłopięce lata" to wcale nie tak odosobnione, jednostkowe świadectwo (pewnego) dzieciństwa. Dzieciństwa, które kłóci się z mitem szczęścia. Czytam zatem i przywołuje własne wspomnienia, czytam i przypominam sobie zasłyszane historie dzieciństwa. Wreszcie, czytam i uczę się na nowo patrzeć na świat dziecka z jego perspektywy.

To, w jaki sposób Coetzee opisuje siebie i swój świat w tej autobiograficznej książce… Wydaje się tylko pozornie pełen rezerwy i bezwzględny. Dojrzały pisarz, bez zbędnego sentymentu, opisuje po prostu własne dzieciństwo. Nie rozczula się nad sobą, nie pozwala sobie na okazywanie współczucia czy rozgoryczenia spowodowanego niełatwym powrotem do lat dzieciństwa. Jest przy tym surowy w jego ocenie. W pisaniu zaś - precyzyjny i staranny. Jego celem wydaje się jak najdokładniej opisać tamten świat (lata po drugiej wojnie światowej), przedstawić kontekst historyczno-społeczny (Republika Południowej Afryki) i zanalizować wyjątkowo dojrzałą psychikę dziesięcioletniego Johna. Być może właśnie tak jest. Być może... Ja, jednak, zaryzykuję inną hipotezę. Moim zdaniem, Coetzee genialnie siebie odkrywa, właśnie wtedy, gdy unika języka emocjonalnego, języka, do którego zdaje się jesteśmy przyzwyczajeni, kiedy mowa o dzieciństwie. Paradoksalnie więc odkrywa siebie sięgając po język powściągliwy, patrząc na siebie nieco z dystansu.

A co, gdyby opowieść Coetzeego odczytać w perspektywie swoistego seansu psychoanalitycznego? Jest przecież krąg rodzinny, wokół którego toczy się ta opowieść: silna, a jednocześnie trudna więź z matką, zdecydowana niechęć do ojca i rywalizacja z bratem... Na uwagę zasługuje również ciekawy manewr pisarski. Otóż, autor obsadził samego siebie zarówno w roli terapeuty, jak i pacjenta. Po co? By zyskać poczucie kontroli nad własną biografią.

Tym, co odkrywam w opowieści noblisty jest jakaś obsesja prawdy. W jego pisarstwie podoba mi się, że wybiera szczerość (która często przynosi dyskomfort) zamiast pustego zawierzania nadziei. Nie mówi: - Głowa do góry! On dobrze wie, że codzienności nie wypełnia radosna beztroska, ale nierzadko poczucie inności, osamotnienia, niezrozumienia... Na szczęście jednak dorastamy.

John Maxwell Coetzee "Chłopięce lata"; Wydawnictwo: Znak; Tłumaczenie: Michał Kłobukowski; Format: 124 x 195 mm; Liczba stron: 188; Okładka; miękka; ISBn: 978-83-240-0816-2

Aneta Ostaszewska

Tagi: John Maxwell Coetzee, Chłopięce lata, młodość, książka,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany