"Bez odbiorców twórca nic nie znaczy" - wywiad z Edytą Szałek

kzarecka

2007-10-15

edytawywiad_160Bronię tu mężczyzn, bo rozzuchwaliłyśmy się w swej kobiecej samoświadomości tak bardzo, że zatracamy w wielu przypadkach obiektywizm. To my najlepiej wiemy, jacy oni są, ba, oni też wiedzą, jakie jesteśmy my, więc gdzie w tym wszystkim nasza wyjątkowość? Edyta Szałek o kobietach, mężczyznach, trudnej miłości, mistrzach charakteryzacji, pisaniu felietonów i swojej debiutanckiej powieści, czyli 10 pytań i 10 odpowiedzi.



Katarzyna Zarecka: - Zaintrygowałaś mnie już na samym początku. Słowa z motto w "Śnie Zielonych Powiek": - Jak na deszczy łza, cały ten świat nie znaczy nic a nic. To utwór "Do kołyski" napisany przez Macieja Balcara i wykonywany z grupą Dżem. Po tych słowach w piosence jest: - Chwila, która trwa, może być najlepszą z twoich chwil. Tak w odniesieniu do Ciebie, nie fabuły książki: - czy chwila wydanie debiutanckiej powieści w sensie "pisarskim" była dla Ciebie najlepszą z chwil, czy może ta idealna jest jeszcze przed Tobą?

Edyta Szałek: - Mam nadzieję, że nigdy nie dojdę do przekonania, że chwila którą przeżywam jest tą idealną... To trochę jak powiedzieć, że się osiągnęło wszystko; większość z nas wie, że takie sformułowanie to początek końca. Dla mnie dwa wersy o których wspomniałaś to nieco inne ujęcie: carpe diem, nieco inne, ponieważ nie chodzi o korzystanie z życia i "łapanie" każdej minuty, jakby miała być ostatnią, a raczej o kontemplację, pokorę, interpretację wszystkiego, co nas dotyka... A jednocześnie to filozoficzna nieufność wobec świata i tego, co jest prawdą.

Iza Szewczyk doskonale zobrazowała Twoją powieść. Czy jednak nie bałaś się, że okładka może coś podpowiadać czytelnikowi? A może wręcz przeciwnie – cieszyłaś się, że pobudzi wyobraźnię i rozszyfrowanie tajemnicy będzie jeszcze ciekawsze?

Przyznam szczerze, że bardzo bałam się o okładkę. Widziałam w wyobraźni pewien szkic, czułam, że chcę na okładki minimalistycznej. Czułam, że jest ona bardzo ważna, bo to ona nęci wzrok... Iza wykonała świetny projekt – przy okazji ukłony w stronę mojego wydawcy pani Kasi Szablińskiej, która była otwarta na wszelkie moje sugestie, w związku z czym współpraca z Repliką była przyjemnością - niektóre zaś elementy okładki, które trzymały mnie w potrzasku, jak kwiat malwy bąka, Iza rozegrała po prostu świetnie. Myślę, że okładka jest dopełnieniem treści powieści. To doświadczenie uzmysłowiło mi, jak bardzo ważna jest przy kreowaniu okładek wrażliwość projektanta...

Greta – główna bohaterka powieści, nie jest typowym singlem. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie. To bardziej typowy outsider, który nie chce się w nic angażować. Zarówno w związki, jak i w typowe sprawy społeczne. Greta cierpi. Czy dlatego na usprawiedliwienie wszystkiego "dałaś" jej chorobę?

To ciekawe pytanie.... Paradoks polega na tym, że według mnie wcale nie trzeba mieć tak traumatycznych doświadczeń, jakie miała Greta, by zachowywać się jak ona, więc być może masz rację. Pojmując to w ten sposób, czytelnik może zastanowić się, jak odległe są te odczucia od naszych własnych. Wydaje mi się, że nie tak bardzo... Założenie jednak oczywiście było takie, że bohaterka choruje i jak zwykle w takich przypadkach jawi się pytanie, na ile choroba uwrażliwia, a na ile jest przeszkodą, a jeśli jest przeszkodą to do czego? I tak dalej...

Mój ulubiony Anioł Stróż – Joachim. Często twierdzi się, że to kobiety są zdolne do poświęceń, a mężczyźni uciekają od problemów. Postawą Joachima chciałaś udowodnić, że to nie do końca prawda, że to stereotyp, że nie można generalizować?

Oczywiście. Stereotypy powodują wiele zamieszania w życiu społecznym, choć niestety nie jesteśmy w stanie się od nich uwolnić. Wszystko zależy od naszej wrażliwości, światopoglądu, odpowiedzialności... Jeżeli mężczyzna kocha kobietę, zwłaszcza jeśli intryguje go tzw. "trudna" miłość – tego typu skłonności nie jesteśmy w stanie wykluczyć – to będzie walczył, będzie się nią opiekował, będzie jej strażnikiem. Bronię tu mężczyzn, bo rozzuchwaliłyśmy się w swej kobiecej samoświadomości tak bardzo, że zatracamy w wielu przypadkach obiektywizm. To my najlepiej wiemy, jacy oni są, ba, oni też wiedzą, jakie jesteśmy my, więc gdzie w tym wszystkim nasza wyjątkowość?

Wątki lesbijskie, jeśli w ogóle można je tak nazwać. Miały zobrazować wolność wyboru bohaterek, czy może podkreślić, że to już nie temat tabu?

Miały zobrazować zagubienie i jednocześnie poszukiwanie. Człowiek ma prawo robić ze swoim życiem co chce, pod warunkiem, że nie rani innych. Jeśli jego cierpienie ma go czegoś nauczyć, nie widzę problemu. Myślę, że ważny jest też wątek sensualności Grety. Ponieważ jest kobietą niezwykle czułą, to co dzieje się między nią, a kobietami odczuwa przez pryzmat zmysłowości. Gdy zaś chodzi o tabu... Nie jestem pewna, czy cokolwiek w tej chwili nim jest. Problem polega na tym, że w odwiecznej pogoni za zdemaskowaniem tabu, nie mamy zahamowań, wbijamy się od razu w szpik, robiąc krwawą jatkę i mieszając z błotem to, co dla innych jest wyjątkowe. Tymczasem powinniśmy być bardziej ostrożni, powinniśmy pozostawić sobie margines... na nasze błędy, rozczarowania...

I seks. Mówiłaś, że to były ważne dla Ciebie sceny, że obawiałaś się, że mogą nie być do końca szczere. Udało się. Nie ma tam jednak pełnej dosłowności. To gra na wyobraźni. Osobiście uważam, że to lepszy opis zbliżeń. Pcha mi się na usta, że to przewaga delikatności nad zwierzęcością… Dlaczego jednak wybór padł na taką formę?

Wielokrotnie czytałam wypowiedzi pisarzy polskich ubolewających nad tym, że po polsku o seksie można napisać, albo wulgarnie, albo medycznie. Nie do końca zdawałam sobie sprawę, że to prawda, dopóki sama się z zagadnieniem nie zmierzyłam. W moim przypadku, zależało mi bardzo, na wplataniu w wersy powieści metafor, poetyki, chciałam dać czytelnikowi trochę ozdobników, być może na przekór niechlujstwu językowemu, które panuje. Ale wszystko to pozostawało w kontraście z fizjologią, więc wiłam się jak piskorz. Natomiast bardzo ważne jest to, co zauważyłaś. Delikatność.... Bardzo nam jej brakuje. Poza tym, przecież wszyscy widzimy sceny erotyczne inaczej, najbardziej niewinna scena potrafi ewoluować w myślach w drapieżny akt... i dobrze.

Sporo odniesień do filmów w Twojej książce. Fascynujesz się kinematografią, czy tylko postanowiłaś wzbogacić bohaterkę?

Zdecydowanie kino jest moją miłością. Tą fascynacją obdarowałam bohaterkę świadomie. Pomyślałam, że będzie to zgrabnie korespondować z iluzorycznym życiem Grety.

Fragment ze "Snu…": - Dookoła przepych. Starannie dobrana kolorystyka posadzek i ścian, oryginalne oświetlenie, dyskretna muzyka, fontanny kwiaty, akwaria z egzotycznymi rybkami, skałki do wspinaczki… Jakiż to kontrast. Nasze fabryki rozkradane, ludzie gotujący zupę wielowarzywną z samych ziemniaków, afery, korupcje, głodowe zasiłki, pijaństwo brud. Wierzysz w "zmianę na lepsze"?

Wierzę, że będzie się nam tak wydawało. Łatwo jest nałożyć "make up" na wszystko, co nas uwiera. A czasy obecne są mistrzem charakteryzacji. Niebywałe jest to, że wierzymy za każdym razem w te same przepowiednie przedwyborcze i za każdym razem na końcu kadencyjnego tunelu widzimy figę z makiem. Cóż, dopóki o kraju będą decydowali ludzie prości, bez wykształcenia, kryminaliści, dopóty kraj będzie cierpiał. Dlaczego w polityce brakuje ludzi mądrych, autorytetów politycznych i intelektualnych? Bo nie chcą się – przepraszam za kolokwializm – "babrać w tym gównie". Jakiż partnerów mieliby do dyskusji? Brak jest umiejętności komunikacji w polityce, mimo że w byle firmie szkolenia tego typu ma szeregowy pracownik, a ponad wszystko politykom brakuje altruizmu wobec ojczyzny. I nie mam tu na myśli pracy charytatywnej, ale minimalnej odpowiedzialności za CAŁE społeczeństwo i państwo jako takie oraz identyfikacji z powyższymi.

Euzebiusz, Euzebiusz… Nie mogę obok tego przejść obojętnie. Do tej pory obok "Scen z życia smoków" to moja ulubiona opowieść. Ty również napisałaś mi: - To były czasy. Czasy Makowej Panienki, Żwirka i Muchomorka, Rumcajsa.... Lawina wspomnień. Również Greta oddała się na moment przeszłości, nazywając tak chomika. Jaka jest Twoja ulubiona bajka z czasów dzieciństwa?

"Mama, Kaśka ja i gangsterzy", wszystkie części "Tomka..." oraz "Niewiarygodne Przygody Marka Piegusa". Książki te przeczytałam wielokrotnie, a w Tomku byłam oczywiście nieprzytomnie zakochana.

Dlaczego nie piszesz już felietonów do "Zwierciadła"? Czytelnicy, których tam zdobyłaś, byli zachwyceni Twoimi tekstami. Ty zrezygnowałaś, czy pismo? Wielu felietonistów twierdzi, że ta dziedzina jest piękna, ale męcząca, ponieważ trzeba dotrzymywać terminów. Tu nie ma: Ach, napiszę jutro. Zastanawiałaś się nad regularnym pisaniem felietonów gdzieś indziej?

W czasie, gdy pisałam felietony, "Zwierciadło" przyjęło konwencję, że co roku osoba, która wygra w konkursie "dziennikowym" będzie w nagrodę pisać przez rok felietony. Jako, że ja byłam pierwsza udało mi się pobyć z czytelnikami trochę dłużej. W czasie pisania problemem nie były terminy, jestem zdyscyplinowana. Bardziej doskwierające było trzymanie się pewnej zaplanowanej konwencji. Przez to nie mogłam do końca "poszaleć". Jeśli pojawi się propozycja pisania felietonów do innego pisma, na pewno ją rozważę. Z jednego powodu - czytelnicy. Mam na ich punkcie bzika. Tak, jak podkreślałam w jednej z wypowiedzi, bez odbiorców twórca nic nie znaczy. Jest to oczywiście moja opinia. Ja mam się uczyć od ludzi, a oni ode mnie. To symbioza, której nie powinno się lekceważyć.


Tagi: edyta szłąek, wywiad, książka, sen zielonych powiek, iza szewczyk, replika, pytania, odpowiedzi,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany