Na Szkarłatnych Morzach - Scott Lynch

kzareckad

2008-04-03

naszkarlatnychmorzach_160Z czym kojarzy się wydawnictwo Mag? Z literaturą fantasy. Z czym kojarzy się literatura fantasy? Niestety (to należy podkreślić) dla wielu z czymś nierzeczywistym, trudnym do przyswojenia. Przyznaję, sama kiedyś nie przepadałam za tym gatunkiem literackim. Jednak, o zgrozo!, miałam takie zdanie... nie starając się nawet jej poznać. Aż kiedyś o pięć lat starszy brat przyniósł mi książkę i powiedział: - Gwarantuję, że ta przypadnie Ci do gustu. Jeśli nie, to ja przeczytam coś, co Ty mi podsuniesz. (czy dokładnie tak powiedział, czort wie; mniej więcej tak to jednak zapamiętałam). Przyniósł mi Groszka Orsona Scotta Carda. Tak poznałam Sagę Endera i Sagę Cienia. Brat nie musiał czytać wybranej przez mnie książki.


Dlaczego o tym wspominam? Otóż dlatego, że nie mam zamiaru udawać przed wami, że jestem największą znawczynią prozy sciene fiction i fantasy, jaka stąpała po ziemi polskiej. Jestem jednak osobą, która potrafi taka książkę wziąć do ręki i jeśli nie odrzuci jej po pierwszych dwudziestu stronach, pochłonie ją z największą przyjemnością. Otrzymałam "Na Szkarłatnych Morzach" Scotta Lyncha. Tak, mogłam zlecić zrecenzowanie tej powieści komuś innemu. Tak, mogłam. Jest jednak "ale". Ale nie mogłam tego zrobić, znając "Kłamstwa Locke'a Lamory".

Przejrzałam portale internetowe, które poświęciły uwagę Lynchowi. W większości do jego książki zajrzały osoby, które literaturę fantasy znają od podszewki, które się nią zajmują i które są mężczyznami (skąd taka przewaga, nie mam pojęcia). Ja, jak widać, jestem ich odwrotnością. I to też była przyczyna, dla której nie chciałam przekazać powieści do zrecenzowania komuś innemu.

Na początek - "Na Szkarłatnych Morzach" można przeczytać, nie znając historii z "Kłamstw Locke'a Lamory". Owszem, to księga druga cyklu "Niecni Dżentelmeni". Owszem, znając część pierwszą ma się większy pogląd na dalsze losy bohaterów. To jednak nie przesądza wszystkiego. Jeśli nie czytaliście "Kłamstw...", a macie pod ręką "Na Szkarłatnych...", nie bójcie się odchylić okładki i zagłębić się w morzu słów Lyncha. Gwarantuję, że jeśli przeczytacie część drugą, sięgniecie po pierwszą. Pal licho kolejność! Ja miałam tak z Orsonem Scottem Cardem. Zaczęłam od Groszka, a później szłam i "do przodu", i "cofałam się".

Niecni Dżentelmeni. Kocha się ich od samego początku. Odważni, sprytni, przystojni (przypominam - jestem kobietą; dla mnie Locke i Jean są cudem natury). Złodzieje, których się ubóstwia, którym się sprzyja. Porzucają rodzinne miasto i wyruszają w podróż, która ma przywrócić im siły fizyczne i psychiczne. Zatrzymują się w Tal Verrar i postanawiają zrobić skok życia. Skok, który ma im przynieść fortunę, wygodne, bezstresowe życie (tylko czy oni w ogóle potrafią żyć bez adrenaliny?). Perfekcyjnie przygotowany plan obrabowania Wieży Grzechu (dom gry, z którego nikt nigdy nic nie ukradł; a gdyby próbował, marny byłby jego los; śmiercią okrutną giną nawet Ci, którzy w obłędnym pędzie zadłużają się Requina - pana Wieży, a następnie nią mają środków by spłacić dług) obejmuje dwa lata. W tym czasie Locke i Jean przymują fałszywą tożsamość i krok po kroku zbliżają się do upragnionego celu. A kiedy są już tuż tuż, wszystko się wali. Okazuje się, że więzimagowie o nich nie zapomnieli. Nagle Niecni Dżentelmeni wpadają w pułapkę bez wyjścia, wplątują się w rozgrywki między najpotężniejszymi w Tal Verrar. Żeby przeżyć, muszę stać się jeszcze bardziej czujni, jeszcze bardziej sprytni i.. jeszcze bardziej szaleni.

Te dwa szczury lądowe, które nie odróżniają bakburty od sterburty, które na statku rzygają na lewo i prawo, mają stać się wyśmienitymi żeglarzami. Mają zostać piratami. Nie byliby sobą, gdyby i tej tożsamości nie potrafili przyjąć, ale... No właśnie, nic nie jest takie proste, łatwe i przyjemne. Prawdziwy człowiek morza prędzej czy później rozpozna na otwartych wodach przebierańca. Sytuacja się komplikuje, ale niezwykłe szczęście nie opuszcza bohaterów. Wreszcie chcąc, czy nie chcąc, zostają piratami. Każdy pirat to jednak też złodziej, zatem Locke i Jean w pewnym sensie nadal pozostają sobą.

W porównaniu z pierwszą częścią bardziej rozbudowana zostaje postać Jeana. I bardzo dobrze! Teraz mamy ich obu na szali i waga nie przechyla się w żadną ze stron. Ich przyjaźń rozkwita. Jeden za drugiego oddałby życie. Są nierozłączni.
Humor. To największy atut Lyncha. Przy tej książce po prostu nie da się nie śmiać! A pewne sytuacje bawią do łez. Przykład - aby rejs był pomyślny, na statku powinni się znajdować kobieta i kot. Na Posłańcu wyruszającym z Tal Verrar oczywiście nie ma ani przedstawicielki płci pięknej, ani zwierzęcia. Gdy dochodzi do sytuacji kryzysowej, załoga wini za wszystko kapitana - czyli starającego się perfekcyjnie odegrać swoją rolę Locke'a. Dlaczego? Na morzu można przeżyć bez kobiety. Jeśli jednak na dodatek nie ma kota... Zbuntowana załoga wyrzuca na otwarte morze szalupę z Locke'iem i Jeanem. Po pewnym czasie dryfowania zza widnokręgu wynurza się brudnobiały prostokąt płótna. Statek.

- A niech mnie... Zanosi się na to, że naszym chłopcom trafi się pierwsza okazja, żeby kogoś złupić.
- Co za szkoda, że ten statek nie był łaskawy zjawić się już wczoraj!
- Założę się, że i tak bym wszystko spieprzył. Chociaż... Wyobraź sobie taką scenę: abordaż, chłopaki przeskakują nad relingiem, kordelasy w garściach, i wrzeszczą: "Koty! Oddajcie nam swoje koty!".
Oj, tego typu podobnych smaczków jest więcej. Znacznie więcej. Choć są też chwile refleksji. Są czarnego humoru. Są też miejsca na łzy (mnie jedna śmierć wzruszyła), gniew, żal. Są też na zdziwienia - jak? dlaczego? To nie pozwala czekać na kolejną część! A trzeba. Ach...

To książka przygodowa. I niezwykle, niezwykle!, wciągająca. Pochłania się ją bardzo szybko. Ze Scottem Lynchem nie da się nudzić. I nie ważne, czy akcja dzieje się na lądzie, czy na morzu. Choć trzeba przyznać, że ta na lądzie rozgrywa się szybciej.
I jeszcze słów kilka o zakończeniu. Genialne! Człowiek czyta ponad 600 stron, by zobaczyć największą i najbardziej zuchwałą kradzież i... Przeczytajcie.


Scott Lynch "Na Szkarłatnych Morza"; Wydawnictwo: Mag; Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec, Wojciech Szypuła; Format: 135 x 205; Liczba stron: 626; Okładka: miękka; ISBN: 978-83-7480-084-6

Katarzyna Zarecka

Tagi: scott lynch, na szkarlatnych morzach, recenzja, kłamstwa lockea lamory, orson scott card,

<< Powrót

Papierowy Ekran 2009

FB PL

Kejos

HaZu

PL zmiany